Nagroda Solidarności dzieli dawną opozycję antykomunistyczną
Opozycjoniści z czasów PRL są podzieleni w ocenach dotyczących ustanowienia Nagrody Solidarności. Jedni uważają, że to świetna inicjatywa, inni zwracają uwagę na znaczną wysokość nagrody - milion euro. Zamiast niej postulują wsparcie żyjących w biedzie działaczy dawnej opozycji.
Nagroda Solidarności zostanie po raz pierwszy przyznana 4 czerwca - w 25. rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów parlamentarnych. Otrzyma ją osoba, która kierując się zasadami solidarności przyczyniła się do szerzenia demokracji.
Szef MSZ Radosław Sikorski, który jest pomysłodawcą nagrody, poinformował, że będzie się ona składała z trzech segmentów: 250 tys. euro otrzyma laureat, 700 tys. euro będzie przeznaczone na programy polskiej pomocy rozwojowej wskazane przez nagrodzonego i 50 tys. euro na podróż studyjną laureata po Polsce.
Pomysł podoba się doradcy prezydenta i dawnemu opozycjoniście Henrykowi Wujcowi. - Dobrze, że ta nagroda jest; ona powinna wręcz powstać o wiele wcześniej, np. na dwudziestolecie Solidarności. Teraz można powiązać tę nagrodę z inicjatywą prezydenta Bronisława Komorowskiego z okazji 25-lecia naszej wolności - zaznaczył.
Zdaniem Wujca Nagroda Solidarności może stanowić "mocny akcent, by pokazać, że Polska była tym państwem, społeczeństwem i narodem, który pierwszy znalazł klucz do rozmontowania obozu komunistycznego, a Solidarność znacząco się do tego przyczyniła".
Doradca prezydenta uważa, że nagroda przyda się ludziom walczącym o wolność i demokrację, których ojczyzny "opanował terror i dyktatura, przemoc i więzienia" - np. w Chinach, Korei Północnej czy na Kubie. - Zatem tak jak nam kiedyś pomagano, zarówno poprzez wsparcie psychologiczne i polityczne, ale i przez konkrety, które umożliwiały działanie, tak teraz Polska ma takie zobowiązanie w stosunku do tych, którzy są na drodze do demokracji i potrzebują pomocy - podkreślił Wujec.
- Trzeba pamiętać, że nie wszystkim jest na tym świecie tak dobrze jak nam teraz, że jest spokojnie, że dajemy sobie radę; nie - teraz my mamy obowiązek w stosunku do innych - zaznaczył.
Wujec ocenił, że obecnie ważne jest właściwe przygotowanie nagrody i "dobra praktyka w jej przyznawaniu". - Autorytet tej nagrody będzie zależał nie tylko od przyznanej kwoty, ale też od tego, kto ją dostanie, jaka będzie jej oprawa medialna i światowa - dodał. Podkreślił, że chciałby, by hasło "Solidarność" nadal miało pozytywną konotację. - Niezwykle ważne jest też to, byśmy w Polsce nie zepsuli tego poprzez wzajemne swary, z których niestety też robimy się znani - dodał.
Oburzony wysokością nagrody jest senator PO Jan Rulewski, który w latach 1980-81 przewodniczył regionowi bydgoskiemu NSZZ "S". - Ta nagroda to przejaw skrajnego hedonizmu i arystokratycznych tendencji panujących w MSZ. Nie mam nic przeciwko samej nagrodzie, pod warunkiem, że ten, kto ją zaproponował, także ją ufunduje. Nie wiem dlaczego państwo z takim deficytem, tak bardzo szasta pieniędzmi - ocenił w rozmowie z Polską Agencją Prasową Rulewski.
Przypomniał, że senat pracuje nad projektem ustawy o pomocy dla działaczy opozycji demokratycznej oraz osób represjonowanych z powodów politycznych. - Tworzymy ustawę dla paru tysięcy ludzi. Rząd kopytami zapierał się, że nie ma 20 milionów złotych na zapomogi i zasiłki. A tutaj, lekką ręką, funduje się w przeliczeniu przeszło 4 miliony złotych - zauważył.
Według Rulewskiego projekt mógłby opuścić senat jeszcze w styczniu i trafić do sejmu. Założenie jest takie, że ustawa zaczęłaby obowiązywać 1 czerwca, jeszcze przed rocznicą wyborów z 1989 r.
Równie krytyczny wobec pomysłu nagrody jest współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i NSZZ "Solidarność" Andrzej Gwiazda. - Nagroda posłuży ugruntowaniu kolosalnej manipulacji, której padliśmy ofiarą - uważa.
Również Gwiazda wskazał na potrzebę przyjęcia rozwiązań, które wsparłyby żyjących w biedzie dawnych działaczy opozycji. - Taka ustawa jest potrzebna. Ale jeżeli powstanie, to niestety z dwudziestoletnim opóźnieniem. Mnóstwo ludzi poświęciło swoje kariery, życie dla wspólnej sprawy. To, że do tej pory byli przemilczani, zapomniani to jest jeden z parametrów III RP - powiedział Gwiazda.
Z kolei były wicemarszałek senatu, działacz opozycji w okresie PRL Zbigniew Romaszewski podkreślił, że nagroda i wsparcie dla opozycjonistów "to niezależne rzeczy". - Nagroda może mieć bardzo duże znaczenie i być zachętą do szerzenia postawy solidarności, ale może skończyć się jak z Pokojową Nagrodą Nobla. Zależy, kto dostanie nagrodę, jak ją wykorzysta - powiedział Romaszewski.
Zwolennikiem nagrody jest inny opozycjonista Władysław Frasyniuk. - To świetna inicjatywa. Jedyne z czego Polska jest znana to fenomen "Solidarności". To rewelacja, że MSZ zamierza ustanowić międzynarodową nagrodę za walkę o prawa obywatelskie - powiedział Frasyniuk. Jak zaznaczył, MSZ powinno przyznawać nagrodę wspólnie z Europejskim Centrum Solidarności. Według Frasyniuka Centrum powinno odgrywać dużą większą rolę niż obecnie, także na forum międzynarodowym.
- Wszyscy ludzie Solidarności powinni być dumni, że polskie społeczeństwo stać na to, by ufundować tak znaczącą nagrodę. Nagroda jest nośnikiem tego wszystkiego, co zrobiliśmy, szacunku za to, że siedzieliśmy w "internatach", byliśmy wyrzucani z pracy, przesłuchiwani i bici przez ZOMO - podkreślił.
Obchody 25. rocznicy częściowo wolnych wyborów z 4 czerwca również dzielą dawnych opozycjonistów. - Mimo dystansu do okrągłego stołu chcę przyłączyć się do obchodów. Mimo wszystko Polska ma się z czego cieszyć. Większość społeczeństwa jest zadowolona z przemian, korzysta z wolności, którą zadekretowała za pomocą urn wyborczych - powiedział Rulewski.
Rulewski zwrócił uwagę, że wiele rzeczy nie poszło jak trzeba. - Jest deficyt solidarności. Filozofia wulgarnego XIX-wiecznego egoizmu pokonała solidarność, mimo że jej adwokatami był i papież, i związek, i miliony ludzi. Niestety, w pojedynku Balcerowicz-papież zwyciężył Balcerowicz - powiedział Rulewski.
- Wynik wyborów był znany przed wrzuceniem głosów. Na obchodach będą zagraniczni goście. I będą świętować swoje zwycięstwo. Będą im towarzyszyć niektórzy politycy z Polski, którzy gotowi są świętować ich, nie naszą, wygraną - uważa z kolei Gwiazda.
Według Romaszewskiego 4 czerwca to niezwykle ważna data. - Jedno państwo, mimo wszystko, wyrwało się z obozu komunistycznego. To ważna data, także w wymiarze międzynarodowym. Problem jest taki, że nie do końca ten sukces wykorzystano. Znaczenie Solidarności w upadku systemu komunistycznego rzeczywiście jest ogromne, a 4 jest datą, która się z tym wiąże - powiedział Romaszewski.