Tusk rozpalił Polskę, Kaczyński rozgrzał PiS. Najgorętszy tydzień roku przyniósł jednego zwycięzcę
Donald Tusk wstrząsnął polską sceną polityczną i przejął przywództwo w PO. Jarosław Kaczyński zbeształ swoich działaczy za nepotyzm i wypowiedział wojnę grupie TVN. To był najbardziej gorący politycznie tydzień od początku roku. Kto wyszedł z niego obronną ręką? Kto zyskał, a kto stracił? Czym jeszcze Tusk i Kaczyński mogą nas zaskoczyć w wakacje?
O te wszystkie kwestie zapytaliśmy ekspertów: obserwatorów i analityków polityki, którzy śledzili przez ostatni tydzień kolejne kroki najważniejszych polityków w Polsce. Konkluzja? Zarówno Tusk, jak i Kaczyński, całkowicie skupili na sobie uwagę mediów i opinii publicznej. Ale to jednak były premier swoim powrotem sprowadził lidera PiS do defensywy. A Kaczyński - zdaniem ekspertów - mu w tym pomógł.
Wielkie czyszczenie prezesa i porządki Tuska
- Donald Tusk wrócił, żeby skonsolidować partię. Żeby przywrócić wiarę Platformie i jej dawnym wyborcom, którzy postawili na tej partii krzyżyk i przestali wierzyć, że ta partia ma jakąkolwiek moc sprawczą. Żeby wnieść jakąś nową energię, świeżość. I to się Tuskowi udało - uważa dr Renata Mieńkowska-Norkiene z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW. - Tuskowi udało się wytworzyć wrażenie, że wie, jak wygrać z Kaczyńskim. Że ma plan, że jest macherem zdolnym do przejęcia władzy w Polsce - dodaje nasza rozmówczyni.
Przekonuje też, że "Tuskowi udało się skupić na sobie i Platformie uwagę wszystkich mediów i opinii publicznej", czego nie można było powiedzieć o dotychczasowych liderach Koalicji Obywatelskiej - na czele z Borysem Budką. Politolożka w rozmowie z WP zauważa też, że dzięki powrotowi Tuska, to PO znów najprawdopodobniej stanie się dominującą siłą po stronie opozycji. - Z drugiej strony, partie opozycyjne, które do tej pory Platformy raczej unikały, ponownie będą chciały zawiązać z nią współpracę. Wiedzą, że muszą liczyć się z Tuskiem. PO znów wróciła do roli rozgrywającego - mówi ekspertka.
Dr Mieńkowska-Norkiene zauważa, że w pewnym sensie Donald Tusk zepchnął do narożnika najpopularniejszego polityka opozycji, czyli Rafała Trzaskowskiego. Ale - zaznacza ekspertka - role między tymi politykami miały zostać ustalone. - Trzaskowski jest dobry w łączeniu, jednoczeniu. To było widać podczas wyborów prezydenckich w 2020 roku. Tusk natomiast jest facetem do walki. Na tę walkę przyjdzie jeszcze czas, na razie Tusk jest od tego, by rozbudzić nadzieję. To jego pierwsze zadanie - wyjaśnia politolożka.
Dodaje, że to jednak Rafał Trzaskowski - jako wiceszef PO i lider ruchu Wspólna Polska - będzie odpowiadał za ofertę programową Platformy. - Tusk nie jest ulubieńcem młodzieży, nie kocha go Strajk Kobiet. Pewnej części elektoratu sam były premier nie przekona. To Trzaskowski będzie odpowiedzialny za walkę o głosy młodego elektoratu - mówi dr Mieńkowska-Norkiene. - Bratobójczej walki między Tuskiem a Trzaskowskim nie będzie - zapowiada ekspertka.
- Zagrożeniem dla PO w związku z powrotem Tuska jest natomiast umocnienie twardego, negatywnego elektoratu PiS - podkreśla dr Mieńkowska-Norkiene.
Ekspertka dostrzega jednak, że przez ostatni tydzień to partia Jarosława Kaczyńskiego - na czele z nim samym - była w defensywie. Głównym powodem takiego stanu rzeczy ma być fakt, iż prezes PiS dominującym tematem dotyczącym swojej partii uczynił rozrastający się nepotyzm w PiS. - Może Kaczyński uznał, że należy nieco poudawać, że oto w partii trzeba dokonać "wielkiego czyszczenia". Żeby zrobić jakieś "nowe otwarcie". Prezes wie, że trzecia kadencja mu z nieba nie spadnie. Więc możliwe, że opowieściami o konieczności walki z nepotyzmem chciał wysłać sygnał elektoratowi, że wykazuje się propaństwową postawą i trzyma nad tym wszystkim kontrolę - mówi dr Mieńkowska-Norkiene.
Ekspertka dodaje jednak, że są pewne symptomy, które wskazują, iż Jarosław Kaczyński powoli się "zużywa", jeśli chodzi o myślenie strategiczne. - Nie ma nic wielkiego do zaoferowania, jeśli chodzi o strategię. Wywołał temat nepotyzmu w swojej partii, wystawił piłkę Tuskowi, a żeby przykryć Tuska, to postanowił uderzyć w TVN. I jeszcze głównym macherem tego przedsięwzięcia Kaczyński uczynił Marka Suskiego… - zauważa politolożka UW. - Jeśli to jest jedyna oferta Kaczyńskiego, to PiS ma się czym martwić - konkluduje dr Mieńkowska-Norkiene.
Tusk przykrywa katastrofy PiS? "Nie mogli się go doczekać"
Prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, uważa z kolei, że zwycięzcami najbardziej gorącego politycznie tygodnia od początku roku są zarówno Donald Tusk, jak i Jarosław Kaczyński. A właściwie: PO i PiS.
- Obie te partie absolutnie hegemonizują polską scenę polityczną i pochłaniają uwagę opinii publicznej. Sprawiają, że wielu wyborców dotąd wahających się, a nawet nieuczestniczących w wyborach, chce dołączyć do "spektaklu" - mówi nam ekspert.
- Platforma wygrała ten tydzień, bo przeszła przez największy kryzys od lat. Powrót Donalda Tuska jako nadziei na zmianę w PO musi znaleźć pozytywne odzwierciedlenie w sondażach - przekonuje rozmówca WP. Podkreśla, że "efektu Tuska" jeszcze nie ma, ale już widać, że mniejsze formacje opozycyjne powoli znów zaczynają chować się w cieniu Platformy.
Prof. Chwedoruk widzi też pewne plusy z punktu widzenia PiS. - PiS z niecierpliwością czekało na powrót Tuska i nie mogło się doczekać. Partia Jarosława Kaczyńskiego ma nadzieję, że powrotem byłego premiera uda się przykryć - w wymiarze strategicznym i taktycznym - jej problemy. PiS może znów odwołać się do niezdecydowanych wyborców, których mobilizuje niechęć do 7-letnich rządów Tuska w roli premiera rządu PO-PSL. W wymiarze taktycznym zaś, dzięki Tuskowi PiS może przykrywać katastrofy polityczne tego tygodnia - na czele z katastrofą medialną, czyli wywołaniem awantury wokół "lex TVN", czy katastrofą komunikacyjną związaną z zamiarem odbudowy Pałacu Saskiego - przekonuje prof. Rafał Chwedoruk.
Czy wyjściem z defensywy dla Jarosława Kaczyńskiego i jego formacji może być zapowiadany objazd kraju, podczas którego prezes ma promować "Polski Ład"? Ekspert ma wątpliwości. - Oby się tylko panowie Kaczyński z Tuskiem gdzieś na trasie nie spotkali… - uśmiecha się prof. Chwedoruk.
- A na poważnie: objazd Polski to polityczna rutyna, podsuwana przez marketingowców. Na tak długi czas przed wyborami tego typu aktywności nie mają właściwie żadnego znaczenia. Mogę mieć jedynie znaczenie dla aparatu partyjnego, który ma stawiać się na takich spotkaniach. To takie działania konsolidacyjne, wzmacniające "bazę członkowską" - wyjaśnia rozmówca Wirtualnej Polski.
Gol dla Tuska
- Posługując się terminologią piłkarską: w tej części meczu wygrywa Donald Tusk, jest 1:0 dla niego. Ale nowy szef PO musi pamiętać, że turniej będzie długi - mówi WP prof. Antoni Dudek, politolog z UKSW.
Nasz rozmówca przyznaje, że Jarosław Kaczyński na kongresie PiS w pewnym sensie wystawił piłkę Donaldowi Tuskowi - co pokazały wydarzenia mijającego tygodnia. - Prezes PiS, zakładając, że to, co mówi, nie będzie upublicznione, zamiast na sukcesach skupił się na porażkach swojej formacji. Najmocniej przebił się oczywiście nepotyzm, o którym rozmawiano cały tydzień - przekonuje prof. Dudek.
Nasz rozmówca nie jest pewien, czy planowany objazd kraju przez Kaczyńskiego w wakacje da jego partii nową energię. - Moim zdaniem Kaczyński chce sobie teraz trochę pojeździć, spotkać się z partyjnym aparatem i wyborcami, bo boi się, że jesienią wróci kolejna fala pandemii. Ale wielkiego efektu tych wyjazdów nie będzie. Same opowieści o "Polskim Ładzie" nie wystarczą. Polacy nie chcą Kaczyńskiego, który wyłącznie opowiada i obiecuje, tylko chcą konkretnych ustaw i ich efektów - twierdzi prof. Dudek.
A co z byłym premierem? - Wejście Tuska tydzień temu do gry wywołało takie zamieszanie wśród PR-owców PiS, że ci musieli dramatycznie ujawniać szczegóły kongresu swojej partii, który pierwotnie miał być przecież całkowicie zamknięty dla mediów - zauważa ekspert.
Prof. Dudek zaznacza jednak, że fakt, iż Tusk tchnął nadzieję w rozleniwiony i zniechęcony aparat partyjny Platformy, nie oznacza, że porwie wyborców. - Bo czego dowiedział się elektorat opozycji z wystąpień Tuska? Tego samego, czego od 6 lat dowiadywał się od Grzegorza Schetyny i Borysa Budki: że PiS jest złem wcielonym. To trochę mało. Strategia totalnej opozycji, którą Tusk przedstawił może z nieco większym wdziękiem, nie była jak dotąd receptą na sukces - konkluduje politolog.