Zacznie się dziś o 20. Przyrodnia siostra Kamilka zabiera głos
- Dzisiaj o godzinie 20 planujemy uczcić pamięć zmarłego Kamilka i wypuścić białe balony do nieba - zapowiedziała przyrodnia siostra chłopca. - Pogrzeb prawdopodobnie odbędzie się w sobotę - przekazała.
08.05.2023 17:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie żyje 8-letni Kamil z Częstochowy, który był maltretowany przez ojczyma. Chłopiec trafił do szpitala na początku kwietnia. Był bity, oblewany wrzątkiem i przypalany papierosami. Przez kilka dni do dziecka nikt nie wezwał pogotowia. Służby powiadomił dopiero biologiczny ojciec. Matka chłopca wmawiała mu, że "poparzył się herbatką, którą miał na niego wylać młodszy syn Fabian". Bała się reakcji ojca i lekarzy, dlatego leczyła go w domu.
Po śmierci chłopca, głos zabrała jego przyrodnia siostra - córka biologicznego ojca Kamila. - Jest mi bardzo ciężko. Od rana płaczę. Wierzyłam, że stanie się cud. Późnym wieczorem lekarze mówili, że jego stan się pogorszył, tata prosił o modlitwę. Niestety, dziś dostaliśmy informacje, że Kamil nie żyje - przyznała w rozmowie z WP Magdalena Mazurek.
Kobieta dodała, że jej tata jest w bardzo złym stanie psychicznym. - Załamał się. Miał nadzieję, że Kamil z tego wyjdzie, że wszystko się jakoś ułoży. Teraz nie ma siły nawet rozmawiać. Pomaga mu jego partnerka, znajomi, rodzina. Pogrzeb Kamila będzie prawdopodobnie w sobotę w Częstochowie - powiedziała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie chcę widzieć tej rodziny"
"Tłumaczyła, że tęskni za nimi i chciałaby je zobaczyć. (...) Kobieta liczyła na przychylność sądu, bo dwukrotnie sąd częstochowski przyznał jej prawa do dzieci, mimo że o ich utratę wnioskował pracownik socjalny nadzorujący rodzinę" - przypomniała gazeta.
- Na szczęście sąd nie wyraził zgody na spotkanie. I mam nadzieję, że nie dopuści, żeby pojawiła się na pogrzebie. Nie wiem, co by się stało, gdybyśmy ją lub kogokolwiek z tej rodziny zobaczyli. Mam nadzieję, że ona i jej partner dostaną dożywocie. Nie rozumiem, dlaczego aresztu nie dostał też wujek i ciocia Kamila - przyznała Mazurek.
Aneta J. i Wojciech J. zamieszkiwali wspólnie z Magdaleną B. i Dawidem B. Prokuratura postawiła im zarzut nieudzielenia pomocy i objęła ich dozorem policyjnym. Rodzina ośmiolatka była od marca 2021 r. objęta wsparciem pracownika socjalnego. Wcześniej nie było informacji wskazujących, że dziecko może doświadczać przemocy.
W poniedziałek o godzinie 20. rodzina i znajomi chcą uczcić pamięć chłopca. - Tak naprawdę akcję zapoczątkował ktoś na Facebooku. Wiele osób poruszyła ta sprawa, dostaliśmy dużo wsparcia. Postanowiłam, że przyłączę się i o godzinie 20 wypuszczę do nieba białego balona - stwierdziła, zachęcając, by podobnie zrobili ludzie w całej Polsce.
Walka o życie Kamilka
Jak wynikało z informacji szpitala, w ostatnich dniach stan dziecka był bardzo ciężki. Postępowały u niego choroba oparzeniowa, ostra niewydolność oddechowa i rozwijało się ciężkie zakażenie organizmu. Chłopiec był podłączony do wspomagania krążenia i pozaustrojowego natleniania krwi; pozostawał w śpiączce farmakologicznej na oddziale intensywnej terapii.
Jeszcze dwa tygodnie temu lekarze z GCZD sygnalizowali, że wcześniejsze dni były dla ośmiolatka stabilne, zatem zaczęli rozważać stopniowe wybudzanie małego pacjenta. Przed tygodniem jednak wybudzanie zostało wstrzymane z powodu kolejnych problemów infekcyjnych. Konieczne było wdrożenie zaawansowanych procedur medycznych.
Już w poprzednich tygodniach katowiccy lekarze przekazywali, że obawiali się o życie dziecka, zmagającego się m.in. z ciężkim przebiegiem choroby oparzeniowej, spowodowanym rozległymi oparzeniami i nieleczeniem ran oparzeniowych przez wiele dni. Wyjaśniali też, że głęboka śpiączka powoduje m.in., że chłopiec nie czuje bólu, a jego obrażenia mają szanse szybciej się goić.
- Jest mi strasznie przykro z powodu śmierci Kamilka. Jedyne co mnie pociesza, to fakt, że nie będzie musiał żyć z ogromną traumą, którą zafundowała mu własna matka z ojczymem - podsumowała siostra chłopca.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski