Spojrzenie z Waszyngtonu: cisza drażniąca uszy [OPINIA]
To, co wydarzyło się wczoraj w nocy we wschodniej części naszego kraju, było zdarzeniem bez precedensu. Być może nawet pewną cezurą w naszym strategicznym spojrzeniu na realne zagrożenie, jakie stwarza dla nas Rosja. Dla Polski i dla całego Zachodu - pisze w opinii dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że dla przyszłości naszego bezpieczeństwa, w najszerszym rozumieniu tego słowa, ważniejsze było to, co wydarzyło się ponad 7 tysięcy kilometrów od Czosnówki czy Olesna, w pewnym lokalu w Waszyngtonie.
Czy raczej to, co się nie wydarzyło.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosyjskie drony nad Polską. "Trump jest w mentalnym chaosie"
Gdy kilkanaście rosyjskich dronów wtargnęło w polską przestrzeń powietrzną, prezydent Donald Trump, wraz z grupą najbliższych współpracowników, jadł kolację w restauracji Joe’s Seafood, Prime Steak & Stone Crab, nieopodal Białego Domu. Towarzyszyli mu m.in. J.D. Vance, Marco Rubio, Pete Hegseth i Susie Wiles. Co samo w sobie było dość kuriozalne - zgromadzenie w jednym miejscu, o jednym czasie, niemal wszystkich najważniejszych osób w państwie, to dość ryzykowny krok (dzieje się tak wyłącznie z okazji uroczystych sesji Kongresu USA).
Z drugiej strony, skoro przy jednym stole, w tej właśnie chwili, siedzieli przywódca najpotężniejszego państwa na świecie, jego zastępca, sekretarz stanu, sekretarz wojny oraz szefowa prezydenckiego gabinetu, można było oczekiwać, że ich reakcja na domniemany atak skierowany przeciwko jednemu z członków NATO będzie skoordynowana i natychmiastowa.
Tymczasem reakcji nie było żadnej. Goście opuścili restaurację ok. dwóch godzin po pojawieniu się pierwszych informacji o naruszeniu naszych granic. Nie przyszło im do głowy, że może właśnie zaczyna się III wojna światowa. Że może jednak warto zrezygnować z deseru i udać się jak najprędzej do Situation Room w Białym Domu, notabene w tym samym gronie, zacząć śledzić rozwój wypadków, może nawet zadzwonić do swoich partnerów z Polski. I to nie w momencie, gdy część dronów została już zestrzelona, a sytuacja w miarę opanowana.
Gdy piszę te słowa, czyli ok. godziny 7 czasu waszyngtońskiego, cierpliwie i dogłębnie szukam jakiegokolwiek oficjalnego oświadczenia ze strony naszego najbliższego sojusznika. Na stronach Białego Domu, Pentagonu, Departamentu Stanu. Bezskutecznie. Nie było dotąd żadnej konferencji prasowej, żadnego, nawet najbardziej zwięzłego komentarza.
Prezydent USA zabrał głos w sprawie naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej dopiero 12 godzin po incydencie.
Przypomina się w tym momencie słynny klip wyborczy Hillary Clinton z 2008 r., gdy rywalizowała z Barackiem Obamą o wyborczą nominację Partii Demokratycznej. W reklamówce pada pytanie o to, kto lepiej się sprawdzi jako prezydent, odbierając o trzeciej nad ranem telefon, informujący o wybuchu globalnego konfliktu zbrojnego. W domyśle - oczywiście Clinton.
Ciekaw jestem, jak w tym kontekście ocenilibyśmy zachowanie Donalda Trumpa. Tym bardziej, że zadanie miał dużo łatwiejsze: nie musiał zrywać się z łóżka w środku nocy.
Trudno o bardziej mieszane uczucia. Z jednej strony dobra współpraca między najważniejszymi ośrodkami władzy w Warszawie (nareszcie), skuteczna operacja lotnictwa NATO na polskim niebie, z drugiej zaś nonszalancja i cisza dochodząca zza oceanu. Chciałoby się rzec: cisza, która wręcz drażni nasze uszy. Kolacja w Joe’s Seafood i PR-owska pokazówka na wewnętrzne potrzeby okazały się ważniejsze niż rosyjska ingerencja w jednym z państw Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Obecna republikańska administracja reaguje na każdą eskalację ze strony Moskwy w dwójnasób. Albo ostentacyjnie milczy, albo grozi palcem, powtarzając do znudzenia, że "to już ostateczne ostrzeżenie" i że "daje Putinowi dwutygodniowe ultimatum". Problem w tym, że milczenie jedynie ośmiela Putina. A puste groźby, które stają się powoli groteskowe, i których nikt już nie traktuje poważnie, ośmielają go jeszcze bardziej.
Niech powyższy obraz dopełni wywiad, jakiego kilka godzin wcześniej udzielił J.D. Vance amerykańskiej stacji One America News. Mówił w nim m.in. o... wspaniałych perspektywach współpracy ekonomicznej między Stanami Zjednoczonymi a Rosją.
- Nie widzę powodu, aby Rosję izolować gospodarczo - wyznał wiceprezydent USA, dodając: - Powiedzmy sobie szczerze: niezależnie od tego, czy lubisz, czy nie lubisz Rosji, czy zgadzasz się lub nie z jej argumentami co do genezy konfliktu, fakty są jednoznaczne: Rosja ma ropę, ma gaz, jest bogata w surowce.
Przypomnę: mowa o wywiadzie udzielonym już po (czy raczej w trakcie) wielodniowej kampanii nalotów na ukraińskie miasta, prowadzonej przez Rosję, w której giną głównie cywile. Dla J.D. Vance'a ważniejsze są naftowe "deale" z Kremlem niż ofiary putinowskiego barbarzyństwa.
A co dopiero jakieś drony na Lubelszczyźnie.
Dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski
Marek Magierowski - dyrektor programu "Strategia dla Polski" w Instytucie Wolności, ambasador RP w Izraelu (2018-21) i Stanach Zjednoczonych (2021-24), były wiceminister spraw zagranicznych. Autor książki "Zmęczona. Rzecz o kryzysie Europy Zachodniej" oraz powieści "Dwanaście zdjęć prezydenta".