Bezcenny dla Rosji samolot zestrzelony. Co to oznacza dla kolejnych miesięcy wojny?
Rosjanie w jednej chwili stracili nad Morzem Azowskim dwa bardzo cenne samoloty - A-50 i Ił-22M-11. Strata jest poważniejsza, niż mogłoby się wydawać. Obie maszyny odgrywały kluczową rolę w rosyjskich atakach lotniczych. Co to oznacza dla kolejnych tygodni i miesięcy wojny?
Nadal nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za rosyjską klęskę nad Morzem Azowskim. Ukraińcy poinformowali o zestrzeleniu dwóch rosyjskich samolotów. Z kolei Rosjanie po cichu przyznają, że winna jest ich własna obrona przeciwlotnicza. To zła wiadomość dla Kremla, bo będzie to mieć długoterminowe skutki.
Rosjanie stracili na pewno bardzo cenny samolot wczesnego ostrzegania A-50, a poważnie uszkodzone zostało latające stanowisko dowodzenia Ił-22M-11. Na zdjęciach opublikowanych w mediach społecznościowych, widoczny jest ogon maszyny poszatkowany subamunicją pocisku przeciwlotniczego. Nie wiadomo jeszcze, czy maszyna będzie nadawała się do remontu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
AWACS po rosyjsku
"Latający spodek" i "grzyb" - tak rosyjscy nazywają A-50, jedyny w rosyjskim arsenale samolot wczesnego ostrzegania. Rodził się w bólach niemal pół wieku i do dziś nie udało mu się dorównać zachodnim odpowiednikom. Sami Rosjanie nie są pewni co do zdolności własnych samolotów. Raz informują, że duże obiekty, jak samoloty transportowe czy bombowce, może namierzyć z odległości 600 km, innym razem, że z 400 km.
Zdjęć wnętrza próżno szukać. Rosjanie zdają sobie sprawę, że na podstawie wyglądu wskaźników, ekranów i konsolet będzie można określić realne zdolności A-50. A te w porównaniu do F-16, które niedługo mają trafić do Ukrainy, są niewielkie. Prawdopodobnie A-50 mogą zlokalizować obiekt tych gabarytów z odległości poniżej 200 km.
Obecnie Siły Powietrzno-Kosmiczne Federacji Rosyjskiej oficjalnie posiadają w linii 12 A-50 i sześć zmodernizowanych A-50U. Ich modernizacja polegała na wymianie analogowych elementów, pamiętających jeszcze lata 80. ubiegłego wieku, na cyfrowe, oraz dodania możliwości tankowania w powietrzu. Zestrzelona maszyna była ostatnią zmodernizowaną i do służby wróciła zaledwie w październiku 2023 roku.
Z kolei wedle informacji ukraińskiego wywiadu Rosja ma obecnie tylko osiem A-50 i sześć A-50U, które na co dzień stacjonują na lotnisku Iwanowo-Północ, na północny wschód od Moskwy w 144. pułku radiolokacyjnego wykrywania i kierowania dalekiego zasięgu. Faktycznie, w gotowości bojowej znajduje się około ośmiu maszyn. Strata jednej i poważne uszkodzenie radaru drugiej, którą zaatakował w lutym 2023 roku bezzałogowiec na lotnisku w Maczuliszczach, powoduje, że Rosjanie mogą zostać "ślepi i głusi na wielu odcinkach frontu".
Po co jest AWACS?
Samoloty wczesnego ostrzegania operują daleko od linii frontu. Zestrzelenie A-50 jest pierwszą taką sytuacją w historii. Maszyny tego typu są zbyt cenne, aby narażać je na ogień przeciwnika.
- Pozwalają zarówno zajrzeć głęboko w przestrzeń powietrzną, gdzie toczą się działania wojenne, jak i wykryć cele, lecące poniżej pułapu wykrywania przez radary naziemne, ograniczone poprzez prawa fizyki - wyjaśnia Jakub Link-Lenczowski, wydawca Militarnego Magazynu MilMag.
Rosjanie wykorzystują A-50 nad Ukrainą głównie do koordynowania działań własnego lotnictwa. Tak też było 14 stycznia. Tego dnia rosyjskie bombowce odpalały pociski manewrujące znad Morza Czarnego i obwodu rostowskiego. To właśnie A-50 wraz z latającym stanowiskiem dowodzenia na Iłach Ił-22M-11 koordynują ataki na ukraińskie miasta. Brytyjski wywiad sugerował ponadto, że zmodernizowane maszyny są również w stanie korygować lot pocisków manewrujących, co jest jednak raczej wątpliwe, zważywszy na przepustowość i jakość rosyjskiej łączności.
Już na początku wojny, w marcu 2022 roku, Rosjanie prowadzili łączności pomiędzy samolotem wczesnego ostrzegania A-50, a myśliwcami Suchoja, które uderzały na cele lądowe. Wówczas Rosjanie nie ponieśli konsekwencji, ponieważ atakowali znad Białorusi. Rakiety, które wystrzelili, zostały przechwycone przez ukraińską obronę przeciwlotniczą. W tym przypadku nie jest pewne, czy nie ułatwili Ukraińcom ataku.
Czytaj także: Ukraińcy liczą straty. NATO nie było w stanie pomóc
Latające stanowisko dowodzenia
Drugim trafionym samolotem miał być Ił-22M-11, który miał działać wraz z A-50. Jest to o tyle logiczne, że samoloty miały koordynować spory nalot, w którym uczestniczyły bombowce Tu-22M3, Su-34 i myśliwce eskorty. W powietrzu działo się sporo, więc wsparcie Iła-22 było logiczną konsekwencją.
Ił-22M-11 to lotnicze stanowisko dowodzenia na bazie samolotu rozpoznania i walki elektronicznej Ił-22. W najnowszej wersji wyposażenia Rosjanie wyprodukowali zaledwie pięć maszyn tego typu. Kreml wydał na modernizację 1,6 mld rubli. Przebudowa każdego z pięciu samolotów kosztowała od 310 do 333 mln rubli, czyli niemal od 15 mln zł do ponad 16 mln zł za sztukę.
Iły-22M-11 pozwalają koordynować działania lotnictwa nad frontem. Pośredniczą w łączności pomiędzy wojskami lądowymi a lotnictwem, a także kontrolują ruch samych samolotów i śmigłowców. Strata jednej z tych maszyn jest poważną wyrwą w i tak nie najlepszym systemie dowodzenia rosyjskiej armii. A Rosjanie stracili już dwie.
Podczas puczu Jewgienija Prigożyna w pobliżu Woroneża jedna z maszyn została zestrzelona przez buntowników. W samolocie zginęło 10 lotników, w tym dwóch wyższych oficerów. Kiedy Prigożyn został zapytany, dlaczego zdecydowali się strącić maszynę, która nie jest samolotem uderzeniowym i nie zagrażał kolumnie pojazdów, powiedział, że "głupi oficer obrony powietrznej w kolumnie zestrzelił wszystko, co wystartowało".
Zestrzelenie i skutki
Od początku wojny Rosjanie stracili 40 proc. posiadanych latających stanowisk dowodzenia i ok. 22 proc. samolotów wczesnego ostrzegania. Same liczby wyglądają poważnie. Zwłaszcza, że są to niezwykle cenne maszyny. Jest jeszcze gorzej, jeśli przyjrzeć się temu bliżej.
Rosjanom pozostało jedynie od pięciu do siedmiu A-50. Szacując ostrożnie, że połowa z nich znajduje się w gotowości bojowej, zadania mogą jednocześnie wykonywać maksymalnie trzy maszyny. Tymczasem, aby utrzymać przez całą dobę kontrolę radarową nad Ukrainą, Rosjanie potrzebują przynajmniej czterech-pięciu maszyn. I to pod warunkiem, że posiadają wsparcie lądowych stacji radiolokacyjnych. A z tym na południu jest spory problem.
Ukraińcy na Krymie zniszczyli już kilka radarów, więc Rosjanie potrzebują więcej maszyn tego typu, aby zabezpieczyć swoje działania. Tymczasem uderzenia przy wykorzystaniu pocisków Storm Shadow nie ustają. Strata kolejnego A-50 znacznie utrudni obronę Krymu przed atakami Ukraińców.
W dodatku, jeśli zestrzelenie A-50 było dziełem ukraińskich SAMP-T lub Patriotów, wymusi to na Rosjanach wycofanie cennych maszyn jeszcze dalej w głąb Rosji, co w przyszłości może oznaczać utratę możliwości kontrolowania choć jednego obszaru operacyjnego. W tym momencie należy wziąć pod uwagę przyszłe pojawienie się w Ukrainie samolotów F-16.
Jeśli baterie przeciwlotnicze wygonią A-50 na ok. 150 km od linii frontu, to Rosjanie będą w stanie wykryć F-16 dopiero, gdy te będą 30-50 km od frontu. Znacznie ułatwi to Ukraińcom operowanie nad własnym terytorium i polowanie na rosyjskie samoloty. Zwłaszcza jeśli Kijów otrzyma z Zachodu w odpowiedniej ilości pociski powietrze-powietrze średniego zasięgu.
Wówczas może się okazać, że Rosjanie pozostaną nad frontem "ślepi i głusi".
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
Czytaj również: Protesty w całej Ukrainie. Stawiają Zełenskiego pod ścianą