Odwracają się od Rosjan. Prestiżowa porażka z NATO

Rosja traci tradycyjne rynki i "odwiecznych" sojuszników, bo Armenia, Kazachstan i Uzbekistan coraz częściej korzystają z NATO-wskich technologii. Nikt już nie chce kupować rosyjskiego sprzętu?

Rosjanie się przestraszyli. Myśliwce mają zakaz zbliżania się do ukraińskiej granicy
Rosjanie się przestraszyli. Myśliwce mają zakaz zbliżania się do ukraińskiej granicy
Źródło zdjęć: © YouTube

Wojna w Ukrainie obnażyła niską jakość rosyjskiego sprzętu w starciu z zachodnimi odpowiednikami. W wielu przypadkach nawet słabo wyszkolona ukraińska obsługa systemów przeciwlotniczych radziła sobie z rosyjskimi statkami powietrznymi. Skończyło się to zakazem dla bombowców i myśliwców zbliżania się do ukraińskiej granicy. Nad frontem latają tylko samoloty i śmigłowce szturmowe.

Dość dobre świadectwo dały o sobie także zachodnie czołgi i transportery opancerzone. Czołgi rosyjskiej produkcji znane są z tego, że jeśli trafi się w odpowiednie miejsce, załoga nie ma szans na przeżycie, a wieże starają się pobić rekord świata w wysokości lotu.

Dlatego kraje, które wymieniają lub planują wymienić w najbliższych latach sprzęt przyglądają się dość uważnie wojnie w Ukrainie i wyciągają wnioski. A te dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego nie są najlepsze. Coraz więcej dawnych klientów odwraca się od Rosji. Wolą kupować zachodni sprzęt.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zmieniają się rynki zbytu

Tradycyjnymi rynkami dla rosyjskiego sprzętu są państwa afrykańskie i azjatyckie. Zwłaszcza te, który były częścią dawnego ZSRR lub znajdowały się w bloku wschodnim. Wyjątkiem są Indie, które przez cały okres zimnej wojny kupowały sprzęt obu stron.

Jeszcze niedawno dwa największe rynki stanowiły Indie i Chiny. Jednak wzrastająca samowystarczalność chińskiego przemysłu powoduje, że sprzedaż rosyjskiej "myśli technologicznej" do Państwa Środka maleje. Podobnie dzieje się w Indiach, choć akurat one wolą kupować w krajach NATO.

Także kraje byłego ZSRR coraz częściej dystansują się od Moskwy. Armenia czuje się zdradzona po przegranej wojnie o Górski Karabach. W dodatku Erywań nadal nie otrzymał broni, za którą zapłacił. Ormianie zaczęli więc kupować we Francji i w Indiach. Spada również eksport na Bliski Wschód, który coraz częściej robi interesy z Pekinem.

Do tego rosyjska armia musi najpierw uzupełnić własne straty. A i z tym jest problem. Produkcja ledwie wystarcza, aby je pokryć. Dlatego Moskwa zatrzymuje sprzęt, który już sprzedała np. Indiom czy Armenii.

Wybierają Francję

Na razie najwięcej zyskuje na tym Francja. Uzbekistan wyraził zainteresowanie zakupem 24 samolotów wielozadaniowych Rafale. Wcześniej Uzbekowie kupili już cztery samoloty transportowe Airbus C-295W. Kazachowie zamówili dwa ciężkie transportowe Airbusy A-400M Atlas. Oba kraje wcześniej wykorzystywały transportowe antonowy, a siłę uderzeniową zapewniają Su-27, Su-30 i MiGi-29.

Zwłaszcza utrata zamówień z Uzbekistanu będzie dla Rosjan bolesna. Jest to najbogatsza z dawnych republik środkowo-azjatyckich, która ma dość spore ambicje i równie wielką armię. Na wymianę czeka niemal 100 samolotów, niemal 200 najstarszych czołgów i tyle samo transporterów opancerzonych.

Dużym ciosem był wybór włoskich szkolno-bojowych M-346 Master, które wygrały z rosyjskimi Jak-130. Zwłaszcza, że są to bliźniacze konstrukcje, różniące się wyposażeniem elektronicznym. Azerbejdżan i Tadżykistan wybrały to nowocześniejsze z Zachodu.

W dodatku z zakupów samolotów biura Suchoja wycofały się Egipt i Indonezja, które od dekad używały radzieckiego i rosyjskiego sprzętu. A lista może być niebawem dłuższa. Zwłaszcza w Afryce, gdzie dotychczas biedniejsze kraje wolały tańszą technikę z Rosji. Dzisiaj rośnie tam konkurencja w postaci chińsko-pakistańskich JF-17 i J-10 oraz koreańskich FA-50.

Miał być hit. "Wysokie straty w Ukrainie"

Rosja bardzo stara się promować dwa swoje produkty, których jeszcze nie ma. Samoloty Su-57 i Su-75. Pierwsza powstała w zaledwie tuzinie egzemplarzy, choć Kreml odgrażał się, że w 2020 r. miało być zamówionych 60 sztuk. Drugi miał być tańszym odpowiednikiem z przeznaczeniem na rynki zagraniczne. Na razie powstał tylko jeden prototyp przeznaczony do prób naziemnych.

Ciągłe opóźnienia i problemy techniczne spowodowały, że z udziału w projekcie Su-57 wycofały się Indie, a potem Brazylia. Był to spory cios dla Rosjan, ponieważ liczyli na wkład finansowy w rozwój projektu. Kremlowi w zamian udało się podpisać umowę ramową ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, ale szejkowie nie kwapią się do współpracy.

Hitem sprzedażowym miał być także śmigłowiec Ka-52 Alligator. Okazało się jednak, że wysokie straty poniesione w Ukrainie od zachodnich ręcznych przeciwlotniczych wyrzutni pocisków i dość wysoka cena jednostkowa, spowodowały, że zainteresowania nie ma.

Ponadto rosyjski przemysł nie może zagwarantować inwestycji w rodzimy przemysł kupca. Sam korzysta z zachodnich rozwiązań. Większe państwa, jak Uzbekistan, wolą zatem inwestować w sprzęt krajów NATO, które gwarantują także inwestycje i przekazanie know-how.

Od Moskwy odwracają się tradycyjni klienci i nic nie wskazuje na to, że trend się zmieni. Rosyjski przemysł zbrojeniowy czekają chude lata.

Sławek Zagórski dla Wirtulnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainierosjasprzęt wojskowy
Wybrane dla Ciebie