"To była ścisła tajemnica". Wiemy, kto wymyślił 800 plus
Jarosław Kaczyński wciąż stosuje tę samą, sprawdzoną metodę, by wprowadzić działaczy PiS w stan euforii: obiecuje ludziom pieniądze. Nasi rozmówcy z partii przyznają, że o 800 plus nie wiedzieli nawet niektórzy sztabowcy, a pomysł udało się utrzymać w tajemnicy. Dlatego rządzący są zadowoleni, że obietnica złożona przez prezesa znów zaskoczyła opozycję.
- Nie pracujemy nad tym - zapewniała 17 marca minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg.
- Nie pracujemy nad waloryzacją programu 500 plus - powtarzał dokładnie miesiąc później minister finansów Artur Soboń.
- Nie ma tematu waloryzacji 500 plus - mówił jeszcze 4 maja sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski. Dopytywany, czy temat pojawi się na konwencji PiS 13-14 maja, stwierdził: - Nie przewiduję.
Politycy obozu rządzącego przez ostatnie miesiące twardo zaprzeczali medialnym doniesieniom, jakoby PiS miało ogłosić waloryzację sztandarowego programu socjalnego przed wyborami parlamentarnymi.
Czy politycy PiS - między innymi ci wymienieni wyżej - świadomie wprowadzali w błąd media i wyborców? Czy przeciwnie: powtarzali zgodnie z prawdą, że żadne prace nad podwyższeniem 500 plus się nie toczą?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Opozycyjne trutnie" i ubogie społeczeństwo. Poseł PO mówi o PiS
"Trzeba wierzyć i zapier***ać"
Według naszych informacji w PiS jedynie wąska grupa osób wiedziała - na czele z premierem - że Jarosław Kaczyński na konwencji swojej partii ogłosi 800 plus. Jeszcze kilkanaście dni temu bowiem takiego ruchu nie planowano. Ostateczna decyzja o ogłoszeniu programu zapadła kilka dni temu, a wiedziało o tym jedynie kilku sztabowców i najbliższe otoczenie prezesa PiS.
- O tym, że Jarosław ogłosi 800 plus, nie wiedziała ani minister Maląg, ani Soboń. To decyzje, które zapadają na poziomie sztabu wyborczego (z premierem i prezesem na czele), a nie rządu. Wtajemniczonych w ten projekt było tylko kilka osób - opowiada nam osoba znająca kulisy konwencji PiS.
Okazuje się więc, że o decyzji waloryzującej 500 plus - i jednocześnie o kosztach wynoszących dziesiątki miliardów złotych rocznie - nie mieli pojęcia czołowi przedstawiciele Ministerstwa Finansów. Krótko przed konwencją o zapowiedzi Kaczyńskiego została uprzedzona szefowa resortu Magdalena Rzeczkowska.
- Trzeba było ograniczyć możliwości przecieku do minimum. Nawet celowo wypuszczano fałszywki do mediów kilka dni przed konwencją o tym, czego można spodziewać się na wydarzeniu. Po to, żeby był "efekt wow". I to się udało zrealizować w stu procentach - relacjonuje nam polityk PiS zbliżony do sztabu wyborczego.
Inny dodaje: - Cel był również wewnętrzny: działacze mieli dostać potężny impuls, mieli być autentycznie zaskoczeni. Zależało nam, żeby to było widać na ich twarzach w obiektywach, w kamerach. I tak było. Wszyscy byli zapowiedziami prezesa zachwyceni.
Rozmówca z Nowogrodzkiej: - Cele były w zasadzie dwa: pokazanie naszej determinacji Polakom i przekonanie naszych ludzi, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Tylko trzeba wierzyć i zapier***ać. A wtedy będzie dobrze.
Przykryć rakietę
Jarosław Kaczyński ponoć z wielkim entuzjazmem przyjął propozycję swoich sztabowców, żeby nie czekać z ogłoszeniem programu 800 plus do lata czy jesieni, tylko uderzyć, zanim jeszcze oficjalnie zacznie się kampania.
Za pomysł ogłoszenia waloryzacji świadczenia odpowiadają - jak słyszymy - m.in. słynni sztabowcy PiS i współtwórcy zwycięskich kampanii tej partii Anna Plakwicz i Piotr Matczuk (założyciele głośnej swego czasu spółki Solvere), ale decyzję w tej sprawie podjęli liderzy sztabu wyborczego. Plakwicz i Matczuk - razem z PR-owcem Michałem Lorencem - mieli mieć wpływ na oprawę konwencji PiS nawiązującej do ula i pracowitych pszczół. Za organizację, koncepcję i "wsad programowy" odpowiadał zaś szef kampanii PiS, europoseł Tomasz Poręba (twórca m.in. zwycięskich kampanii PiS z 2018 czy 2019 roku). Całość była koordynowana przez Nowogrodzką i kilka osób z KPRM.
Z naszych rozmów wynika, że politycy PiS są bardzo zadowoleni z wydarzenia. - Pierwszy dzień był nudny, niewiele się działo, działacze chcieli się wydostać z sali, zamiast słuchać akademickich dyskusji na panelach. Ale już drugiego dnia była moc, wiele się działo, Jarosław rozruszał wszystkich, świetnie wypadły też panele i rozgrzały się dyskusje kuluarowe - opowiada nam uczestnik konwencji.
Działacz PiS obecny na sali: - Naprawdę buzowało. Świetnym pomysłem było zrobienie trzech paneli równocześnie tak, by ludzie mogli się przemieszczać. Te wywiady w kuluarach, materiały zza kulis - to wszystko śmigało. No i frekwencja dopisała.
Po konwencji nastroje w PiS są dużo lepsze niż jeszcze kilka tygodni temu. Ba, rządzący (chwilowo) złapali oddech po aferze z rosyjską rakietą, przez którą dziś spierają się najważniejsi politycy obozu władzy; w tym prezydent, premier i szef MON.
- Chcieliście przykryć rakietę konwencją? - pytamy polityka PiS.
- Nie, ona była planowana naprawdę ze sporym wyprzedzeniem. Nie da się takiej imprezy zrobić w trzy dni - odpowiada.
- No dobrze, a 800 plus? - dopytujemy. - Może tego nie planowaliście, a jak wyszła na jaw rakieta, to postanowiliście spróbować to przykryć?
- Nie sądzę, to tak nie działa - twierdzi nasz rozmówca. - Nie da się już przykrywać jednego tematu innym tematem. Ale jak było naprawdę, wie tylko kilka osób. 800 plus naprawdę było jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic. Jak ta rakieta z Zamościa.
Według naszych informacji kolejne dwie propozycje - "darmowe" leki od 65. i do 18. roku życia oraz bezpłatne autostrady - miały być tylko politycznym dodatkiem (ale również starannie przebadanym i celującym do konkretnych, precyzyjnie określonych grup wyborców). - Zawsze trzeba obudować jedną, najważniejszą zapowiedź dwoma-trzema mniejszymi. Tak to wymyślili w sztabie - relacjonuje nasz rozmówca z PiS.
PO czeka na Tuska
Czy w PiS nie ma obaw, że partia za szybko "wystrzeliwuje" się z efektownych propozycji? Wszak do wyborów jeszcze około pół roku. - Będą kolejne propozycje i konkrety, którymi zaskoczymy wszystkich. Pracujemy nad tym - mówi nam osoba zaangażowana w kampanię PiS.
Nasi rozmówcy nie ukrywają, że na bieżąco i regularnie zlecają badania społeczne, by sprawdzić, czego oczekują wyborcy. - Dla większości z nich waloryzacja 500 plus była naturalna. Chcemy dać dzięki temu oddech ludziom, którzy z trudem znoszą inflację. Wiemy, że to sprawa, która naprawdę psychicznie wielu dobija - przyznaje nasz rozmówca z obozu władzy.
PiS jest także zadowolone z tego, że znów - przynajmniej chwilowo - ma kontrolę nad agendą polityczną. - Narzuciliśmy temat i opozycja musi się do tego odnosić. Klasyczna sytuacja, ale zawsze pożądana. Czekamy, jak odpowie Tusk. Niezbyt pochylamy się nad tym, co mówią szeregowi posłowie z opozycji. Oni wiedzą, że mają problem - twierdzi nasz rozmówca z PiS.
W Platformie faktycznie jest oczekiwanie, co na spotkaniu z wyborcami w Krakowie - dzień po konwencji PiS - powie Donald Tusk. Lider PO działa podobnie jak Jarosław Kaczyński: gdy ogłasza coś efektownego (kredyt 0 proc., "babciowe"), to prawie nikt ma o tym nie wiedzieć. Góra 5-6 osób.
Na razie liderom największych partii udaje się narzucać tempo. To ich propozycje są najczęściej omawiane i w największym stopniu przebijają się do opinii publicznej. - I tak będzie do końca kampanii - powtarzają nasi rozmówcy.
Na tych propozycjach zyskają politycy, ale - twierdzą niektórzy ekonomiści - stracą duże grupy wyborców. Jak zauważają analitycy i komentatorzy, pierwsze obietnice PiS oznaczają wyższą konsumpcję, wyższą niż mogłaby być inflację oraz wyższe stopy procentowe (a przez to raty kredytów).
- Pomysły Kaczyńskiego będą finansowali nasi wyborcy. Klasa średnia. Przedsiębiorcy, osoby, które chcą się rozwijać na rynku pracy, młodzi ludzie z kredytami. Oni na pewno nie dadzą się kupić tymi obietnicami, a będą do nich wyłącznie dopłacać - twierdzi jeden z ważnych polityków Platformy.
Szkopuł w tym, że sama Platforma licytuje się z PiS na kolejne propozycje, za co także jest krytykowana przez liberalnych ekonomistów.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski