Nie chcą Petru i Giertycha. "Pakt ich nie obejmie"
Pakt senacki rodzi się w bólach. Politycy opozycji nie chcą firmować startu w wyborach Romana Giertycha czy Ryszarda Petru. Trwają ustalenia, kto z Senatu wróci do Sejmu, a kto podąży w odwrotnym kierunku. Jeśli opozycja się nie dogada, w najczarniejszym dla niej scenariuszu może wybory do Senatu przegrać.
Kilka miesięcy temu partie opozycyjne ogłosiły start rozmów dotyczących paktu senackiego - koalicji, która pozwala utrzymać przewagę nad PiS w izbie wyższej. W rozmowach uczestniczą politycy KO, Lewicy, PSL, Polski 2050, a także senatorowie niezależni - jak Krzysztof Kwiatkowski czy Wadim Tyszkiewicz.
Celem opozycji w najbliższych wyborach parlamentarnych jest nie tylko utrzymanie większości, którą udało się zdobyć w 2019 roku, ale zwiększenie stanu posiadania i zdobycie co najmniej 65 mandatów na 100 (dziś opozycja ma w Senacie 51 głosów, PiS - 49).
Założenie paktu senackiego jest proste: opozycja wystawia w każdym ze 100 okręgów jednego wspólnego kandydata po to, by głosy wyborców czterech partii tworzących pakt trafiały właśnie do niego. Tworzy się wtedy podział: albo wygrywa kandydat PiS, albo opozycji (wybory do Senatu są bowiem jednomandatowe).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szkopuł w tym, że w tym roku sytuacja dla KO, Lewicy, PSL i Polski 2050 się komplikuje. Nie dość, że partie długo dochodziły do porozumienia w sprawie podziału okręgów dla swoich kandydatów (rozmowy - jak mówią nam politycy opozycji - jeszcze w tej sprawie trwają), to w dodatku swoich kandydatów we wszystkich 100 okręgach planują wystawić - obok PiS - Konfederaci i Bezpartyjni Samorządowcy (o czym pisała niedawno Kamila Baranowska w Interii).
- Zrobi się ciasno. Im więcej kandydatów niepisowskich, tym mocniej rozproszą się głosy na nich oddane. A na tym zyska tylko PiS. W dodatku nasi "mali koalicjanci" zgłaszają swoje roszczenia, bo chcą forsować swoich kandydatów w kolejnych okręgach, kosztem naszych polityków. A na to się nie zgodzimy - mówi nam ważny polityk Koalicji Obywatelskiej.
Podzieleni w sprawie Giertycha
Co więcej, do Senatu chcą kandydować nazwiska niezwiązane formalnie z żadną z partii, ale jednak znane - jak Roman Giertych i Ryszard Petru. - Problem jest taki, że nie znam nikogo od nas, kto chciałby zgłosić ich jako naszych kandydatów. Mówiąc wprost: panowie nie mieszczą się w pakcie senackim - przyznaje w rozmowie z WP polityk z władz PO.
Inny mówi tak: - Giertych ma dwie zalety i jedną wadę. Te zalety to Tusk i Sikorski, a wada - nikt poza nimi go u nas nie chce.
Były wicepremier w rządzie PiS i były lider Ligi Polskich Rodzin - prywatnie przyjaciel Radosława Sikorskiego, a w ostatnich latach adwokat rodziny Tusków - odrzuca polityków opozycji swoim radykalizmem, snuciem absurdalnych teorii spiskowych i grożeniem dziennikarzom tzw. liberalnych mediów.
Mimo to - jak słyszymy w PO - jeśli Giertych wystartuje z własnego komitetu do Senatu, to pakt senacki nie wystawi przeciwko niemu kandydata. Nie wszyscy są jednak zadowoleni z tego pomysłu. - Może okazać się, że przez ambicje Romka stracimy okręg i mandat w Senacie. Ale to już będzie wola i odpowiedzialność Donalda - mówi nam o Giertychu i Tusku jeden z polityków opozycji.
Co na ten temat sądzą senaccy koalicjanci PO? Zdania są podzielone.
- Każda ze stron, a jest ich cztery, ma określoną liczbę mandatów do obsadzenia. Lewica w ramach swoich mandatów ani pana Giertycha, ani pana Petru nie zgłosi. Będziemy zgłaszać kandydatów, którzy mają poglądy lewicowe - mówi Wirtualnej Polsce wicemarszałek Sejmu i współprzewodniczący Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty. Jak jednak przyznaje, Lewica nie będzie sprzeciwiać się kandydaturom proponowanym przez inne formacje.
Przeciwnikami startu Giertycha jest wielu polityków formacji Czarzastego. - Wolałabym, żeby nie kandydował do Sejmu i Senatu - powiedziała Wirtualnej Polsce posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Jak mówiła w programie "Tłit", Roman Giertych zasłynął "nie tylko jako zły minister edukacji, ale też jako autor i promotor skrajnie prawicowych treści i ideologii, które nie mieszczą się w ramach demokratycznej debaty". - Osobiste porachunki nie powinny być motywacją polityczną. To nie jest Dziki Zachód - stwierdziła parlamentarzystka Lewicy.
Jedynym liderem - poza szefem PO - który wspiera start Romana Giertycha, jest Szymon Hołownia. - Można zgadzać się lub nie z jego różnymi poglądami, które głosił w przeszłości, ale po tym, co zrobiło mu państwo PiS - jemu i jego rodzinie - ma prawo do obecności w polskim życiu publicznym. Jeżeli będzie kandydował, to nikt nie będzie przeciwko niemu wystawiał kontrkandydata, a przynajmniej ja o takim pomyśle nie słyszałem - powiedział niedawno w TVN24.
O start do Senatu zapytaliśmy w marcu samego zainteresowanego. "Sądzę, że tak właśnie będzie. Podobnie zrobił Krzysztof Kwiatkowski w zeszłych wyborach i to ułatwia czasem kampanię" - napisał nam w odpowiedzi Giertych. Stwierdził też, że jest "wdzięczny Szymonowi Hołowni za słowa wsparcia".
Petru tylko w pakcie
Kłopotliwy dla opozycji - jak słyszymy - może być także start w wyborach parlamentarnych Ryszarda Petru. Według naszych informacji były lider Nowoczesnej i twórca Instytutu Myśli Liberalnej zamierza kandydować do Senatu, ale na razie nie ma partii, która chciałaby zgłosić jego kandydaturę. - Przychodził do nas, pukał też do KO. Ale nie ma chętnych na Ryśka - mówi nam jeden z liderów Polski 2050.
Petru oficjalnie w rozmowie z WP swojego startu nie przesądza. - Jestem namawiany, a nawet zgłoszony przez działaczy Nowoczesnej z Wrocławia i Warszawy. Nie mówię "nie", ale jeśli miałbym kandydować, to w ramach paktu senackiego - przyznaje polityk i ekonomista.
Nasz rozmówca zdaje sobie sprawę, że jego poglądy rozmijają się dziś z programami większości na opozycji, ale przekonuje, że po antyrządowej stronie powinna być przestrzeń na różnice w spojrzeniu na gospodarkę. - Tylko wtedy opozycja będzie mogła pokonać PiS z Konfederacją, która zgarnia dziś wyborców liberalnych gospodarczo - zwraca uwagę Petru.
Jak jednak zaznacza, "nie ma dziś co dzielić skóry na niedźwiedziu". - Może się okazać, że się nie dogadamy - mówi.
Politycy opozycji w rozmowie z WP zwracają uwagę, że Petru mówiący o tym, iż trzeba zlikwidować 13. i 14. emeryturę, ograniczyć program 500+ i podnieść stopy procentowe do poziomu inflacji (co dla wielu gospodarstw domowych mogłoby się skończyć tragicznie), nie ma szans na start w ramach paktu senackiego.
- On nie zmobilizowałby wyborców opozycji, tylko wyborców PiS. A my musielibyśmy się za niego tłumaczyć. Dla nas start Ryśka byłby strzałem nie w stopę, a w głowę - mówi nam polityk PO.
Senacka apatia
Niektórzy po opozycyjnej stronie narzekają, że w kontekście kampanii o Senat nie dzieje się właściwie nic. W PO można usłyszeć, że marszałek Senatu Tomasz Grodzki - formalnie trzecia osoba w państwie - jest nieaktywny i nie wykorzystuje swojej pozycji tak, by mogła skorzystać na tym cała opozycja, a przede wszystkim Platforma.
Niektórzy zwracają też uwagę, że opozycja w ramach paktu senackiego zajmuje się rozdzielaniem pewnych mandatów, a nie walką o wygraną w niepewnych okręgach z kandydatami PiS. - W Senacie kumulują się wszystkie wady opozycji: buta, zbytnia pewność siebie, ignorowanie zagrożeń - wymienia jeden z naszych rozmówców.
Wybory do Senatu mogą być dla opozycji niedocenianym dziś zagrożeniem. Chodzi m.in. o większą liczbę kandydatów "niepisowskich", zaangażowanie niezależnych samorządowców i Konfederatów, a także kalendarz wyborczy, który skłoni większą liczbę lokalnych polityków do zbudowania się w kampanii senackiej przed wyborami samorządowymi wiosną 2024 roku (zwracał na to uwagę portal StanPolityki.pl). - Konkurencja będzie dużo wyższa niż w 2019 r. - zauważają nasi rozmówcy z opozycji.
Senatorowie tzw. opozycji demokratycznej są jednak pewni zwycięstwa. - Mamy przebadany każdy okręg. Wiemy, gdzie możemy zdobyć mandat. Jestem spokojny, że będziemy mieli większość - mówi Wirtualnej Polsce Krzysztof Kwiatkowski, senator niezależny, który będzie kandydował w ramach paktu senackiego.
Jak dodaje: - Wyborcy opozycji nie tylko zaakceptowali formułę paktu senackiego, ale wiedzą też, że ta formuła po prostu się sprawdziła.
Według naszych informacji pewni startu w ramach paktu senackiego mogą być senatorowie, którzy zostali wybrani w 2019 roku i mają chęć dalszego sprawowania mandatu. - Oni mają pierwszeństwo, jeśli chodzi o kandydatury - mówi nam Krzysztof Kwiatkowski.
Jak ustaliliśmy, z poparciem paktu ma także kandydować Jan Maria Jackowski, były senator klubu PiS (może założyć swój własny komitet).
Część obecnych senatorów tzw. opozycji demokratycznej zamierza zrezygnować z ponownego ubiegania się o mandat senacki i wystartować do Sejmu. Tak jest, według informacji WP, m.in. w przypadku Krzysztofa Brejzy, Bogdana Zdrojewskiego, Marcina Bosackiego, Magdaleny Kochan czy Artura Dunina. - Ludzie tacy jak Bosacki i Brejza są nam potrzebni w Sejmie. Tam muszą iść najlepsi i najbardziej dynamiczni, którzy nie będą bali się bić z PiS-em. A oni się nie boją - mówi nam polityk PO.
Do Senatu z Sejmu zamierzają zaś przenieść się m.in. posłowie Rafał Grupiński czy Piotr Zientarski. Pierwszy z nich - były minister w rządzie Donalda Tuska i były szef klubu PO - w poprzednich wyborach ledwo dostał się do Sejmu. Dlatego teraz ma sprawdzić się w Senacie.
- Senat jest dziś miejscem dla niewybieralnych posłów - podsumowuje jeden z naszych rozmówców, sugerując przy tym, że izba wyższa nie ma dziś dobrej reputacji. Niemniej walka o większość w Senacie będzie toczyć się do końca. PiS wciąż wierzy w wygraną.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl