Spot Donalda Tuska robi furorę w sieci. Eksperci o jego słabych punktach
Nagranie Donalda Tuska o funduszach unijnych było w czwartek hitem sieci. Eksperci chwalą zilustrowanie problemu, choć wskazują minusy jak polaryzujące hasło i pokładanie zbyt dużych nadziei w mediach społecznościowych.
Spot Donalda Tuska pod hasłem "To nie są patrioci. To są idioci" był w czwartek wieczorem hitem internetu. Jak podał serwis Polityka w Sieci, nagranie w ciągu trzech godzin miało 236 tys. wyświetleń na Facebooku. Co według serwisu było najlepszym wynikiem wśród europejskich i światowych polityków od początku roku.
Szef Platformy Obywatelskiej w krótkim filmie zilustrował skalę środków unijnych, które Polska powinna otrzymać w ramach Funduszu Odbudowy, jednak wypłata jest zablokowana, ponieważ rządzący - wbrew swoim zapowiedziom - nie zlikwidowali jeszcze Izby Dyscyplinarnej. To reakcja na słowa polityków PiS, którzy sugerowali rezygnację z tych funduszy.
Spot we właściwym czasie
Dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene, politolożka i socjolożka z Uniwersytetu Warszawskiego, w rozmowie z Wirtualną Polską stwierdziła, że spot był dobrych ruchem.
- Jest opublikowany we właściwym czasie, bo trwa dyskusja na temat środków z Funduszu Odbudowy i Krajowego Planu Odbudowy. Dobrze, że Donald Tusk firmuje ten spot swoją osobą, mówi w nim dobitnie. To umacnia go jako lidera opozycji. Widać, że Lewica zareagowała na to negatywnie. Spot działa na wyobraźnię. On poruszy oczywiście tych, którzy i tak poszliby głosować na inne partie niż PiS, ale również może zadziałać na wyobraźnię ludzi, którzy w czasie wyborów zostaliby w domach, a są proeuropejscy. Tych osób nie będzie dużo, ale obstawiam, że mogą to być 1-2 punkty procentowe - powiedziała Renata Mieńkowska-Norkiene.
Wpisywanie się w stereotyp wyższościowy
Nieco inaczej uważa dr hab. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który ma mieszane uczucia, choć chwali wizualizację problemu.
- Z drugiej strony hasło "To nie są patrioci. To są idioci" jest zniżeniem się do poziomu wicemarszałka Ryszarda Terleckiego. Nie jestem przekonany, że to nie jest czasem przeciwskuteczne. Takie hasła nie dodają powagi i wpisują się w stereotyp wyższościowy, z którym PO i Donald Tusk muszą się mierzyć. Niby wiadomo, że chodzi o polityków PiS-u, jednak ich wyborcy również mogą poczuć, że to adresowane do nich. PO powinna wystrzegać się haseł, które utrwalają jej stereotyp jako partii ważniaków i mądrali - powiedział dr hab. Jarosław Flis.
- W kwestii funduszy unijnych opinia publiczna jest jednoznacznie po stronie opozycji. Jednak czy trzeba o tym opowiadać w kontekście podziałów na mądrych i głupich? Na miejscu opozycji trzymałbym się jak najdalej od operowania takim podziałem - dodał ekspert.
Media społecznościowe to za mało
Rozmówcy WP są jednak zgodni w kwestii polegania na takich komunikatorach jak Twitter. Ich zdaniem to za mało, by dotrzeć z przekazem, zwłaszcza do wyborców spoza elektoratu.
- To komunikat, który mile brzmi w sercach tych, którzy i tak wiedzą na kogo będą głosować. Nie jestem przekonany, czy ten komunikat tak łatwo wejdzie w uszy wahających się - powiedział dr hab. Jarosław Flis.
Z kolei zdaniem dr hab. Renaty Mieńkowskiej-Norkiene aktywność w mediach społecznościowych "ma zerowe przełożenie na tych, którzy głosowali na PiS lub nie głosowali na KO, a mogliby zostać w domach". - To często ludzie, dla których główną telewizją jest TVP Info, a z Twitterem nie mają styczności - mówi ekspertka. Choć chwali spot, to jej zdaniem to za mało.
- Politykom wydaje się, że gdy publikują coś na Twitterze, to załatwiają przekaz polityczny. To pomyłka. Niewątpliwie powinni przestać myśleć, że same wpisy załatwiają sprawę. Im się naprawdę wydaje, że twitty załatwiają sprawę. Otóż nie. Pewnie nie będzie to gamechanger, natomiast dobrze, że opozycja robi cokolwiek - stwierdziła.
- Twitterem interesuje się ok. 40 tys. osób, z czego 25 tys. jest po stronie rządzących, a pozostali są uczestnikami różnych dyskusji. Polska opozycja, a w szczególności twórcy głównych komunikatów, powinna przestać myśleć, że gdy coś publikują na Twitterze, to dowiaduje się o tym cała Polska - dodała.
- Mówię o Twitterze, bo jest przeszacowany pod względem wpływu na rzeczywistość. Zobaczymy jak będzie to wyglądało to na YouTube'ie. Facebook to również towarzystwo wzajemnej adoracji i są tam bańki informacyjne. Spot jest mocny i jeżeli będzie rozhulany na Facebooku, to jest szansa na zwrócenie uwagi głównych platform internetowych, natomiast kluczowe jest podawanie tego dalej przez wpływowych youtuberów czy na Instagramie. Być może TVN24 to pokaże, Polsat wątpię. Pewnie nie będzie go gamechanger polskiej rzeczywistości, natomiast dobrze, że opozycja robi cokolwiek - oceniła.
Na Facebooku film ma już niemal pół miliona wyświetleń.
Zobacz także: Kukiz uderza w Tuska za nagranie z paletami. Riposta z PO
Podziałać na obawiających się Polexitu
Zdaniem ekspertki opozycja powinna kierować taki przekaz w stronę młodych ludzi, by trafił również do osób, które mają na nich wpływ. Za komunikatem w internecie powinien też pójść przekaz w postaci spotkań z ludźmi, jak choćby na polskiej wsi, która może ucierpieć przez brak środków unijnych.
Politolożka uważa również, że tego typu komunikaty mogą motywować przeciwników Donalda Tuska, by iść na wybory. Widzi jednak, że w mediach społecznościowych prawica słabnie.
- To przyczynia się do widocznego od kilku miesięcy trendu, który wskazuje, że polska prawica już niespecjalnie "umie w internety". Jarosław Kaczyński jest wyśmiewany coraz bardziej. W kampanie angażują się spółki Skarbu Państwa, a nie konkretne osoby - stwierdziła dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene.
Ekspertka dodaje, że spot może trafić również do młodych ludzi, którzy byli zniechęceni do polityki spod znaku PO-PiS-u, jednak Unia Europejska może mieć tu kluczowe znaczenie. - Być może zobaczą, że gra toczy się tu o dużą stawkę. Fakt, że spot jest związany z Unią Europejską, może podziałać na tych, którzy obawiają się Polexitu - dodała.
Napisz do autora: rafal.mrowicki@grupawp.pl