Ruszyła operacja "Anakonda". "Kolejna odsłona wewnętrznych walk"

Kreml reaguje po ataku dronów na Moskwę. Służby w ramach operacji "Anakonda" będą szukać - jak mówi gen. Waldemar Skrzypczak - "tych, którzy mogą się mobilizować i sięgnąć po broń". A ppłk rez. Maciej Korowaj dodaje, co wyróżnia akcję na tle poprzednich. - Dzieje się to po raz pierwszy - zaznacza.

Służby postawione zostały w stan gotowości
Służby postawione zostały w stan gotowości
Źródło zdjęć: © East News | KIRILL KUDRYAVTSEV

Od północy rosyjskie służby są w gotowości - ruszyła operacja "Anakonda". To odpowiedź na ostatnie wydarzania w Moskwie. Rosyjski kanał VCHK-Ogpu, którego źródła zbliżone są do służb bezpieczeństwa, poinformował: "Moskwa jest przekonana, że drony, które zaatakowały stolicę i szereg innych regionów, zostały wystrzelone z terytorium Federacji Rosyjskiej".

Co istotne - w Moskwie mają być tworzone grupy agentów, policjantów okręgowych i funkcjonariuszy policji drogowej. Ich zadaniem ma być przeszukiwanie samochodów w kluczowych miejscach w poszukiwaniu dronów. Wszystko to właśnie pokłosie ataku na stolicę.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ponadto szczególna uwaga ma zostać zwrócona na zagraniczne tablice rejestracyjne. Służby są nastawione na dokładną kontrolę dokumentów kierowców i pasażerów - dane po kontroli natychmiast mają trafić do TsORI (Centrum Informacji Operacyjno-Wywiadowczej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rosji).

"Dzieje się to po raz pierwszy"

Ppłk rez. Maciej Korowaj, ekspert w dziedzinie rosyjskiej taktyki wojskowej, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że akcja "Anakonda" to antydywersyjna operacja FSB.

- Należy pamiętać, że operacje antydywersyjne były w Rosji uruchomione już wcześniej. Stały się one jednak nieskuteczne. Po atakach dronów trzeba dać informację społeczeństwu, że coś się dzieje, że działania są prowadzone - wyjaśnia.

I podkreśla, że FSB zazwyczaj nie informuje o swoich operacjach. - Dzieje się to po raz pierwszy. Ujawnienie, że coś takiego ma miejsce, ma wyłącznie cele propagandowe - dodaje.

"Służby są w stadium wysokiej gotowości"

W ocenie ppłk rez. Korowaja, praca operacyjna FSB jest taka sama, jak była wcześniej. - Od dłuższego czasu służby są w stadium wysokiej gotowości. Ataki Ukraińców (czy też własne) na terytorium rosyjskie spowodowały, że informacja o nieskuteczności rosyjskich służb została przekazana fizycznie do obywateli rosyjskich, którzy wierzyli w ich sprawczość. Była ona przecież akcentowana przez propagandę i media rosyjskie - przypomina ekspert.

- Kiedy fale dronów atakują przedmieścia Moskwy, trzeba jakieś działania podjąć, by pokazać Rosjanom, że FSB ma to pod kontrolą. Można bowiem zaobserwować duży poziom zamieszania - mówi. I podkreśla, że wojna między Rosją a Ukrainą trwa bardzo długo, więc zmęczenie służb rosyjskich jest duże. - Być może jest też niedocenienie przeciwnika. Stąd też próba zwiększenia presji na służby w Rosji - zaznacza.

"Kolejna odsłona wewnętrznych walk"

Ppłk. rez. Korowaj dodaje, że istnieje podejrzenie, iż ostatnie drony zostały wystrzelone z terytorium rosyjskiego. Według niego takie informacje to możliwość zastraszenia obywateli. Na czym miałoby to polegać? Na tym, że mówi się, że jakaś akcja prowadzona jest na terytorium samej Rosji. - Takie mówienie jest o tyle niepoważne, że podważa rosyjską narrację o sprawności działania FSB - wyjaśnia.

Ekspert podkreśla, że podczas nalotu dronów zaatakowane miały zostać tzw. Rublowki, czyli bogate dzielnice, w których jest dużo willi, pałaców rosyjskiej nomenklatury. - Zwykli Rosjanie ucieszyli się, że te bogate dzielnice zostały zaatakowane. Mówi się nawet "dobrze im tak" - dodaje.

- Rosjanie mówią, że w Radzie Bezpieczeństwa dyskutuje się o sytuacji na froncie. Są też uzasadnione pogłoski, że na naradę wezwano ministra obrony Siergieja Szojgu. W mojej ocenie to kolejna odsłona wewnętrznych walk, którą tylko wzmocnił atak tych dronów na Moskwę - relacjonuje rozmówca WP.

"Panika na Kremlu"

Gen. Waldemar Skrzypczak w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że władza w Rosji oparta jest na sile służb, w tym między innymi FSB. I dodaje, iż "widać wyraźnie, że te działania, które m.in. miały miejsce w obwodzie biełgorodzkim, spowodowały panikę na Kremlu".

Przypomnijmy, że grupa żołnierzy Legionu Wolności Rosji i Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego, które walczą w wojnie po stronie Ukrainy, wkroczyły na teren obwodu biełgorodzkiego w Rosji.

- Rosyjskie elity i mieszkańcy Moskwy poczuli się realnie zagrożeni przez niepokoje wewnętrzne, siły, które się integrują, a które są coraz silniejsze. Zagrażają władzy rosyjskiej i sile służb, które są oparciem dla polityków Rosji. Siły się mobilizują. Służby będą szukały odpowiedzi na pytanie, czy są w stanie zapobiec działaniom tego typu sił, jak te w Biełgorodzie, na terenie całej Rosji - podkreśla.

Według generała Skrzypczaka służby będą szukać tych, którzy zagrażają im samym, ale i Władimirowi Putinowi czy oligarchom. - Tych, którzy mogą się mobilizować i sięgnąć po broń. To główny problem dla rosyjskich służb i decydentów - dodaje.

Czytaj też:

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
rosjawojna w Ukrainiemoskwa
Zobacz także