Szorstka przyjaźń generała z prezydentem. Trwa ich wojna podjazdowa
Kolejny raz pojawiają się informacje o planach odwołania gen. Wałerija Załużnego. Tarcia na szczytach ukraińskich władz są coraz większe, a przepychanki personalne wróciły do poziomu znanego sprzed wojny. W Kijowie powoli zapominają, że toczą wojnę.
Konflikt na linii gen. Załużny - prezydent Zełenski raz nieco przygasa, aby po chwili wybuchnąć ponownie ze zdwojoną siłą. Obecnie rozmawiają ze sobą częściej za pośrednictwem mediów niż osobiście, a przecież początki ich współpracy były obiecujące.
Postawienie Załużnego na czele ukraińskiej armii było jedną z pierwszych decyzji Zełeńskiego. Powody były proste: prezydent chciał mieć na tym stanowisku generała nie tylko młodego, ale również całkowicie wyszkolonego w niepodległej Ukrainie. I - co wydaje się najważniejsze - dalekiego od politycznych pokus.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rzeczywiście, pod względem wojskowym wybór Załużnego był znakomity. Generał zacieśnił współpracę z NATO i opracował plany obrony. Jednak, co dla prezydenckiej administracji było zaskakujące, wykazał się znakomitymi zdolnościami politycznymi.
Pierwsze tarcia pojawiły się szybko, bo już po wygranej bitwie o Kijów. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy wszczęła śledztwa w sprawie utraty Chersonia, Melitopola i Berdiańska. Jednym z oskarżanych został gen. mjr Dmitrij Marczenko, który odpowiadał za obronę prawego brzegu Dniepru i ochronił Odessę. Jego manewr pod Nikołajewem powstrzymał rosyjskie uderzenie i zrobił spore wrażenie na ekspertach. Jednak nie na politykach. Ostatecznie Załużny wybronił Marczenkę, ale zadra pozostała.
Nie udało się mu się jednak uchronić przed odwołaniem w listopadzie 2023 gen. por. Tatiany Ostaszczenko, szefowej wojsk medycznych Sił Zbrojnych Ukrainy. Uważane to było za zagrywkę polityczną nowego szefa resortu obrony Rustema Umierowa, ponieważ podstaw merytorycznych ku temu nie było. To Ostaszczenko uruchomiła programy szkoleniowe dla cywilów, znakomicie rozwinęła polową służbę medyczną i rozbudowała zaplecze rehabilitacyjne dla rannych.
Zełeński z Umierowem - za plecami Załużnego - próbowali odwołać dowódców grup wojsk gen. mjr. Ołeksandra Tarnawskiego i Siergieja Najewa walczących w Donbasie i Zaporożu. Miał w tym maczać palce dowódca Wojsk Lądowych gen. płk Ołeksandr Syrski, który jest uważany za człowieka prezydenta.
To w tym okresie konflikt osiągnął apogeum. "Ukraińska Prawda" informowała w grudniu, że Umierow i Zełenski starają się dowodzić z pominięciem Sztabu Generalnego, wydając polecenia bezpośrednio dowódcom frontowym. Do tego ma być wykorzystywany właśnie gen. Syrski. Doniesienia gazety potwierdzają dyplomaci akredytowani w Kijowie.
Odwołanie Załużnego?
Generalicja podzieliła się na dwa obozy utworzone wokół Zełenskiego oraz Syrskiego i Załużnego, który wprost zaczął krytykować decyzje władz cywilnych. Zapowiedział, że jeśli kraj nie zostanie całkowicie przestawiony na tryby wojenne, wojsko będzie zmuszone przejść do defensywy, a front utknie w okopach. Niespełna miesiąc później jego zapowiedzi się sprawdziły.
Po kolejnych krytycznych wypowiedziach do zdymisjonowania gen. Załużnego zaczęła wzywać Mariana Bezuhła. To deputowana uważana za pitbulla prezydenckiej partii, który ma testować różne pomysły wychodzące z prezydenckiego obozu.
W maju 2022 r. Bezuhła przedłożyła Radzie Najwyższej kontrowersyjny projekt ustawy, który miał zezwalać dowódcom na dowolne użycie broni wobec osób odmawiających wykonania rozkazu "bez spowodowania śmierci żołnierza". Wówczas posypały się na nią gromy.
Po tej propozycji deputowanej pojawił się sondaż Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii, w którym 92 proc. respondentów stwierdziło, że ufa Załużnemu, a 72 proc. jest przeciwnych odwoływaniu go ze stanowiska głównodowodzącego. Głosy o jego odwołaniu ucichły.
Nie bez znaczenia było zapewne to, że Zełenski jest człowiekiem telewizji, zapatrzonym w wyniki oglądalności. Wielokrotnie pokazywał, że słupki poparcia są dla niego ważniejsze niż rozsądek i dobro kraju. Tak było w przypadku obniżenia wieku poboru czy powołaniu dodatkowych 500 tys. żołnierzy. Nic to, że front trzeszczy, skoro z sondaży wynika, że taki krok osłabiłby jego wizerunek.
Dlatego może dziwić, że w tak krótkim czasie kolejny raz wyciekły informacje o potencjalnym odwołaniu Załużnego. Tym razem przecieki pojawiły się mediach rządowych i kontach w mediach społecznościowych powiązanych z Pałacem Maryjskim, gdzie mieści się siedziba prezydenta Ukrainy. Zapewne był to krok wyprzedzający przed publikacją artykułu Załużnego na łamach portalu CNN.
Wojskowy z publicystycznym zacięciem
Poprzednie zapowiedzi odwołania Załużnego pojawiły się po jego tekście dla "The Economist", w którym generał zauważył, że cele militarne nie zostały osiągnięte między innymi dlatego, że rząd słabo sobie radzi z zaopatrzeniem wojska w niezbędne środki i blokuje mobilizację.
W najnowszym tekście, tym dla CNN, zwrócił uwagę na niemal nieograniczone możliwości mobilizacyjne Rosji, umiejętność obchodzenia sankcji i kurczące się zapasy ukraińskiej amunicji, których dostawy są zależne głównie od sojuszników.
"Zapasy rakiet, interceptorów obrony powietrznej i amunicji artyleryjskiej naszych partnerów wyczerpują się ze względu na intensywność działań wojennych w Ukrainie, ale także z powodu światowego niedoboru ładunków miotających" - napisał Załużny.
Ponownie uderzył w administrację Zełenskiego, pisząc o niechęci do ogłoszenia mobilizacji i uciekaniu od "niepopularnych decyzji". Znów także podkreślił słabość ukraińskiego przemysłu obronnego, kierowanego przez polityków rządzącego obozu.
Co napisze Załużny, politycy najpewniej wiedzieli jeszcze przed publikacją i właśnie dlatego miały zostać wypuszczone informacje o jego odwołaniu. Ekipa Zełenskiego daje tym samym sygnał, że nie będzie tolerowała takiego zachowania.
Brak chętnych do objęcia schedy
Być może skończy się na kolejnej burzy w szklance wody. Opinia publiczna ponownie stanęła po stronie Załużnego. Ministerstwo obrony niemal natychmiast zdementowało doniesienia o odwołaniu. Serhij Nykyforow, rzecznik prezydenta również zaprzeczył. Powodów pozostawienia Załużnego na stanowisku może być więcej niż tylko słupki poparcia.
W kijowskich kuluarach już w listopadzie ubiegłego roku mówiło się o poszukiwaniu następcy naczelnego dowódcy. Wówczas wymieniany był Syrski jako generał najbliższy prezydentowi. Sam jednak miał być niechętny do przejmowania stanowiska po popularnym Załużnym.
Pod koniec stycznia wspomniana już Bezuhła poinformowała, że brani pod uwagę są także szef wywiadu wojskowego gen. por. Kyryło Budanow i zastępca Załużnego gen. por. Jewhen Mojsiuk. Obaj również mieli odmówić.
Tymczasem - według doniesień amerykańskiego dziennika "The Washington Post" - ukraińskie władze miały już poinformować Biały Dom o zamiarze zwolnienia gen. Załużnego. Waszyngton z kolei - według gazety - nie próbował wpływać na decyzję prezydenta Zełenskiego.
W Ukrainie nikt nie chce brać odpowiedzialności za najbliższe miesiące wojny, które mogą być bardzo trudne. Głównie przez błędy i zaniechania polityków. Zdawać by się mogło, że na kijowskich szczytach władzy zapomniano już, że niemal dwa lata temu Rosjanie stali u progu stolicy. Obecnie wojna zaczyna być traktowana, jak przez ostatnie lata traktowane były walki w Donbasie: spowszedniała. Armia to widzi. Niestety, może jedynie apelować do rozsądku polityków.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski