Taśmy Kaczyńskiego. PiS: "Prezes od lat nie był tak osłabiony, ale to nas władzy nie pozbawi"
Niezależnie od suflowanych przez PiS przekazów dnia dotyczących tzw. "taśm Jarosława Kaczyńskiego", w partii nie ma przekonania, że sprawa ta zachwieje obozem władzy. Podobnie myślą politycy PO. Działacze PiS widzą jednak kilka zagrożeń. Niektórzy z nich są skonfundowani: - Prezes od 2015 r. nigdy nie był słabszy, niż dziś.
Mówi polityk PiS: - Akcja #JaCięNieMogę, która zalała media społecznościowe, okazała się strzałem w dziesiątkę. Z tego, co wiem, dotarła do prezesa, co choćby widać po wpisach rzeczniczki, która jest ustami Jarosława, a sama jedzie z tym hashtagiem na Twitterze. Taki jest "prikaz" z centrali: wyśmiewać publikacje "Gazety Wyborczej" i "moralne wzmożenie" opozycji, a jak najmniej się tłumaczyć. To przekaz autoryzowany przez prezesa.
CZYTAJ TEŻ: Makowski: Każdej władzy trzeba patrzeć na ręce, ale "Taśmy Kaczyńskiego" raczej PiS-u nie zatopią [OPINIA]
Żaden tam rekin
"Ja Cię nie mogę" - tymi słowami prezes PiS - "bohater" nagrań ujawnionych przez "Gazetę Wyborczą" - zwrócił się do tłumaczki podczas nagranego potajemnie spotkania na Nowogrodzkiej, gdy ta wyjaśniała mu - jakkolwiek absurdalnie to brzmi - dlaczego ma... "potargane" spodnie.
- Gdyby nie ten fragment, byłoby trudniej. A tak, zrobił się z tego hit, który chyba jest dla wyborców najbardziej zapamiętywalny. Ot, Jarosław w całej okazałości. Człowiek z poczuciem humoru, żaden tam "rekin". Kulturka. Jak z "Ucha Prezesa", a przecież "Ucho..." Jarosławowi robiło dobrze - mówi dalej polityk PiS.
I dodaje: - Nie było rzucania "chu..mi i ku...mi". A to się do PO przylepiło, prezes takich sformułowań po prostu nie używa. A to wrażenie jest najważniejsze. Styl jak znad herbaty, a nie foie gras.
Sam szef MSWiA Joachim Brudziński - oczywiście autoryzowany przez Nowogrodzką - mówił w jednym z wywiadów: - To niezbyt dobra wiadomość dla mediów "analogowych". Ale to internauci wygrali tę debatę. Hashtag #JaCięNieMoge i hashtag #Kapiszon zdominowały tę narrację i wiem jedno: Polacy tej hucpy nie kupią i nie kupują.
Polityk PiS: - Jakiś margines marginesów może jeszcze wierzy w "aferę". Ale na naszych wyborców sprawa będzie miała wpływ dosłownie zerowy.
Rodzina dotknęła
Inni rozmówcy z obozu władzy nie mają jednak takiego przekonania, że same próby wyśmiania całej sprawy wystarczą, by uznać, że nie ma problemu.
- Jarosław po ujawnieniu nagrań nigdy [w tej kadencji] nie był słabszy, niż teraz - uważa rozmówca WP.
I każe zwrócić na jeszcze jedną rzecz uwagę. - W prezesie coś pękło po zabójstwie Pawła Adamowicza. To, że nie pojawił się na sali plenarnej podczas uczczenia prezydenta minutą ciszy, przypadkiem nie było. To, że dzień przed pogrzebem w Gdańsku otoczył się przy grobie Lecha na Wawelu najbliższymi współpracownikami i najważniejszymi politykami, przypadkiem nie było. Również to, jak mocno przeżył kilka dni temu kolejną rocznicę śmierci swojej Matki. Śmierć prezydenta Gdańska naprawdę prezesem wstrząsnęła. Po ludzku, nie politycznie. A teraz to: w "aferę" prezes został wciągnięty przez swoich krewnych. Kogo by to nie dotknęło?
W czasie żałoby po zamachu na Adamowicza prezes głosu nie zabierał, wystąpił dopiero podczas konferencji w Sejmie w miniony weekend. Już wtedy wiedział, że w nadchodzącym tygodniu nastąpi kolejne uderzenie i ujawnienie nagrań przez "Wyborczą". Szeregowi politycy PiS mieli o tym nie wiedzieć, plotki zaczęły się rozchodzić mocno w niedzielę.
Kaczyński zdecydował, żeby chwilowo odciąć od mediów parlamentarzystów swojej partii i poczekać, jak sprawa taśm będzie rezonować w świecie polityczno-dziennikarskim. Kierownictwo PiS ponoć nie było pewne, co konkretnie wyeksponuje "Wyborcza" w pierwszej "taśmowej" publikacji (nagrań jest podobno dużo więcej).
- Jakkolwiek wszyscy w partii twierdzą, że to "kapiszon", to prezesem osobiście musiało to wstrząsnąć. Nagrano go w jego twierdzy, w jego domu, Nowogrodzka to nie jest po prostu miejsce pracy. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to po prostu jest ignorantem - mówi polityk znający prezesa.
Tęsknota za skromnym prezesem
Niektórzy w PiS widzą problem przede wszystkim w jednym: tym, że prezes Kaczyński - mimo że sam prawa nie złamał, a wręcz, jak twierdzą, "wykazał się uczciwością" - za bardzo mieszał w rozmowie wątki polityczne z biznesowymi. A to zawsze "źle pachnie".
- Prezes dużo zrobił, by kreować swój obraz jako człowieka ascetycznego, bez konta w banku, nie angażującego się w żadne interesy. On sam taki obraz kreował w autoryzowanych przez siebie wywiadach! Nie jest tak, że taką "gębę" mu przyprawiano. On sam chciał być tak postrzegany. I to go, moim zdaniem, boli, że dla wielu, nawet dla swoich przeciwników, ten starannie tworzony obraz się rozmył, jeśli nie całkowicie załamał - opowiada polityk dobrze go znający.
CZYTAJ TEŻ: Biedroń: Okazało się, że król nie jest nagi, ma całkiem drogie szaty i siedzi na tronie na Srebrnej
Dwa konkrety w tej sprawie są - jak słychać w PiS i okolicach - problematyczne: to, że wywołane zostało wrażenie, że PiS ma prezesów banków na pstryknięcie palcem, i to, że "wystarczy wygrać wybory", by móc "przepchnąć" przepotężną inwestycję, na której ludzie związani z Kaczyńskim będą zarabiać miliony.
- Srebrna funkcjonowała dotąd raczej w tzw. "środowisku", ludzie - wyborcy - w większości nie mieli pojęcia, czym to jest, a zwłaszcza, jaki związek może mieć z tym prezes. "Panią Basię" [Barbarę Skrzypek, sekretarkę Kaczyńskiego - przyp. red.] znają z kabaretowego programu, a nie jako "buisnesswoman". Jak sobie ludzie o Srebrnej poczytają, mogą się nadziwić, że to interes tak ściśle z partią związany - opowiada rozmówca WP.
CZYTAJ TEŻ: Biznes ludzi PiS. Kto jest kim w spółce Srebrna
Przypomnijmy: według publikacji "Gazety Wyborczej" prezes PiS "nawet nie dbał o pozory formalizowania biznesowych spotkań” i "działał w imieniu Srebrnej”, choć jako poseł - zgodnie z ustawą o partiach politycznych - "nie może prowadzić działalności gospodarczej" (na mieniu komunalnym). Tyle że prezes PiS nie prowadzi działalności ani nie zarządza spółką, tylko pełni funkcję organu nadzoru w fundacji.
Zgodnie z informacjami dziennika, 2 lutego ub. r. Barbara Skrzypek, która wraz z synem ma niewielkie udziały w Srebrnej, podpisała Kaczyńskiemu pełnomocnictwo, by ten "reprezentował ją na nadzwyczajnym zgromadzeniu wspólników spółki”. Jak dodaje "Wyborcza", w ten sposób Skrzypek dała prezesowi PiS "wolną ręką w podejmowaniu decyzji”. Stąd m.in. plany i rozmowy dotyczące budowy wieżowców nazywanych "Srebrna Towers".
Platforma Obywatelska próbuje te właśnie wątki szczególnie eksponować. - Upadł mit osobistej uczciwości i skromności Jarosława Kaczyńskiego. Mit, który wart jest miliard złotych - powtarzają oficjalnie posłowie tej partii.
Z drugiej strony jednak - jak usłyszeliśmy już off the record od jednego z polityków PO - u wielu panuje przekonanie, że nie można nazbyt tej sprawy "przegrzewać" przesadnymi twierdzeniami, jak robili to choćby karykaturalnie wzmożeni opozycyjni publicyści w stylu Tomasza Lisa, Jarosława Kurskiego czy Przemysława Szubartowicza.
- W "Kaczora"-miliardera niewielu uwierzy, to jest zbyt tępy przekaz. Trzeba tę sprawę rozpracowywać krok po kroku, bo ona jest bardzo poważna. Ale czy zaburzy sceną i pozbawi PiS władzy? Mówiąc delikatnie: mam wątpliwości - uważa rozmówca WP z opozycji.
W obu partiach - zarówno PiS, jak i PO - słychać głosy, że sprawa taśm jedynie utwardzi w swoich przekonaniach obydwa obozy.
Chyba że przed wyborami pojawią się prawdziwe "bomby", a nie bombki jak z choinki, które póki co jedynie lekko kaleczą partię rządzącą.