Wiktor Świetlik: Koronawirus jak kastet [OPINIA]
Z jednej strony doprowadzenie przez Mateusza Morawieckiego do zwołania unijnego szczytu zdrowotnego i ekspresowe zmiany w prawie, z drugiej - kabaretowe kłótnie o to jak dozować płyn bakteriobójczy i teorie spiskowe. Sytuacje takie jak okrążająca nas zaraza sporo mówią nam o świecie naszej polityki - pisze Wiktor Świetlik.
Polski rząd w sprawie koronawirusa ma wygodniejszą sytuację niż rządy niektórych innych krajów, bo choroba dała nam więcej czasu. Na razie wszystko wskazuje na to, że wykorzystał ten czas bardzo dobrze. Po pierwsze badania wskazują, że akcja informacyjna dotarła do większości Polaków. Po drugie połowa ocenia te działania dobrze. Mateuszowi Morawieckiemu i ministrowi zdrowia Łukaszowi Szumowskiemu udało się jeszcze przy okazji upiec sukces międzynarodowy – czyli doprowadzić do zwołania posiedzenia europejskich ministrów zdrowia.
Teraz, w trybie ekspresowym premier przeforsował "antywirusową" ustawę wymuszającą między innymi zgody na pracę zdalną pracowników i uelastyczniającą dysponowanie pieniędzmi, tak by można było reagować tam gdzie trzeba. Wydaje się, że jesteśmy przygotowani.
Jeśli – co zdaje się mało prawdopodobne – wirus do nas nie dotrze albo dotrze w stopniu śladowym, rządzący będą mogli mówić o sukcesie. Jeśli uderzy w nas mocniej, będą mieli dużo ważniejszy sprawdzian numer dwa.
Opozycja technicznie sytuację ma łatwiejszą. Wystarczy, że zaatakuje rząd. Skoro jest kampania, robi to – na miarę kampanii – możliwie brutalnie. Ale czy skutecznie?
Nie dla humanistów
Albert Camus w "Dżumie" pisał, że zaraza przede wszystkim zabija humanistów, bo nie byli dosyć ostrożni i ryzykowali swoim życiem. Świat polityki – który z natury stawia przede wszystkim na przetrwanie własne i wyniszczenie konkurencji - nie tylko w naszym kraju – dowiódł, że potrafi zajmować się kwestiami wielkich nieszczęść w sposób mało humanistyczny, a często wręcz zdehumanizowany.
Jaką można było znaleźć najostrzejszą teorię uderzającą w rząd? Zapewne najdalej posunięta teza musiałaby mówić, że rząd specjalnie ściąga do Polski wirusa, albo hoduje go w tajnych laboratoriach. W czasach serialu "Walking Dead" i filmów z Milą Jovovich zapewne najbardziej radykalna część elektoratu by uwierzyła. Ale oczywiście dla wyborców, o których idzie walka, byłoby to za dużo. W związku z tym powstała teoria spiskowa w wersji light. Wirus jest, ale władze jego istnienie ukrywają. Ta narracja to nie żaden spontan, a ewidentna dyspozycja, bo od mniej więcej połowy zeszłego tygodnia zaczęło ją powtarzać wielu polityków Koalicji Obywatelskiej z kandydatką na prezydenta - Małgorzatą Kidawą - Błońską włącznie.
Oczywiście wchodzi to w popkulturowy wzorzec - narracje polityczne lubią je wykorzystywać - złej władzy ukrywającej przed społeczeństwem biologiczne zagrożenie. Potem mroczna teoria jest rozwijana – zła władza wypuści z puszki informacje o wirusie, by przykryć wiec opozycyjnej kandydatki albo też jakieś inne działania.
Idzie za tym prosta kalkulacja. Obstawienie na bardziej prawdopodobne. Jeśli koronawirus pojawi się w Polsce – to powiemy: a widzieliście! Jeśli się nie pojawi - wygra rząd, ale to mało prawdopodobne, bo choroba się rozszerza.
Jak nie wirusem to zamachem
Co zrobiłby PiS, gdyby był na miejscu opozycji? Zapewne coś zbliżonego. Czasy kiedy Jarosław Kaczyński mówił przylatującej po negocjacjach traktatu nicejskiego ekipie Leszka Millera „panowie, zrobiliście kawał dobrej roboty” minęły bezpowrotnie, a przeciwnika politycznego wręcz się dehumanizuje. Na wykorzystaniu choroby do ataków na rywali najbardziej zależy ekipie dawnej PO, bo dla niej to najbardziej opłacalne. Jej elektorat w największym stopniu kieruje się emocją negatywną. Wyborca Małgorzaty Kidawy-Błońskiej głosował będzie częściej nie na nią, a przeciwko Andrzejowi Dudzie.
Ale takie działania to nie tylko specyfika nasza. We Włoszech od pół roku pokłócony z rządem lider Ligii Północnej Matteo Salvini (do sierpnia 2019 wicepremier szef MSW)
wezwał premiera Giuseppe Contego do ustąpienia, bo "nie zabezpieczył granic". Po bombowej hekatombie w madryckim metrze w 2004 roku, gdy życie straciło prawie 200 osób, a ponad tysiąc zostało rannych, tuż przed wyborami parlamentarnymi, obie strony natychmiast wzięły się za łby. Było to na chwilę po wysłaniu hiszpańskiego wojska na wojnę w Iraku. Rząd próbował nieudolnie sugerować, że zamachu dokonała baskijska ETA, a opozycja szeptaną propagandą przekonywała, że to sam premier Aznar stoi za zamachami, bo chciał zmobilizować Hiszpanów. Surrealistyczna, spiskowa teoria wygrała, a wybory nieoczekiwanie wygrała opozycyjna lewica.
A co z koronawirusem? Od tego jak pójdzie walka z nim mogą zależeć losy rządu PiS więc będzie musiał zrobić co się da, a na razie gdy chce, jest dość skuteczny. Więc – jeśli chodzi o działania państwa - można być dobrej myśli.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.