jemen(strona 2/13)

Pete Hegseth po raz kolejny został zapytany o grupę na Signalu, na której amerykańscy politycy omawiali atak na Jemen. Szef Pentagonu postanowił skrytykować i obrazić dziennikarza, który ujawnił sprawę.

W USA narasta kryzys wokół Mike'a Waltza, doradcy Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego. Ujawniono, że najwyżsi urzędnicy administracji przypadkowo dodali dziennikarza do czatu grupowego, na którym omawiano tajne plany wojenne. W Białym Domu rozpoczęła się gorąca dyskusja o tym, czy Waltz powinien zostać zmuszony do odejścia.

Szef Pentagonu Pete Hegseth stanowczo zaprzeczył, jakoby wysłał plany ataku na Hutich w Jemenie podczas grupowej dyskusji na Signal. Wcześniej autentyczność ujawnionych przez The Atlantic wiadomości potwierdził rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Podczas konferencji prasowej w Białym Domu dziennikarze zapytali Donalda Trumpa głośną wpadkę Białego Domu. Redaktor naczelny "The Atlantic" został dodany do grupy na aplikacji Signal, na której szef Pentagonu Pete Hegseth i wiceprezydent USA J.D. Vance dyskutowali nad atakiem na rebeliantów w Jemenie. Trump przyznał, że nic o tym nie wiedział.

Czołowi amerykańscy urzędnicy omawiali na komunikatorze Signal plany ataku na Jemen. Przez pomyłkę do grupy dodali dziennikarza "The Atlantic". - Dla mnie to jest rzecz niebywała. To znaczy, że USA tracą wiarygodność i to za sprawą ludzi, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo USA. To jest katastrofa - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Waldemar Skrzypczak.

Lawina komentarzy w sieci. Po tym, jak amerykański dziennikarz ujawnił, że przypadkowo otrzymał tajne amerykańskie plany w internecie aż zawrzało.

Redaktor naczelny "The Atlantic" został - najwyraźniej przypadkiem - dodany do grupy na aplikacji Signal, na której szef Pentagonu Pete Hegseth i wiceprezydent USA J.D. Vance dyskutowali nad atakiem na rebeliantów w Jemenie. Zastępcy Trumpa bardzo się nie podobał ten pomysł. "Po prostu nienawidzę znów ratować Europy" - pisał.

Amerykańskie siły powietrzne przeprowadziły ataki na Sanę, stolicę Jemenu, kontrolowaną przez rebeliantów Huti. W wyniku nalotów zginęły co najmniej cztery osoby, a wiele zostało rannych.

Amerykańskie wojska kontynuują ofensywę przeciwko wspieranym przez Iran rebeliantom Huti w Jemenie. Centralne Dowództwo USA (CENTCOM) poinformowało o tym na platformie X.

W Jemenie wybuchły masowe protesty po amerykańskich atakach lotniczych, które miały miejsce w sobotę. W wyniku tych działań zginęły co najmniej 53 osoby, a około 100 zostało rannych. Demonstranci, uzbrojeni w karabiny i niosący transparenty, skandują hasła "śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi". Informacje te podała agencja Reutera.

"Każdy strzał oddany przez Huti będzie od tej pory postrzegany jako strzał oddany z broni i przywództwa Iranu, a Iran zostanie pociągnięty do odpowiedzialności i poniesie konsekwencje" - ostrzegł Donald Trump.

Rebelianci Huti w Jemenie poinformowali o kolejnym ataku na amerykański lotniskowiec USS Harry S. Truman na Morzu Czerwonym.

Rebelianci Huti ogłosili przeprowadzenie ataku na amerykański lotniskowiec USS Harry S. Truman na Morzu Czerwonym. Na razie nie ma oficjalnego potwierdzenia ze strony USA, że do ataku rzeczywiście doszło. W sobotę amerykańska armia rozpoczęła serię uderzeń z powietrza na cele związane z ruchem Huti w Jemenie.

Rebelianci Huti zapowiadają odwet za amerykańskie ataki, które zabiły co najmniej 31 osób. Nazwali je "zbrodnią wojenną" i zapowiedzieli, że wojska rebeliantów są gotowe, by "odpowiedzieć eskalacją na eskalację". Tymczasem Iran krytykuje działania USA, a rakieta Huti uderzyła w Synaj.

Minister spraw zagranicznych Rosji wezwał Stany Zjednoczone do zaprzestania działań militarnych przeciwko proirańskim rebeliantom Huti w Jemenie. Apel ten pojawił się po rozmowie telefonicznej z sekretarzem stanu USA Markiem Rubio.

Lotnictwo Stanów Zjednoczonych zaatakowało w Jemenie rebeliantów Huti wspieranych przez Iran. W nalocie zginęło co najmniej 31 osób, a ponad 100 zostało rannych. Wśród ofiar są dzieci. Huti od lat terroryzują statki handlowe w rejonie Jemenu.

Samolot marynarki wojennej USA został trafiony nad Morzem Czerwonym prawdopodobnie w wyniku "bratobójczego ognia", co zmusiło dwóch pilotów do katapultowania się - informuje Associated Press.

Amerykańskie samoloty przeprowadziły nalot na Sanę, stolicę Jemenu. Na nagraniach w mediach społecznościowych widać popłoch w mieście po jednej z eksplozji.

W nocy doszło do izraelskich nalotów na Jemen - informuje telewizja Al Masirah kontrolowana przez rebeliantów Huti. W ich wyniku zginęło co najmniej dziewięć osób.

Centralne Dowództwo USA poinformowało, że przeprowadziło precyzyjny nalot na ośrodek dowodzenia Huti w Sanie w Jemenie.