Nienawidzą Amerykanów. Putin odkurzył stary sojusz i wysłał okręty
Gdy na linii Waszyngton-Moskwa zaczyna iskrzyć, zawsze oznaczało to, że Kreml zaraz przypomni sobie o Kubie. Przekaz do USA brzmi wtedy: "Patrzcie, możemy być pod waszym nosem".
23.06.2024 | aktual.: 23.06.2024 10:54
Właśnie temu miała służyć czerwcowa wizyta rosyjskiej flotylli na Kubie. Do portu w Hawanie, po zakończeniu manewrów na Morzu Karaibskim, wpłynęła fregata rakietowa "Admirał Gorszkow", atomowy okręt podwodny "Kazań", tankowiec "Paszyn" i holownik "Nikołaj Cziker".
Rosyjska flotylla cumowała tam od 12 do 17 czerwca, a następnie udała się do Wenezueli. MSZ Kuby zaznaczało, że na pokładzie żadnej z jednostek nie ma broni nuklearnej, a ich obecność w porcie "nie stanowi zagrożenia dla regionu".
Pentagon, który został powiadomiony o wizycie, wydał komunikat, że "rosyjska obecność wojskowa jest zauważalna, ale nie jest niepokojąca". Uspokajający ton nie zmienia faktu, że Rosjanie pojawili się w pobliżu amerykańskich granic kilkanaście dni po tym, gdy Waszyngton zezwolił, aby Ukraina amerykańskim uzbrojeniem atakowała cele w Rosji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zgodę wydał Joe Biden, co spotkało się z oburzeniem Kremla. "Z nieznanych powodów [USA — przyp. red.] lekceważą powagę odwetu, z jakim mogą się spotkać" - stwierdził wówczas wiceminister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergiej Riabkow.
Wizyta na Kubie nie jest więc zapewne zbiegiem okoliczności, a zaplanowanym pokazem siły. Podobny manewr Kreml zastosował ostatni raz w 2015 roku. Wtedy, dzień przed kubańsko-amerykańskimi rozmowami o ponownym otwarciu stosunków dyplomatycznych, do Hawany wpłynął niezapowiedziany rosyjski okręt rozpoznawczy. Dziewięć lat temu, jak obecnie, był to jasny sygnał: "Kuba to nasza strefa wpływów".
Najdobitniejszym przykładem takiego postrzegania wyspy przez Rosjan był oczywiście kryzys kubański z 1962 roku. Wtedy Kreml w porozumieniu z Fidelem Castro zdecydował o rozmieszczeniu na Kubie sowieckich rakiet krótkiego i średniego zasięgu z głowicami termojądrowymi oraz o wysłaniu kontyngentu liczącego 22 tys. żołnierzy.
Po zakończeniu zimnej wojny i rozpadzie ZSRR Moskwa na blisko 20 lat zawiesiła regularne wizyty swoich okrętów w Hawanie. Ten "obyczaj" został przywrócony w 2008 roku, już za rządów Władimira Putina.
Wierny sojusznik
Od początku wojny w Ukrainie kubańskie władze bezwarunkowo popierały Rosję.
Prezydent Miguel Diaz-Canel, który przejął władzę od Raula Castro, odwiedził Moskwę w listopadzie 2022 r.
W przemowie wygłoszonej w Dumie poparł "historycznie uzasadnioną" aneksję Krymu i Donbasu, a o wybuch wojny oskarżył USA i "niedopuszczalne rozszerzenie NATO". Z kolei na spotkaniu z Putinem stwierdził, że "Rosja i Kuba są ofiarami sankcji, które są arbitralne i niesprawiedliwe, a ich autorem jest wspólny wróg: jankeski imperializm".
Władimir Putin zrewanżował się odsłonięciem w Moskwie pomnika Fidela Casto. Przede wszystkim odroczył jednak Kubie spłatę długu w wysokości 2,3 mld dolarów. Kwota może nie robi wrażenia, ale dla Kubańczyków była wielkim gestem.
Kryzys gospodarczy na rządzonej przez komunistów wyspie trwa od czterech lat. W protestach ludzie zaczęli wychodzić na ulice. "Chcemy chleba!", "Wolność!", "Chcemy prądu i jedzenia!" - krzyczeli podczas ostatnich manifestacji wywołanych brakami w dostawach prądu.
Do kłopotów komunistów przyczyniły się m.in. sankcje nałożone przez Donalda Trumpa, który ograniczył limity na przekazy pieniężne wysyłane przez osiadłych w USA Kubańczyków do krewnych na Kubie. Trump zawiesił też połączenia lotnicze z Hawaną.
Restrykcje złagodził Joe Biden, a Departament Stanu wyjaśnił: "Za pomocą tych posunięć zamierzamy wspierać dążenie Kubańczyków do wolności i większych możliwości gospodarczych". Równocześnie dodano: "Nadal wzywamy rząd Kuby do niezwłocznego uwolnienia więźniów politycznych, respektowania podstawowych wolności i umożliwienia narodowi kubańskiemu decydowania o swojej przyszłości".
Kubańskie MSZ odpowiedziało krótko: "to mały krok w dobrym kierunku". O wolności czy zwolnieniu więźniów ministerstwo oczywiście nie wspomniało.
Bez wyboru
Po rozpoczęciu wojny w Ukrainie międzynarodowa pozycja Rosji maleje z dnia na dzień. Kreml rozpoczął ofensywę dyplomatyczną, a seria wizyt ma wzmocnić sojusze i pokazać siłę Rosji. Dać znać sojusznikom, że Rosja nadal jest mocarstwem i rozdaje karty.
W ostatnich tygodniach miała miejsce wizyta rosyjskiego prezydenta, premiera i ministrów w Pekinie, gdzie rozmawiano o współpracy gospodarczej i militarnej. W tym samym czasie na Pacyfiku rozpoczęły się wspólne manewry okrętów obu państw. Od niemal dwóch lat Chiny i Rosja zintensyfikowały ćwiczenia flot na Morzu Wschodniochińskim i Południowochińskim, organizując pokazy siły.
Z Pekinu Putin ruszył do Pjongjangu, gdzie spotkał się z Kim Dzong Unem, któremu dziękował za wsparcie udzielone podczas "specjalnej operacji" na Ukrainie. Podczas wizyty podpisano dwustronny traktat obronny, skierowany przeciwko "amerykańskiemu imperializmowi".
Takich wizyt będzie więcej. Sekretarz stanu USA Antony Blinken zauważył, że "Rosja desperacko stara się utrzymać istniejące sojusze i pozyskać broń, która pomoże jej w walce z Ukrainą".
Dwa lata temu Putin raczej się nie spodziewał, że będzie musiał podróżować po świecie niczym komiwojażer, szukając wsparcia w krajach, które — tak jak Kubę — Kreml jeszcze niedawno traktował bardzo protekcjonalnie.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski