Wszystkie chwyty dozwolone. Rosjanie kopiują ukraińskie rozwiązania
W ostatnich latach Ukraińcy wyrośli na liderów w budowie bezzałogowców. Zwłaszcza morskich, które znakomicie radzą sobie z rosyjskimi okrętami. Do tego stopnia, że Rosjanie postanowili skopiować ukraińskie rozwiązania.
Jeszcze pięć lat temu niewielu spodziewało się, że rola bezzałogowców będzie tak ogromna. Podczas wojny Rosji z Ukrainą pojawiają się wszędzie tam, gdzie wysyłanie załogowych jednostek jest niebezpiecznie albo mało opłacalne. Operatorzy bezzałogowców prowadzą rozpoznanie, kierują ogniem artylerii i uderzają w rosyjskie pozycje. Rzadziej atakują rosyjskie cele. Jeśli jednak to robią, to z przytupem.
Ukraińcy najpierw uderzali w Moskwę. Raczej symbolicznie niż po to, by uzyskać militarne efekty. Potem morskie bezzałogowce rozpoczęły polowanie na rosyjskie okręty i uderzały w symbol okupacji Krymu - most łączący półwysep z Rosją. Widok płonących okrętów i cieśniny zasnutej czarnym, tłustym dymem zapadł w pamięć światowej opinii publicznej. Choć najbardziej wrył się w pamięć rosyjskiej generalicji. Przecież sami takich rozwiązań Rosjanie nie posiadają.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmasowany atak na okopy. Rosyjskie pozycje w ogniu
Morskie drony
Ukraińcy prace nad morskimi bezzałogowcami rozpoczęli jeszcze przed wojną. Nie mieli wyboru, ponieważ w zasadzie nie posiadali floty. Musieli zniwelować w jakiś sposób ogromną przewagę, jaką posiadają Rosjanie. Bezzałogowce były jednym ze środków. I okazały się niezwykle skuteczne.
Ukraińskie nawodne bezzałogowce regularnie atakują rosyjskie okręty stojące w portach i na redach. Wedle władz okupacyjnych i ministerstwa obrony Federacji Rosyjskiej ataki są przeprowadzane przez "autonomiczne drony morskie". Były nimi głównie Mikoła-3 i Magura W5, które służą w nowo utworzonej 1. Flocie Morskich Bezzałogowców i 73. Morskim Centrum Specjalnego Przeznaczenia.
Nie są to jedyne morskie maszyny w ukraińskiej służbie. Do floty trafiły również przekazane przez Brytyjczyków bezzałogowce REMUS 100, produkowane przez amerykańską firmę Hydroid Inc. Służą one do rozpoznania szlaków wodnych, poszukiwania min morskich i ochrony podejść do portów oraz innej infrastruktury krytycznej.
W rękach Ukraińców są też drony "Sea Baby" - na razie testowane bojowo. Okazały się bardzo dobre. Do tego stopnia, że Rosjanie zdecydowali się je skopiować.
Rosyjskie kopie
To, że Rosjanom udało się skopiować słynnego drona "Sea Baby", wyszło na jaw w ubiegłym tygodniu. Bezzałogowce zasłynęły z uderzenia na Most Krymski i fregatę "Admirał Essen". Nie udało się jednak wówczas trafić we fregatę, dlatego zespół operatorów podjął decyzję o samozniszczeniu dronów, aby "Sea Babies" nie wpadły w ręce wroga. Niestety, nie udało się to w przypadku jednej jednostki.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
O skopiowaniu przez Rosjan "Sea Baby" poinformował rzecznik Sił Morskich Sił Zbrojnych Ukrainy kmdr Dmitrij Pletenczuk.
- Podczas działań wojennych takie sytuacje niestety zdarzają się okresowo. A każda strona zawsze stara się jak najlepiej poznać broń wroga - powiedział.
- Rosja całkowicie wszystko od nas kopiuje. Rozpoczęliśmy wojnę z ogromną przewagą w dronach, zarówno rozpoznawczych, jak i bojowych. Rosjanie zainwestowali miliardy w rozwój swojego programu. Trzeba przyznać, że poczynili znaczny postęp w porównaniu do tego, co miało miejsce zimą 2022 roku - dodał.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
"Sea Baby"
Bezzałogowce tego typu zostały opracowane w ramach programu Armia Dronów, dzięki któremu na wyposażeniu ukraińskiej armii znalazła się niewiarygodna liczba różnego typu bezzałogowców. Dzięki darczyńcom w ciągu niespełna roku żołnierze otrzymali niemal 3,5 tys. morskich i lotniczych dronów.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, która odpowiada za projekt, poinformowała jedynie, że "Sea Baby" przenosi ładunek wybuchowy o masie do 850 kg. W przypadku ataków na Most Krymski ładunek był zmniejszony do 450 kg, aby zwiększyć zapas paliwa.
Na podstawie opublikowanych zdjęć można domniemywać, że jednostki mają ok. 5-5,5 metra długości. Wymiary dają możliwość przenoszenia odpowiedniego zapasu paliwa i masy głowicy bojowej, która pozwala zadać wystarczająco duże uszkodzenia. Równocześnie są na tyle niewielkie, że trudne do wykrycia.
Nie tylko morskie
Jak powiedział kmdr Pletenczuk, Rosjanie kopiują wszelkie nowoczesne rozwiązania od Ukraińców. I już nawet się z tym nie kryją. Dyrektor rosyjskiego biura projektowego Spektr Andriej Bratenkow, przyznał, że w najbliższej przyszłości rozpocznie się produkcja kopii bezzałogowca zdobytego w Ukrainie. Chodzi o rozpoznawcze Czakluny.
Rosyjskie biuro przyjęło już kandydatów z Nowosybirskiej Wyższej Szkoły Lotniczej na szkolenie praktyczne i przygotowuje ich do wykonywania zadań na Czaklunach. Rosyjskie źródła twierdzą, że wyprodukowano już ponad setkę płatowców.
System powstał pod koniec 2022 roku. Niewielki, z około metrową rozpiętością skrzydeł, jest przeznaczony do pracy na wysokości operacyjnej około 500 metrów.
- Zajmujemy środkową niszę pomiędzy quadkopterami, które działają na niskim pułapie, a dużymi samolotami zwiadowczymi, które latają wysoko i daleko. Ta nisza była niezagospodarowana i dlatego się w niej znaleźliśmy. Dziś przy obecnym zespole przedsiębiorstwa jesteśmy w stanie wyprodukować prawie 200 takich statków powietrznych miesięcznie - powiedział w wywiadzie dla Kanału 11 Dmitrij Panczenko, prezes Federacji Modelowania Samolotów Obwodu Dniepropietrowskiego, która opracowała i produkuje Czakluny.
Dziennikarze z Media Defense Express zauważają z kolei, że precedens Czakluna w Federacji Rosyjskiej nie pozostanie osamotniony i wkrótce prawie cała produkcja dronów przestawi się na kopiowanie modeli istniejących w innych krajach. Zwłaszcza tych w Ukrainie. Okazały się bowiem prostsze w produkcji i lepsze od rosyjskich konstrukcji.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
Czytaj również: Nagłe załamanie pogody w Ukrainie. Zmieni bieg wojny?
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski