Tak źle jeszcze nie było. Sejm huczy od plotek
Część posłów należących do PiS może zrezygnować z głosowania w obronie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro. Kuluary sejmowe huczą od plotek, jakoby pozycja lidera Solidarnej Polski w koalicji rządzącej była zagrożona - jak nigdy dotąd. Niechęć do Ziobry i jego ludzi osiągnęła apogeum - mówią politycy PiS. "Ziobryści" są jednak spokojni o los swojego lidera i przekonują, że to jedynie "spin" niechętnych wobec Ziobry ludzi z obozu władzy. Na ostatnim posiedzeniu rządu doszło do ostrego sporu ministra sprawiedliwości z premierem Morawieckim. Oto kulisy wojny na szczycie.
W grudniu odbędzie się głosowanie nad złożonym przez opozycję wnioskiem o wotum nieufności wobec ministra sprawiedliwości. Do odwołania Ziobry opozycja potrzebuje większości w postaci 231 głosów. I mimo że KO, PSL, Polska 2050 i Lewica mogą liczyć w tej sprawie m.in. na Pawła Kukiza, który oskarża Ziobrę o blokowanie projektu o sędziach pokoju, to dziś przeciwnicy PiS takiej większości nie mają.
Ziobrę udałoby się z rządu usunąć, gdyby za wnioskiem o jego odwołanie zagłosowali w Sejmie również przedstawiciele klubu PiS lub kilku posłów, którzy są poza klubem PiS, ale w głosowaniach popierają obóz Jarosława Kaczyńskiego (jak Łukasz Mejza, Zbigniew Ajchler czy Agnieszka Ścigaj).
Czy to możliwy scenariusz? W kuluarach sejmowych coraz częściej mówi się o tym, że tak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Opcja skrajna: kilku polityków PiS popiera wniosek opozycji i Ziobro zostaje odwołany.
Opcja mniej skrajna: część polityków PiS na głosowanie w ogóle nie przychodzi lub wyjmuje karty do głosowania, demonstrując swoją niechęć do Ziobry, ale jednocześnie nie doprowadzając do jego odwołania.
Wedle informacji Wirtualnej Polski znaczna część klubu PiS taką właśnie decyzję chętnie by podjęła. Jak słyszymy od przedstawicieli formacji Jarosława Kaczyńskiego, niechęć do koalicjantów z Solidarnej Polski osiągnęła apogeum. Szkopuł w tym, że - jak podkreślają wszyscy nasi rozmówcy - gdyby politycy PiS (nawet kilku) doprowadzili wraz z opozycją do odwołania Ziobry, to doszłoby do upadku rządu. - A na tym nikomu na rok przed wyborami nie zależy - przekonują nasi rozmówcy z koalicji.
W klubie PiS - jak słyszymy - ma obowiązywać dyscyplina w głosowaniu. Słowem: nawet, jeśli nie znosisz Ziobry, musisz zagłosować za jego utrzymaniem w rządzie.
Spór na rządzie. Ziobro starł się z Morawieckim
Niemniej przed głosowaniem w sprawie wniosku o odwołanie ministra sprawiedliwości będzie trwała psychologiczna rozgrywka między politykami PiS i Solidarnej Polski.
Ci pierwsi są zdenerwowani na to, że Ziobro i jego ludzie co rusz oskarżają premiera Morawieckiego o wszelkie porażki rządu. Politycy PiS zarzucają Solidarnej Polsce fiasko reformy wymiaru sprawiedliwości i blokowanie unijnych pieniędzy.
"Ziobryści" przekonują zaś, że jest wręcz odwrotnie: to premier ramię w ramię z prezydentem zablokowali zmiany w sądownictwie, a jednocześnie szef rządu "skapitulował" przed Unią Europejską, nie doprowadzając do odblokowania dla Polski unijnych funduszy.
- Tak historyczna porażka premiera na szczytach unijnych powinna być związana z konsekwencjami. Decyzje powinni komunikować liderzy koalicji, Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński. Mateusz Morawiecki wszystkich wprowadził w błąd - powiedział w środę 30 listopada wiceminister klimatu i rzecznik Solidarnej Polski Jacek Ozdoba w programie "Tłit" WP.
"Ziobrystów" - jak słyszymy - zdenerwował także tekst w "Dzienniku Gazecie Prawnej", opisujący kulisy posiedzenia Rady Ministrów. Dziennik 30 listopada napisał, że "ośmieszająca tyrada Ziobry (na Radzie Ministrów) została skontrowana przez Morawieckiego", a szef rządu ma mieć pełne poparcie swoich ministrów w działaniach na forum unijnym. "PiS na ten moment nie chce korzystać z prawa weta dotyczącego wprowadzenia europejskiego podatku od korporacji. Z takim wnioskiem wczoraj na posiedzeniu rządu wyszedł lider Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro, ale - jak słyszymy - nie uzyskał akceptacji całego gabinetu" - napisała gazeta.
Po publikacji tego tekstu jeden z czołowych przedstawicieli Solidarnej Polski przekazał nam, że to "żenująca wrzutka". - Morawiecki straszy, tak jak straszył w 2020 roku, żeby weta w UE nie używać. Oszukuje Radę Ministrów, że nie mamy formalnie prawa do weta, a przecież mamy. Minister Ziobro zarzucił premierowi w twarz, że jest odpowiedzialny za największy transfer suwerenności na rzecz Komisji Europejskiej w historii - mówi Wirtualnej Polsce współpracownik ministra sprawiedliwości.
Jak słyszymy, Zbigniew Ziobro na posiedzeniu rządu miał przypomnieć, że "premier obiecywał, że jak zrezygnujemy z weta to będą pieniądze z UE". - Tyle że pieniędzy jak nie było, tak nie ma, jest tylko szantaż - mówi nam polityk Solidarnej Polski. - Morawiecki na rządzie słabiutko się bronił. Mówił, że to nie jego decyzje, a kierownictwa PiS - twierdzi człowiek Ziobry.
Czy przy takim poziomie niechęci Morawiecki będzie bronił ministra sprawiedliwości w sejmowej debacie? Wygląda na to, że zmuszą go do tego polityczne okoliczności. Dziś nikomu w obozie rządzącym nie zależy na rozpadzie koalicji. Ta jednak jest zlepiona doraźnym, politycznym interesem. Koalicja będzie prawdopodobnie trwać do wyborów, ale o "zjednoczonej" prawicy od dawna nie może być mowy.
Wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry najprawdopodobniej będzie rozpatrzony na kolejnym posiedzeniu Sejmu - poinformował w środę rzecznik PiS Rafał Bochenek. Podkreślił, że w partii będzie obowiązywać dyscyplina dotycząca tego głosowania.
Obecny na konferencji rzecznik rządu Piotr Mueller dodał, że "opozycja oczywiście ma prawo do składania wniosków w zakresie wotum nieufności, ale tak naprawdę celem opozycji jest w tej chwili próba destabilizacji rządu w trudnym okresie". - My na destabilizację rządu w trudnym okresie nie możemy sobie pozwolić. I dlatego tutaj jednomyślność klubu parlamentarnego jest przesądzona, bronimy jedności Zjednoczonej Prawicy - podkreślił.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski