Nawrocki u Trumpa: było miło i oby tak pozostało [OPINIA]
Przez najbliższe trzy lata i kilka miesięcy osobiste relacje prezydentów Trumpa i Nawrockiego będą miały fundamentalne znaczenie dla stosunków polsko-amerykańskich - pisze w opinii dla Wirtualnej Polski Marek Magierowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Dla wielu politycznych przeciwników prezydenta Karola Nawrockiego to był zły dzień. Godne przyjęcie w Białym Domu przez Donalda Trumpa, wyraźnie dobra chemia między oboma przywódcami, ciepłe słowa o Polsce, która "wydaje na zbrojenia dwa razy więcej, niż musi". Wreszcie wyraźna deklaracja: "Zostajemy w Polsce. Nawet nie myślimy o wycofaniu stamtąd naszych wojsk. Możemy wręcz wysłać ich więcej".
To był zły dzień dla sporej grupy liberalnych komentatorów, którzy nie mogli się poznęcać nad "słabym angielskim" prezydenta RP, nad jakimś merytorycznym lapsusem, czy "brakiem efektów wizyty". A zapewne niejeden modlił się w duchu, żeby cała ta wyprawa zakończyła się polityczną oraz wizerunkową katastrofą.
I na tym, niestety, polega dramat polskiej polityki zagranicznej, która - jak wiele innych obszarów życia publicznego - również stała się zakładnikiem wewnętrznego, plemiennego magla. Wydawałoby się, że wszystkim powinno zależeć na sukcesie prezydenta Nawrockiego w Waszyngtonie, czy to w jego staraniach o zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej nad Wisłą, czy w dołączeniu Polski do ekskluzywnego klubu G20. Niektórzy jednak stracili okazję, by zamilknąć. Szyderczy, arogancki ton, pobrzmiewający w wypowiedziach najwyższych przedstawicieli rządu przed tą wizytą, przyprawiał momentami o mdłości.
Tymczasem Karol Nawrocki, mimo braku dyplomatycznego doświadczenia, zrobił podczas swojej pierwszej zagranicznej podróży dobre wrażenie, używał odpowiednich słów w odpowiednich chwilach, a jednocześnie nie popadł w irytującą manierę nadmiernego kadzenia gospodarzowi (co w ostatnim czasie przybrało formę epidemii wśród światowych liderów, pragnących za wszelką cenę wkupić się w łaski Donalda Trumpa).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prezydent w Białym Domu. Spotkanie Nawrocki-Trump
Czy Nawrocki mógłby lepiej mówić po angielsku? Oczywiście. Czy mógłby zachowywać się swobodniej? Być może.
Wreszcie: czy w jego delegacji powinien się znaleźć jeden z wiceministrów MSZ oraz przedstawiciel ambasady? Uważam, że tak, że nikomu by to ujmy nie przyniosło, oraz że byłoby to - z punktu widzenia interesów państwa - mądrzejsze i korzystniejsze, niż wycinanie "nie naszych". Podobne postępowanie ze strony obecnej koalicji rządowej, np. wobec "pisowskich" ambasadorów (przykłady można by mnożyć) powinno być raczej przestrogą niż wzorem do naśladowania.
Niemniej wizyta była - używając dyplomatycznego żargonu - owocna. Pamiętajmy, że Nawrocki i Trump - jeśli po drodze nie wydarzy się nic nieoczekiwanego - będą się spotykać i współpracować jeszcze przez ponad trzy lata. I w całym tym okresie ich osobiste relacje będą miały fundamentalne znaczenie dla stosunków polsko-amerykańskich. Niezależnie od tego, co mówi konstytucja RP i jak bardzo niektórzy chcieliby "instruować" prezydenta Nawrockiego, co ma mówić, a czego nie mówić Amerykanom.
W środę w Białym Domu było miło. I oby tak pozostało.
Marek Magierowski dla WP
Marek Magierowski, dyrektor programu "Strategia dla Polski" w Instytucie Wolności, ambasador RP w Izraelu (2018-21) i Stanach Zjednoczonych (2021-24), były wiceminister spraw zagranicznych. Autor książki "Zmęczona. Rzecz o kryzysie Europy Zachodniej" oraz powieści "Dwanaście zdjęć prezydenta".