Sąsiedzi ujawniają. "Dlatego Dawid uwziął się na Kamilka"
Walkę o życie 8-letniego Kamilka obserwowała cała Polska. Niestety, rany skatowanego chłopca były zbyt poważne, dziecko zmarło w poniedziałek. Teraz na jaw wychodzi, że 8-latek kilka razy uciekał z domu. - Dlatego Dawid (ojczym dziecka - red.) uwziął się na Kamila. On swoje dzieci kochał i szanował, a resztę traktował, jakby miał nimi zamiatać - mówi jeden z sąsiadów rodziny.
Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II w Katowicach poinformowało w poniedziałek o śmierci 8-letniego Kamilka z Częstochowy, który przez miesiąc walczył o życie. Sprawę śledziła cała Polska. Dziecko w ciężkim stanie trafiło do szpitala po tym, jak skatował je ojczym.
"Obrazek jak z wysypiska śmieci"
Wielu zastanawia się, jak mogło w ogóle dojść do tragedii. Rodzina Kamilka miała założoną Niebieską Kartę, była także pod nadzorem kuratora. Sąsiedzi twierdzą, że po ich dzieciach - a była ich szóstka - nie było widać śladów przemocy.
- To widać po dzieciach, kiedy są bite. Są zgaszone, zgnębione. One takie nie były. W miarę ubrane, nieoberwane - mówi jedna z mieszkanek Częstochowy w rozmowie z TVN24. Podkreśla jednak, że dzieci często przeklinały.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dwóch Rosjan poddało się. Dramatyczny moment nagrany w Bachmucie
"Obrazek jak z wysypiska śmieci"
- A matka nigdy nie mówiła do nich normalnie. Jakby szczekała: "Chodź tu! Nie chodź! Nie rób! Uh! Uh!". Idąc do sklepu, spojrzałam kiedyś przez ich okna. Obrazek jak z wysypiska śmieci. Stosy łachów. Okna brudne. Dwie kobiety w domu i taki bałagan. O gotowaniu chyba nie miały pojęcia. Codziennie w porze obiadu podjeżdżał catering z dobrej restauracji. Więc były jakoś odżywiane te dzieci. Pomyślałam: nie jest im chyba tak źle - opowiada dla TVN24.
- Ja nie jestem zwolenniczką teorii, że nie wolno bić dzieci. Klapsior musi być, żeby dziecko znało swoje miejsce w szeregu. Ale nie, żeby tak katować! - stwierdza kobieta z jednego z okolicznych domów. - Nie wiem, jak tam można było tego nie słyszeć. Ja nie słyszałam. Gdybym słyszała, tobym reagowała - przekonuje.
- Nie pomyślałbym, że Dawid (ojczym dziecka - red.) do takich rzeczy byłby zdolny. On zawsze dużo gada, co by to nie zrobił, a jak przychodzi co do czego, to ucieka. To taka ślamazara jest - mówi inny z mieszkańców.
W listopadzie w samej piżamie na ulicy
Jeden z sąsiadów rodziny wspomina w rozmowie z TVN24, że dzieciom zdarzało się uciekać. - Jak dzieci nie są puszczane na dwór, to nic dziwnego, że uciekają na świeże powietrze. One praktycznie w ogóle nie wychodziły z domu - mówi.
Wspomina, jak raz Kamilek uciekł przez okno. Znalazła go policja i przywiozła do domu. Wtedy zaczęto się bliżej przyglądać rodzinie. - Podobno była sprawa, mieli im dzieci odebrać za niedopilnowanie. Dlatego Dawid uwziął się na Kamila. On swoje dzieci kochał i szanował, a resztę traktował, jakby miał nimi zamiatać. Nie miał do nich uczuć, nie związał się z nimi, takie popychadła to były dla niego, a Kamilowi obrywało się za te ucieczki - opowiada w rozmowie z TVN24.
Wiadomo o kilku ucieczkach Kamila z domu. W listopadzie 2019 roku został znaleziony sam na ulicy. Policja powiadomiła wtedy sąd, jednak ten uznał, że nie ma podstaw do zmiany zarządzeń opiekuńczych.
Jak przekazuje TVN24 Sebastian Gleń z policji w Krakowie, funkcjonariusze w Olkuszu (rodzina mieszkała tam od sierpnia 2022 roku do lutego 2023 roku) trzykrotnie interweniowali w sprawie ucieczki Kamila z domu. W sierpniu 2022 roku dziecko chodziło samo po sklepie. W listopadzie tego samego roku chodził w piżamie po ulicy - trafił na obserwację do szpitala, jednak nie stwierdzono śladów przemocy. Ponownie uciekł w lutym 2023 roku - znaleziono go na ulicy.
- Chłopiec wychodził z domu, kiedy na przykład matka karmiła lub usypiała niemowlę. Policjanci podczas interwencji rozmawiali również z dzieckiem. Jednak kontakt z nim był utrudniony, chłopiec nie odpowiadał na zadawane pytania - mówi Gleń.
"Przykarć go"
Artur, biologiczny ojciec Kamila, wziął 8-latka i młodszego brata na ferie pod koniec stycznia. Po tygodniu odwiózł chłopców do domu.
- Po południu, jak już byłem w domu, Magda (matka dziecka - red.) zadzwoniła i powiedziała, że Kamil uciekł. Wtedy Dawid się wtrącił i powiedział: "frajerze, masz p***, łeb ci u***, bo Kamil przez ciebie uciekł". I poleciał szukać Kamila, a ja zacząłem płakać. Magda powiedziała, że jak policja będzie mnie wypytywać, to żebym powiedział, że Kamil uciekł mi, a nie im. Ale ja nie ocyganiłem policji - opowiada ojciec 8-latka w rozmowie z TVN24.
Następnego dnia uzgodniono, że Kamil z bratem spędzą u taty ostatni tydzień ferii. - Magda mówiła, że przez Kamila chcą im odebrać prawa rodzicielskie, że mają przez niego Niebieską Kartę. "Przykarć go, bo ja nie daję sobie rady z tymi gnojami" - tak według ojca chłopców miała mówić matka.
Ojciec wspomina, że dzieci były brudne i nie miały czystych ubrań na zmianę. Zauważył także plamki na plecach i ręce Kamila. Dziecko przyznało, że ojczym go bije i przypala papierosem. Pan Artur twierdzi, że powiadomił kuratora. Sąd w Olkuszu jednak zaprzecza. Z kolei ojczym miał tłumaczyć, że "pali eki", czyli papierosy elektroniczne.
"Nieszczęśliwy wypadek" przed skatowaniem
Na początku marca miało dojść do "nieszczęśliwego wypadku". Kamilek skarżył się, że boli go ręka, miał też rozciętą wargę. Matka tłumaczyła, że potknął się o próg. Początkowo kobieta nie chciała go zabrać do lekarza, jednak po poleceniu szkoły zawiozła go do szpitala. Dziecko wróciło z gipsem i miało spotkanie ze szkolnym psychologiem.
Pod koniec tego miesiąca dziecko zostało skatowane. Matka powiadomiła telefonicznie szkołę, że syn poparzył buzię ciepłą herbatą i nie będzie go w szkole. Placówka poleciła, by poszła z dzieckiem do lekarza. Potem kobieta opowiadała, że dziecko dostało dwie maści, co uspokoiło dyrekcję.
Sytuacja jednak się pogarszała. Wuj chłopca, Wojciech J., przekonuje, że wysyłał matkę z dzieckiem do szpitala. Kobieta z kolei wszystkich zapewniała, że jest dobrze. Aż na początku kwietnia zadzwoniła do ojca dziecka, żeby wziął Kamila do szpitala.
Zarzuty dla rodziny
Prokurator zarzucił ojczymowi dziecka, 27-letniemu Dawidowi B., że 29 marca usiłował pozbawić życia swojego pasierba, polewając go wrzątkiem i umieszczając na rozgrzanym piecu węglowym. Po śmierci Kamila minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wydał polecenie, by zmieniono kwalifikację czynu.
- Jedną rzeczą jest, jakiego czynu dopuścił się ten barbarzyńca, a druga rzecz - to jak wyglądały procedury w tej sprawie. To powinna sprawdzić prokuratura - powiedział rzecznik rządu Piotr Mueller.
W sprawie zarzuty usłyszała także matka dziecka, a także wuj i ciotka.
Czytaj więcej:
Źródło: TVN24