Prawda o wojnie okazała się inna. Nerwowo w Rosji

- Wojna rozpoczęła się tezą o konieczności obrony mieszkańców Donbasu, a po ponad roku działań zbrojnych armia rosyjska nie jest w stanie ochronić mieszkańców Rosji, w tym grupy rządzącej - mówi w rozmowie z WP prof. Włodzimierz Marciniak, sowietolog, b. ambasador RP w Moskwie, odnosząc się do ataków dronów w tym mieście.

Atak dronów w Moskwie
Atak dronów w Moskwie
Źródło zdjęć: © East News | KIRILL KUDRYAVTSEV

We wtorek nad ranem nad rosyjską stolicą zaobserwowano drony niewiadomego pochodzenia. Jak podała agencja RIA Novosti, pięć statków zostało zestrzelonych, trzy zeszły z kursu w związku z użyciem środków walki antydronowych.

MON Rosji w swoim oficjalnym oświadczeniu - jak to zwykle bywa - bardzo szybko oskarżyło o "atak" Ukrainę. "Reżim kijowski rozpoczął atak terrorystyczny bezzałogowymi statkami powietrznymi na obiekty w Moskwie. W ataku brało udział osiem bezzałogowych statków powietrznych" - napisano.

I dalej: "Wszystkie wrogie drony zostały trafione. Trzy z nich zostały stłumione sposobem elektronicznym, straciły kontrolę i zboczyły z zamierzonych celów. Kolejnych pięć bezzałogowych statków powietrznych zostało zestrzelonych przez przeciwlotniczy system rakietowo-działowy Pancyr-S w rejonie Moskwy".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Mychajło Podolak, doradca biura prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, powiedział, że atak dronów w Moskwie pokazał "techniczną niezdarność" Rosji. I dalej: "Ani (systemy) Pancyr, ani systemy walki elektronicznej - nic nie działa. I to zszokowało rosyjską elitę polityczną, bo pokazuje to, że w Rosji łatwo jest wzniecić zbrojne protestacyjne nastroje nie tylko w obwodzie biełgorodzkim, lecz na dowolnym terytorium".

"To byłoby na rękę rządzącym"

- Patrząc na efekty sond ulicznych w Moskwie, widać, że ludzie byli zszkowani, zaskoczeni - to jasne. Coś takiego zdarza się przecież po raz pierwszy od II wojny światowej - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Piotr Pogorzelski z portalu Biełsat po polsku i autor podcastu "Po prostu Wschód".

Ponadto zauważa, że ludzie odczuwają, że władze nie są w stanie zapewnić im bezpieczeństwa. - Dla ludzi jasne jest, że skoro władze mówiły o "specjalnej operacji wojskowej", powinna dziać się ona gdzieś daleko - z dala od domów, na terytorium Ukrainy, w obwodzie donieckim. A nagle okazuje się, że wcale nie jest tak jak władze mówią i że to wojna, która właściwie wchodzi na terytorium Rosji, że przychodzi do ludzi - dodaje rozmówca WP.

Co ci ludzie dalej zrobią? - Czy zbuntują się wobec władz? Moim zdaniem nie. Bardziej jest prawdopodobne, że zjednoczą się wokół flagi, władz i uznają, że należy się bronić, pracować. Być może uruchomią się mechanizmy z Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. To byłoby na rękę rządzącym - prognozuje Pogorzelski.

"Wojna psychologiczna"

Prof. Włodzimierz Marciniak, sowietolog, były ambasador RP w Moskwie, w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że m.in. wypowiedź Podolaka jest "formą informacyjnego oddziaływania na sytuację w Rosji i formą wojny psychologicznej".

I odnosi się bezpośrednio do jego słów. - Rosjanie twierdzą, że udało im się użyć systemów obrony walki elektronicznej. Tłumaczyłoby to, dlaczego one uderzyły w budynki mieszkalne. W przeciwnym wypadku musielibyśmy założyć, że celem Ukraińców były obiekty cywilne, a nie militarne - wyjaśnia.

- Ważne jest, że wszystkie statki powietrzne krążyły nad regionami na zachód i południowy zachód od Moskwy. Tam jest dużo willi, pałaców rosyjskiej nomenklatury. Celem było więc wywołanie zagrożenia w grupie rządzącej, nie wśród prostych, zwykłych obywateli rosyjskich. By uświadomić im, że też znajdują się na linii frontu. To może spowodować skutki w polityce wewnętrznej - prognozuje prof. Marciniak.

Rozmówca WP podkreśla, że bardzo charakterystyczne są komentarze Jewgienija Prigożyna na ten temat. - W gruncie rzeczy przyklasnął on temu, że nareszcie ludzie rządzący Rosją, poczuli się zagrożeni. I że jego zdaniem to bardzo dobrze. Wzywał niejednokrotnie, by "pogonić tłuste koty", które mieszkają na terenie Rublowki, czyli bogatej dzielnicy Moskwy - wyjaśnia profesor.

Ostra reakcja Prigożyna

Szef wagnerowców Jewgienij Prigożyn skrytykował rosyjskiego ministra obrony narodowej. Zwrócił się on do Siergierja Szojgu, mówiąc: "Rusz du** za biurka". Następnie "kucharz Putina" miał zasugerować ministrowi - jak podaje francuska telewizja informacyjna BMF TV - że inaczej nie da się bronić kraju.

To nie pierwszy raz kiedy Prigożyn krytykuje Siergieja Szojgu. Ostatnio do ataku wykorzystał sytuację w Bachmucie. "Biorąc pod uwagę trudną sytuację operacyjną, a także Wasze wieloletnie doświadczenie w działaniach bojowych, proszę o przybycie na terytorium Bachmutu, które znajduje się pod kontrolą jednostek paramilitarnych Federacji Rosyjskiej i niezależną ocenę obecnej sytuacji" - napisał Prigożyn do Szojgu w oficjalnym liście.

- Na 90 procent możemy założyć, że ataki się będą powtarzać, bo trwają od dłuższego czasu i narastają. Wojna rozpoczęła się tezą o konieczności obrony mieszkańców Donbasu, a po ponad roku działań zbrojnych armia rosyjska nie jest w stanie ochronić mieszkańców Rosji, w tym grupy rządzącej. To musi wpływać na sytuację wewnętrzną - dodaje rozmówca WP.

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie