Wielkie upały to nie przypadek. Jeszcze nigdy nie było tak źle
W ostatnich dniach na całym świecie ustanowiono ponad 1400 nowych rekordów temperatury. W tym samym czasie pojawiła się seria opracowań, wskazujących, że emisje CO2 jeszcze nigdy nie były tak wysokie, globalne ocieplenie przyspiesza, a kluczową barierę, przed którą przestrzegali klimatolodzy, przekroczymy jeszcze w tej dekadzie - pisze Szymon Bujalski z "Ziemia na rozdrożu".
Atishi Marlena, minister ds. wody w Delhi, rozpoczęła kilka dni temu bezterminowy strajk głodowy. W ten sposób domaga się zwiększenia ilości wody pitnej dla stolicy Indii, w której krany w niektórych najbiedniejszych dzielnicach niemal wyschły.
- W mieście jest 2,8 mln ludzi, którzy pragną choćby kropli wody - martwi się Atishi na łamach Reutersa.
Tymczasem w Karaczi, stolicy sąsiedniego Pakistanu, zaczyna już brakować miejsca w kostnicach. W zwykły dzień trafia tu około 30-40 ciał dziennie. W ostatnim tygodniu jest ich niemal 100. Chociaż jest zbyt wcześnie, aby dokładnie określić przyczynę śmierci w każdym przypadku, trudno nie łączyć tego z upałami. Temperatury w Karaczi przekroczyły ponad 40 st. C, ale z powodu wysokiej wilgotności powietrza odczuwane były niczym 49 st. C.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podobnych tragedii nie brakuje. W Grecji upały zabijają turystów, w Arabii Saudyjskiej ponad 1300 osób zginęło podczas pielgrzymki do Mekki, setki ofiar przyniosły też fale upałów w Meksyku i USA.
1400 nowych rekordów temperatury
Przykładów jest jednak znacznie więcej. Jak wskazuje "Washington Post", w trzecim tygodniu czerwca na świecie padło 1400 nowych rekordów temperatury.
- Powinno być oczywiste, że niebezpieczna zmiana klimatu już nadeszła. Kolejni ludzie umrą z powodu globalnego ocieplenia jeszcze dziś - alarmuje Michael Wehner, klimatolog z Lawrence Berkeley National Laboratory.
- Mamy najwyższe stężenie gazów cieplarnianych w ciągu przynajmniej ostatnich 3 mln lat. Dwutlenek węgla zatrzymuje ciepło, więc temperatura planety rośnie - dodaje Michael McPhaden, naukowiec z rządowej agencji NOAA w USA. - To naprawdę prosta fizyka - podkreśla.
Choć fizyka jest prosta, działania ludzkości wciąż nie wydają się jednak potwierdzać, że jej konsekwencje są dla nas wystarczająco zrozumiałe i niepokojące. Seria opracowań z ostatnich dni pokazuje, że wpływamy na klimat w nieustająco rosnący sposób.
Rekordy CO2
Za zdecydowaną większość emisji gazów cieplarnianych - ok. 70 proc. - odpowiada spalanie węgla, ropy i gazu kopalnego. Tymczasem, jak wynika z nowego raportu autorstwa Energy Institute, światowe zużycie paliw kopalnych wzrosło w 2023 r. o 1,5 proc. i osiągnęło rekordowo wysoki poziom. Po raz pierwszy w historii związane z tym emisje CO2 przekroczyły 40 mld ton.
Próg ten przekroczono pomimo faktu, że rekordowo wysokie są również inwestycje w odnawialne źródła energii, podobnie jak i ilość wytwarzanego przez nie prądu. Zapotrzebowanie na energię rośnie jednak szybciej niż przybywa ich czystych źródeł.
Rosnące emisje gazów cieplarnianych odbijają się wyraźnie na tym, jak szybko zmienia się nasz klimat. Jedno z opublikowanych w czerwcu badań wykazało, że atmosfera zatrzymuje obecnie ponad dwa razy więcej nadmiaru ciepła niż w 1993 r.
Globalne ocieplenie przyspiesza
Z kolei badanie z połowy maja pokazało, że dzisiejsze tempo wzrostu dwutlenku węgla w atmosferze jest 10 razy szybsze niż w jakimkolwiek innym momencie w ciągu ostatnich 50 tys. lat. Naukowcy z inicjatywy Indicators of Global Climate Change (IGCC) doszli do tego wniosku na podstawie szczegółowej analizy chemicznej rdzeni lodu antarktycznego. By je wydobyć, wwiercili się ponad 3 km w dół warstwy lodu.
W ciągu ostatnich 50 tys. lat mniej więcej co 7 tys. lat dochodziło do naturalnego wzrostu CO2 w atmosferze o ok. 14 części na milion przez 55 lat. Teraz, z powodu emisji związanych z działalnością człowieka, taki wzrost zachodzi w tempie 5-6 lat.
Ponad 50 naukowców z IGCC na początku czerwca opublikowało też inny ważny dokument. To raport wskazujący, że w ostatniej dekadzie temperatura Ziemi wzrosła o 0,26 st. C. Czyli w tempie, które jest rekordowo szybkie. I mniej więcej o połowę szybsze niż na przełomie wieków. To wszystko oznacza zaś, że coraz szybciej zbliżamy się do przekroczenia bariery, przed którą od lat przestrzegają nas naukowcy.
Kluczowa bariera za chwilę pęknie
Im bardziej podwyższymy temperaturę Ziemi, tym więcej będzie katastrofalnych skutków zmiany klimatu. Nie będą one jednak zachodzić liniowo. W pewnym momencie klimat Ziemi może podupaść na tyle, że załamanie ekosystemów znacznie przyspieszy - niczym organizm człowieka, który nie będzie już dawał rady bronić się przed wysoką gorączką.
Klimatolodzy obliczyli, że względnie bezpiecznym progiem ocieplenia, które daje największe szanse na uchronienie nas przed rozkręceniem spirali zniszczenia, jest bariera 1,5 st. C. Jak wskazuje czerwcowy raport Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO), na 80 proc. dojdzie do tego w najbliższych pięciu latach.
- Decyzja o podjęciu działań w sprawie klimatu stała się politycznym punktem dyskusji, ale ten raport powinien przypominać, że w rzeczywistości jest to zasadniczo wybór, aby ratować ludzkie życie - komentuje Andrea Dutton, klimatolożka z Uniwersytetu Wisconsin, która nie była zaangażowana w badania.
- Musimy pilnie zrobić więcej, aby ograniczyć emisje gazów cieplarnianych. W przeciwnym razie zapłacimy coraz wyższą cenę w postaci bilionów dolarów kosztów ekonomicznych, milionów istnień ludzkich dotkniętych bardziej ekstremalnymi warunkami pogodowymi oraz rozległymi szkodami dla środowiska i różnorodności biologicznej - dodaje Ko Barrett, wiceszefowa WMO.
Czego potrzeba?
Gdyby decydenci podjęli decyzję o ograniczaniu emisji lata temu, związana z tym transformacja mogłaby zachodzić bez pośpiechu. Strategia "powoli, ale do celu" byłaby ryzykowna, ale prawdopodobnie wystarczająca.
Tyle że przez ostatnie dziesiątki lat emisje nie malały, tylko rosły. Czasu na powolne działanie już więc nie ma. W rezultacie, żeby mieć choćby cień szansy na ograniczenie globalnego ocieplenia do poziomu 1,5 st. C, emisje CO2 muszą spadać o 9 proc. rocznie.
Jak wskazuje ONZ, podążanie w tym kierunku oznacza m.in., że najbogatsze państwa muszą przesunąć subsydia z paliw kopalnych na odnawialne źródła energii, magazynowanie i modernizację sieci oraz wsparcie dla wrażliwych społeczności. Oznacza też, że kraje grupy G7 i należące do OECD (w tym Polska) powinny zakończyć wydobycie węgla do 2030 r., a do 2035 r. - wytwarzać jedynie "czystą" energię elektryczną oraz zmniejszyć podaż i popyt na ropę i gaz o 60 proc.
Do tego wszystkie kraje powinny zakończyć nowe projekty węglowe już teraz. Dotyczy to zwłaszcza Azji (głównie Chin), gdzie znajduje się 95 proc. planowanych nowych mocy węglowych. Z kolei kraje nienależące do OECD powinny zakończyć energetykę opartą na węglu do 2040 r.
Szymon Bujalski, "Ziemia na Rozdrożu"
Czytaj również: Już od niedzieli. Nowe obowiązkowe wyposażenie samochodów