Ukraińcy liczą straty. NATO nie było w stanie pomóc
Ukraińcy muszą się zmienić. Sowiecka mentalność dowódców jest sporym problemem, a przez to rosną straty. Poziom szkolenia spadł, dlatego kolejny raz próbują zreformować kursy i pozbyć się prymitywnych nawyków.
Wraz z biegiem wojny na front coraz częściej trafiają rezerwiści i poborowi, których poziom wyszkolenia jest bardzo różny. Najczęściej znacznie niższy, niż żołnierzy zawodowych. Dużym problemem dla zawodowych żołnierzy są oficerowie rezerwy, którzy byli szkoleni jeszcze przed reformą i mają wiele złych nawyków, które odziedziczyli po armii sowieckiego wzoru.
Inne szkolenie, inne warunki walki na froncie
Widać to było choćby podczas uderzenia na Tokmak, kiedy dowódca pułku posyłał do boju kolejne pojazdy zmechanizowane i stracono kompanię zmechanizowaną. Podobnie działo się pod Awdijiwką, gdzie żołnierze 110. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej z Korpusu Rezerwowego sami podkreślali, że byli słabo wyszkoleni i wyposażeni przez co - choć powstrzymują Rosjan - to ponieśli znaczne straty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kryzys migracyjny w Finlandii. Granice z Rosją zamknięte
Co prawda część żołnierzy była szkolona w państwach NATO, ale Ukraińcy przy tym wprost narzekają, że szkolenie nie jest adekwatne do potrzeb i warunków, w jakich przyszło im walczyć. Zachodni instruktorzy szkolą ich w walce manewrowej, tymczasem większość frontu zamarła w okopach. Do tego nie są przygotowani.
Problemy przeszkolonych wcześniej rezerwistów
Zapoczątkowany w 2015 r. Państwowy Program Rozbudowy Sił Zbrojnych Ukrainy zakładał całkowitą rezygnację z poboru i stworzenie armii wyłącznie zawodowej. Tak się nie stało wobec ciągłego zagrożenia ze strony Rosji. Ukraińcy postanowili dalej szkolić poborowych, aby utrzymać młode rezerwy, które miały utrzymać potencjał militarny po rozpoczęciu działań wojennych.
Jednak dopiero w ostatnich latach zweryfikowano system szkolenia rezerw w oparciu o Wojska Obrony Terytorialnej, dlatego obecnie problemem staje się poziom wyszkolenia rezerw, które przeszły do nich przed 2017 r. Nie dotrzymują one kroku zmianom w taktyce. Tyczy się to zwłaszcza oficerów.
Mówią o tym już nie tylko szkoleniowcy NATO, ale także sami Ukraińcy. Przed wojną we wszystkich rodzajach sił zbrojnych posiadali 300 tys. żołnierzy. W rezerwie było około miliona wojskowych, z czego ok. 100 tys. wyszkolono już po reformie. Dziś Siły Zbrojne Ukrainy liczą ok. 750 tys. żołnierzy. Większość z nich przeszła szkolenie przed 2017 r.
Konieczne zmiany
Pierwszym impulsem do wprowadzenia zmian były opinie sojuszników z zimy 2022 r. Przyczynkiem były porażki na zachodnim brzegu Dniepru. Wówczas rozpoczęto przygotowywanie programu szkolenia dla podoficerów i oficerów. Po wyhamowaniu ofensywy na Zaporożu i dużych stratach, jakie zostały poniesione przez błędy dowódców, przyspieszono prace. Nowy system właśnie ruszył.
Starszy sierżant Oleksandr Kosiński opowiedział w wywiadzie dla ArmyInform, czyli oficjalnego kanału informacyjnego ukraińskich Sił Zbrojnych, o zmianach w programie szkolenia dowódców oddziałów.
- Obecnie stale wdrażamy nowe procedury w oparciu o zdobyte doświadczenia we wszystkich naszych programach szkoleniowych dla podoficerów – mówił żołnierz. - Mamy cztery poziomy szkolenia podoficerów. I znacząco doskonalimy każdy poziom oraz dodajemy elementy nie tylko do samych programów, ale także do ich nauczania. Oznacza to, że szkolimy sierżantów na prawdziwych przykładach działań bojowych w tej wojnie - dodał.
Żeby do tego dojść przez ostatni rok analitycy sprawdzali, jak podoficerowie i oficerowie zachowują się w warunkach bojowych. Jakie podejmują decyzje podczas obrony pozycji, jakie podczas ataku. Na tej podstawie opracowano wytyczne do szkolenia dowódców.
- Dowódca jednostki to ten, który bezpośrednio współpracuje z żołnierzami. A to, czy zadanie zostanie wykonane, zależy od tego, jak będzie wydawał polecenia, jak sobie poradzi - podkreślał st. sierż. Kosiński.
Nowe technologie w trakcie szkoleń i na froncie
Armia w końcu zauważyła, że otrzymała nowoczesny sprzęt, co dotychczas nie było takie oczywiste. Do legendy przeszła już sytuacja z niemieckimi haubicami samobieżnymi PzH2000. Po serii awarii, podkreślano, że niemiecki sprzęt jest zbyt delikatny i niedostosowany do intensywności walk prowadzonych na wschodzie. Choć już wówczas wiadomym było, że przyczyną było przekraczanie wszelkich norm technicznych i niezwykle niska kultura techniczna obsługi.
Działo się tak również z czołgami i sprzętem inżynieryjnym. Poprawiono szkolenie w tej kwestii.
Pojawił się także nowy przedmiot w systemie szkolenia dowódców z użycia nowoczesnych systemów, z którymi nie mieli styczności podczas wcześniejszej służby.
- Ten nowy przedmiot uczy także o bezzałogowych systemach powietrznych i o tym, jak można je lepiej wykorzystać na poziomie danego oddziału – wyjaśniał Kosiński. - Uczymy także o współpracy z artylerią, o pracy z różnymi programami na tablety, które pozwalają na szybsze namierzanie, kierowanie różnymi środkami ogniowymi - dodawał.
- Oznacza to, że nie tylko szkolimy dowódcę jednostki, jak dotychczas. On sam już orientuje się nawet w skomplikowanym, nowoczesnym sprzęcie, co pozwala nam osiągnąć przewagę na polu walki – dodał Kosiński w wywiadzie dla ArmyInform.
Ukraińcy w ostatnich miesiącach znacznie poprawili jakość obsługi i współpracę pomiędzy nowoczesnymi systemami uzbrojenia. Wszystko dzięki ciągłej obserwacji i wprowadzaniu zmian na bieżąco. Podstawy programowe nowego przedmiotu pojawiły się trzy miesiące temu. Dzięki temu, choć wyszkolenie rezerwy nadal jest niewystarczające, to i tak jest lepsze niż rosyjskich "mobików".
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski