Rząd zohydza UE za państwową kasę. Twórcy nagonki są albo ślepi, albo głupi [OPINIA]

Wielkie billboardy w najlepszych lokalizacjach, wykupywanie reklam w większości mediów. A wszystko po to by Polacy dowiedzieli się, jaka Unia Europejska jest zła. To skrajny cynizm i głupota.

Mateusz Morawiecki (Fot.: PAP/Tomasz Gzell / Adam Burakowski/REPORTER EAST NEWS)
Mateusz Morawiecki (Fot.: PAP/Tomasz Gzell / Adam Burakowski/REPORTER EAST NEWS)
Patryk Słowik

"Opłata klimatyczna Unii Europejskiej to aż 60 proc. kosztów produkcji energii. Polityka klimatyczna UE = droga energia, wysokie ceny".

Kampania reklamowa z takim hasłem dotarła już do większości Polaków. Zlecił ją twór o enigmatycznej nazwie "Polskie elektrownie". W praktyce finansują to spółki Skarbu Państwa, którym nieoficjalnie zadanie zlecił rząd.

Ile cała ta zabawa kosztuje - nie wiadomo. Po rozmachu widać jednak, że koszty idą najskromniej licząc w dziesiątki milionów złotych. A niewykluczone, że setki.

Antyunijna bzdura

Warto powiedzieć dwie rzeczy wprost.

Po pierwsze: coś, co w założeniu miało być kampanią informacyjną, całkowicie dezinformuje. Na billboardach, plakatach i reklamach wykupowanych w gazetach, magazynach i portalach internetowych umieszczono stek bzdur. Branżowy portal swiatoze.pl pisze o kampanii: "siejąca dezinformację", "bzdury wokół proklimatycznych działań UE".

Trzeba bowiem wiedzieć, że wspomniane 60 proc. kosztów produkcji nie przekłada się na 60-proc. koszt dla konsumenta. Na to, co widnieje na rachunku, wpływ ma bowiem nie tylko koszt wyprodukowania energii, lecz także koszty wykorzystania sieci oraz opłaty krajowe.

I polityka klimatyczna UE rzeczywiście przekłada się na 60 proc. kosztów - ale tylko tych związanych z wytworzeniem energii. Ostatecznie na rachunku za prąd, który dostaje przeciętny Kowalski, niespełna 20 proc. ceny to efekt polityki klimatycznej UE.

I, co ważne, nie jest to haracz, który biorą dla siebie unijni decydenci od Polski. Rząd (mówmy wprost: to kampania rządowa) "zapomina" wspomnieć, że Skarb Państwa zarabia na sprzedaży uprawnień do emisji dwutlenku węgla. W 2021 r. było to ponad 25 miliardów złotych. Pieniądze te powinny zostać przeznaczone na rozpoczęcie transformacji energetycznej z prawdziwego zdarzenia. W Polsce w istotnej mierze są przejadane. Pośrednio z nich finansuje się kolejne emerytury, dopłaty antyinflacyjne itd. Nie gonimy energetycznie rozwiniętych państw Europy, lecz tracimy do nich coraz więcej. Jesteśmy w ogonie.

W najlepszym więc razie hasło "informacyjne" jest manipulacją. Biorąc jednak pod uwagę, że przeciętny Polak niewiele wie na temat energetyki i zasad rozliczania opłat – to po prostu kłamstwo.

Zohydzić Unię

Po drugie, kampania służy przede wszystkim temu, by pokazać, że Unia Europejska jest zła. Od wielu miesięcy polski rząd jest skonfliktowany z Brukselą. Chce więc, by ludzie wiedzieli, kto w tym starciu jest tym dobrym, a kto złym.

Wybrano sprytną metodę. Spółki Skarbu Państwa wykupują bowiem wiele ogłoszeń w mediach. Kondycja finansowa polskich mediów zaś jest na tyle kiepska, że wydawcy nie zastanawiają się, do czego przykładają rękę. Gdy ktoś daje pieniądze – chętnie biorą. Tym samym jednak mało kto ma komfort rzetelnego opisywania energetycznej kampanii. Ciężko przychodzi przecież krytykowanie kogoś, kto daje dużo pieniędzy. W ten sposób rząd wespół z państwowymi spółkami utworzyli kłamliwej kampanii medialną tarczę ochronną. Krytykują tylko ci, których na to stać.

Szkopuł w tym, że zohydzanie Unii Europejskiej może skończyć się fatalnie. Wyświechtany już przykład brexitu jest modelowy: tam też zaczęło się od drobnych kuksańców wymierzanych unijnym biurokratom. A jak się skończyło, wszyscy wiemy.

Mądrze o przywiązaniu Polaków do UE mówił w listopadzie 2021 r. prof. Marek Madej, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem entuzjazm Polaków w stosunku do UE może być trochę przeszacowany, gdy patrzy się wyłącznie na sondaże. Warto bowiem zwrócić uwagę na to, jakie pytania są zadawane w sondażach, z których wynika, że "kochamy UE". Najczęściej obywatele są np. pytani o to, czy chcieliby opuszczenia przez Polskę Unii.

Większość na tak zadane pytanie mówi, że nie.

- Ale gdybyśmy spytali, czy akceptujemy UE, jeśli przestałaby być naszym "bankomatem", która w związku z budową Zielonego Ładu powoduje wzrost cen energii - wyniki mogłyby być zgoła odmienne - wskazywał Madej.

Rządzący są albo ślepi, że tego nie widzą, albo głupi, że dopuszczają do zohydzania Polakom Unii Europejskiej.

Należy dziś mówić wprost, bez żadnego poczucia wstydu, bez dodawania "ale" i nie patrząc na to, że niektórzy pseudopatrioci uznają za antypolaka: obecność Polski w strukturach unijnych jest naszą racją stanu. A każdy, kto prowadzi nas do jeszcze większego konfliktu ze wspólnotą, działa przeciwko Polsce.

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3624)