Putin wskazał negocjatorów. "Niekoniecznie by chcieli"
Putin stwierdził, że Chiny, Indie i Brazylia mogłyby mediować w rozmowach pokojowych między Rosją i Ukrainą. Zdaniem byłego ambasadora RP w Moskwie Włodzimierza Marciniaka, plan może się jednak nie udać. Jak twierdzi dyplomata, państwa te raczej nie będą chciały być marionetkami w rękach rosyjskiego dyktatora. Ich udział nie jest jednak wykluczony.
07.09.2024 09:26
Słowa Władimira Putina padły podczas forum ekonomicznego we Władywostoku. Według niego podstawą rozmów pokojowych mogłoby być wstępne porozumienie między Rosją i Ukrainą osiągnięte w Stambule w pierwszych tygodniach wojny w 2022 roku, które nigdy nie zostało zrealizowane.
W marcu 2022 r. negocjatorzy w Stambule wydali komunikat, zgodnie z którym Ukraina miałaby zostać państwem neutralnym z ograniczonymi siłami zbrojnymi, zaś jej bezpieczeństwo miałaby gwarantować Rosja i kraje zachodnie, w tym USA i Wielka Brytania.
Putin wskazał również kraje, które według niego mogłyby być mediatorami w trakcie potencjalnych rozmów.
- Szanujemy naszych przyjaciół i partnerów, którzy, jak sądzę, są szczerze zainteresowani rozwiązaniem wszystkich kwestii związanych z tym konfliktem. Są to przede wszystkim Chińska Republika Ludowa, Brazylia, Indie. Z naszymi partnerami jestem w stałym kontakcie w tej sprawie. Nie mam wątpliwości, że przywódcy tych krajów, z którymi łączy nas zaufanie, szczerze starają się pomóc w wyjaśnieniu wszystkich szczegółów tego złożonego procesu - powiedział Putin.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem byłego ambasadora RP w Moskwie Włodzimierza Marciniaka, słowa Putina nie są zaskoczeniem.
- To jest stałe stanowisko Rosji, oni zawsze są gotowi do rozmów pokojowych na swoich warunkach, w każdej chwili są gotowi narzucić pokój Ukrainie. A warunki są niezmienne: zmiana rządów, to co oni oznaczają kryptonimem "denazyfikacja", a także rozbrojenie Ukrainy. Na tych warunkach są rzeczywiście gotowi natychmiast przystąpić do rozmów - komentuje Włodzimierz Marciniak w rozmowie z WP.
Były ambasador RP w Moskwie podkreśla, że to oczywiste, iż gdyby Ukraina zgodziła się na takie warunki, stałaby się całkowicie zależna od Rosji: - Władze w Kijowie byłyby faktycznie wyznaczane przez Moskwę, a jednocześnie Ukraina miałaby tak słabe siły zbrojne, że nie byłaby w stanie obronić się przed kolejną "specjalną operacją wojskową", bo takie są cele Rosji, stałe i niezmienne.
- To są warunki nie do przyjęcia. Tak naprawdę to oznacza, że Putin chce kontynuować wojnę - podsumowuje Włodzimierz Marciniak.
Inny były polski dyplomata Jerzy Marek Nowakowski zauważa jednak, że "coraz częściej w rosyjskim przekazie pojawia się słowo pokój i negocjacje z Ukrainą".
- Już nie mówią, że nie będą rozmawiali z "faszystowskim reżimem Zełenskiego", więc wygląda na to, że Rosja - podobnie jak Ukraina - dostaje pewnej zadyszki wojennej i próbuje ten konflikt przynajmniej zamrozić i z niego wyjść - uważa Nowakowski, były ambasador Polski w Łotwie i Armenii.
Chodzi o sytuację w rosyjskim obwodzie kurskim. W piątek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ogłosił, że Rosja straciła tam już 6 tysięcy rannych i zabitych żołnierzy. Chociaż oficjalnie Putin przekonuje, że siły rosyjskie zaczynają wypierać stamtąd ukraińskich żołnierzy.
Nowakowski: propaganda świata wielobiegunowego
- Co do negocjatorów, jest to próba przyciągnięcia ponownie krajów BRICS do Rosji, bo - szczególnie w wypadku Indii i Brazylii - te kraje są coraz bardziej sceptyczne wobec wspierania Rosjan. Jest to próba ich wmontowania w proces negocjacyjny w takim stylu, jaki dyktuje Rosja - uważa Jerzy Marek Nowakowski.
Jednocześnie przyznaje, że Putin chce sobie znaleźć takich negocjatorów, którzy są dla niej względnie życzliwi. - Tak naprawdę to jest wskazanie krajów mających ambicje mocarstwowe, obok Stanów Zjednoczonych. Putin prowadzi więc propagandę świata wielobiegunowego, co jest marzeniem chińskim i rosyjskim - dodaje Nowakowski.
Ale zdaniem Włodzimierza Marciniaka, wcale nie ma pewności, że wymienione kraje chciałyby wziąć udział w negocjacjach na takich warunkach, jakich zapewne oczekuje Rosja.
- Te państwa rzeczywiście starają się osiągnąć jak najwięcej korzyści z tego kryzysu międzynarodowego, który spowodowała Rosja agresją na Ukrainę. Ale niekoniecznie oni by chcieli grać z góry wyznaczoną rolę w moskiewskim scenariuszu. Być może mogliby odegrać jakąś samodzielną rolę. Korzystając z tej sytuacji, pewnie by to zrobili. Ale wątpię, żeby chcieli to robić pod dyktando Moskwy, bo przecież coś takiego ma na myśli Putin - konkluduje były ambasador Polski w Rosji.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także: