Świetlik: Korupcja polityczna to żadna korupcja. Przypadki Gowina i Arłukowicza (OPINIA)
Wątpię, by próby przeciągnięcia przez PiS na swoją stronę senatorów takich jak Lidia Staroń czy Krzysztof Kwiatkowski, były skuteczne. Wyjściem dla Kaczyńskiego byłaby raczej koalicja z partią ludowców.
14.11.2019 | aktual.: 15.11.2019 11:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wygląda na to, że słowem sezonu będzie "korupcja polityczna". Tyle że w polityce przeciąganie za apanaże, stanowiska czy możliwości jest powszechne od dawien dawna.
Adam Asnyk pisał, że "przeżytych żalów żaden cud nie wróci do istnienia", jak się jednak okazuje, zdarzają się takie cuda, które nie śniły się poetom.
Przykładem jest nasz Senat. Do niedawna nazywany złośliwie izbą zadumy, teraz staje się jednym z najważniejszych frontów polskiej walki politycznej. Ale także miejscem kuszenia.
Kuszenia, jak widzimy, nieustannego, choć raczej mającego małe szanse powodzenia. Za to pobudzającego wyobraźnię groźnie brzmiącym frazesem ”korupcji politycznej”.
Komu ministerstwo, komu?
Tak naprawdę, wątpliwe by PiS-owi udało się przeciągnąć senatorów "niezależnych" (w grę wchodzą zresztą tylko Lidia Staroń i Krzysztof Kwiatkowski) albo którychś z 48 senatorów partii opozycyjnych. Po prostu władza nie za bardzo ma co im zaoferować.
Mówiąc wprost: zamiana wygodnego senackiego fotela na ministerialne rozżarzone węgle wcale nie musi być dla wszystkich taka atrakcyjna. Skuteczniejszy byłby już chyba większy projekt polityczny, o którym gdzieniegdzie się mówi, przeciągnięcia na swoją stronę PSL (trzech senatorów) i dokooptowania ich do koalicji.
Uwolnienie z uścisku
Taki ruch pozwoliłby Jarosławowi Kaczyńskiemu na uwolnienie się z żelaznego uścisku Solidarnej Polski, grającej dziś ostro możliwością rozsypania prawicowych puzzli. Ale to już po wyborach prezydenckich. Przez ten czas będziemy wciąż od publicystów, dziennikarzy i polityków słyszeć o owej groźnie brzmiącej formie korupcji. Tylko co to jest?
Czym jest zwykła korupcja, wiadomo. Ktoś wykorzystuje stanowisko, by osiągnąć dodatkowe, nielegalne korzyści. Może to być minister biorący milion dolarów za decyzję i profesor pozwalający zdać lichej studentce za drobne przyjemności. Zwykła korupcja jest zawsze nielegalna. W Polsce można za nią iść nawet na 12 lat do więzienia.
Przed wojną za korupcję można było zostać rozstrzelanym (nie było takiego przypadku). W PRL jeszcze w 1963 roku, w ramach afery mięsnej za łapówki powieszono Stanisława Wawrzeckiego (ojca aktora - Pawła Wawrzeckiego). W wielu krajach za korupcję wciąż skazuje się na śmierć. W Chinach na całkiem pokaźną skalę.
Reasumując - poza łapówkarzami i łapownikami prawdziwej korupcji nikt nie lubi. Brzmi jak przestępstwo i budzi jak najgorsze skojarzenia.
Zobacz także
Wieszać nie będą
Jaka więc kara obowiązuje za "korupcję polityczną"?
Trzeba by spytać Bartosza Arłukowicza, który, będąc jednym z najostrzejszych krytyków PO, przeszedł do niej i wkrótce został ministrem zdrowia. Albo Joannę Kluzik-Rostkowską, która jednego dnia zapewniała kolegów z formacji PJN, że "zostanie z nimi", by następnego znaleźć się w Platformie i z czasem objąć resort edukacji. Lub Jarosława Gowina, który przeszedł na stronę PiS i został wicepremierem. Można by zresztą zapytać całej wielkiej rzeszy polskich i światowych polityków, którzy zmienili barwy partyjne. Nierzadko za oferowane im stanowisko. Dotyczyło to nawet najsłynniejszych jak Ronalda Reagana czy Hillary Clinton. Cóż im za to grozi?
Nie grozi im żadna urzędowa sankcja karna, bo korupcja polityczna ma się do prawdziwej korupcji jak sprawiedliwość ludowa do sprawiedliwości. To pusty frazes na potrzeby sytuacji politycznej. W tym przypadku ma na celu zastraszenie ostracyzmem, czy nawet próbami społecznego wzbudzania nienawiści, jak było to w przypadku śląskiego radnego Jacka Kałuży.
Prawda jest taka, że pod wieloma względami dzisiejsza polityka nie różni się aż tak wiele od świata korporacji, gdzie po prostu jedne firmy drugim podkupują personel, a ambitniejsi bądź źle się czujący w jednych firmach pracownicy przechodzą do innych.
Ambitni się korumpują?
Ktoś powie - a co z ideałami, celami, wizjami? Nie oszukujmy się, dotyczą one garstki polityków - najwybitniejszych jednostek i… największych wariatów. Większość traktuje politykę jako wyzwanie, pracę, a programy partyjne często się pokrywają.
Czy Rafał Trzaskowski i Paweł Rabiej nie pasują bardziej do Wiosny niż PO? A czy konserwatywny antykomunista Krzysztof Kwiatkowski nie pasuje do PiS bardziej niż bycia kolegą partyjnym (a przynajmniej z list) Dariusza Rosatiego i Włodzimierza Cimoszewicza? Wszystko to się przeplata jak losy zmieniających pracę "IT senior managerów" lub księgowych w konkurujących ze sobą firmach.
Więcej, czasem to właśnie ideowi czy ambitni politycy mogą owej "korupcji politycznej" ulec, czyli po prostu przejść do konkurencji. Bo ta stworzy im stanowisko, na którym będą mogli realizować swoje projekty.
Choć, jeszcze raz podkreślmy, że dziś opozycyjnych senatorów, którzy by chcieli się realizować na stanowisku ministra sportu, zdaje się, brak.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl