PublicystykaMarcin Makowski: Komisja Europejska idzie na wojnę o Sąd Najwyższy. To sprawdzian dla ekipy Morawieckiego

Marcin Makowski: Komisja Europejska idzie na wojnę o Sąd Najwyższy. To sprawdzian dla ekipy Morawieckiego

W sporze z Komisją Europejską wokół Sądu Najwyższego, Mateusz Morawiecki stanie przed trudnym wyborem: szukać kompromisu, który nie spodoba się twardemu elektoratowi, ale wygasi kluczowy odcinka unijnego frontu, czy idąc za narracją pisowskich "jastrzębi"; doprowadzić do konfrontacji siłowej? Tertium non datur.

Marcin Makowski: Komisja Europejska idzie na wojnę o Sąd Najwyższy. To sprawdzian dla ekipy Morawieckiego
Źródło zdjęć: © PAP
Marcin Makowski

Zgodnie z ustawą o Sądzie Najwyższym, przegłosowaną przez koalicję Zjednoczonej Prawicy, we wtorek 3 lipca w stan spoczynku zostaną przeniesieni wszyscy sędziowie tej instytucji powyżej 65 roku życia. Stanie się tak, jeśli nie złożą wniosku do prezydenta o możliwość dalszego zasiadania i pracy w SN, na którą Andrzej Duda może wydać zgodę, ale nie musi. Ten sam zapis dotyczy również I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf, która ze swojego stanowiska nie zamierza ustąpić, powołując się na art. 183 konstytucji. Stwierdza on, że: ”Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego”.

Jak argumentują jednak politycy Prawa i Sprawiedliwości, sprawa nie jest tak oczywista, ponieważ art. 180 ustawy zasadniczej daje prawo do ”przeniesienia sędziego w stan spoczynku albo do innego sądu z zachowaniem pełnego uposażenia”, jeśli nastąpoła ”zmiana ustroju sądów lub zmiana granicy okręgów sądowych”. I tutaj właśnie, zarówno w krajowej polityce, jak i sporze z Komisją Europejską, leży źródło obecnego konfliktu prawnego. Otóż zdaniem opozycji, powołanie dwóch nowych izb w SN nie jest zmianą ustroju trzeciej władzy. A skoro tak, nikt nie ma prawa skrócić kadencji I Prezes na mocy ustawy, a jeśli to zrobi złamie nie tylko konstytucję, ale również unijne traktaty.

Komisja Europejska kontratakuje

Właśnie w tym kierunku poszła interpretacja Fransa Timmermansa i KE, zarzucacjącej Polsce złamanie pkt. 19.1 dokumentu akcesyjnego (TUE), któr brzmi następująco: "Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej obejmuje Trybunał Sprawiedliwości, Sąd i sądy wyspecjalizowane. Zapewnia on poszanowanie prawa w wykładni i stosowaniu Traktatów. Państwa Członkowskie ustanawiają środki zaskarżenia niezbędne do zapewnienia skutecznej ochrony sądowej w dziedzinach objętych prawem Unii". Według rządowej narracji, to rodzaj zemsty za brak możliwości uruchomienia art. 7, co do którego wymagana jest jednomyślność wszystkich państw członkowskich – w praktyce niemożliwa do osiągnięcia na gruncie dyplomatycznym.

Można zatem stwierdzić, że klincz pomiędzy instytucjami unijnymi a polskim rządem, wchodzi w fazę otwartej wymiany ciosów. Choć do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE droga daleka, ponieważ uruchomiona w 2 lipca procedura zakłada pięć etapów kontrolnych, zanim na państwo członkowskie zostanie nałożona kara pieniężna, to obecnie najważniejszy sprawdzian skuteczności gabinetu Mateusza Morawieckiego. Nie jest przecież tajemnicą, że jedną z głównych motywacji Jarosława Kaczyńskiego, który ”namaścił” Morawieckiego na stanowisko premiera, była chęć wygaszenia konfliktu z Unią. To właśnie energiczny, znający języki i meandry międzynarodowych negocjacji były bankier, miał złapać nić porozumienia z nieugiętych Timmermansem, Junckerem i Verhofstadtem, zamykając przed wyborami samorządowymi oraz europejskimi ten odcinek frontu.

Sprawdzian Morawieckiego

I tutaj zaczyna się problem, ponieważ wszystko wskazuje na to, że po osiągnięciu sukcesu choćby w obszarze polityki migracyjnej, w sprawie SN Morawiecki będzie się musiał wycofać do wyniszczającej wojny pozycyjnej. Szczególnie, że toczy się ona również wewnątrz grup wpływów w PiS-ie. – Polska chce dialogu z Komisją Europejską, ale nie podda się jej dyktatowi – mówił premier Mateusz Morawiecki w piątek na szczycie UE, ale jak nieoficjalnie donosi radio RMF FM, w tym samym czasie premier miał obiecać pierwszemu wiceprzewodniczącemu Komisji Europejskiej, że "gilotyna w SN nie spadnie 3 lipca". Politycy mieli zawrzeć "niepisaną umowę", która zakłada, że szef polskiego rządu będzie "przekonywał do korekt twardogłowych polityków PiS", a KE wstrzyma się ze skierowaniem sprawy do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Wspomnianej narracji nie potwierdziła ani rzecznik rządu Joanna Kopcińska w rozmowie z WP, ani szef gabinetu politycznego Prezesa Rady Ministrów – Marek Suski. Ten drugi w Polskim Radiu spekulacje o pacyfikowaniu ”twardogłowych w PiS” o niepisanych umowach z Timmermansem określił mianem ”bredni”. I to jest dzisiaj jeden z ważniejszych akcentów sporu o wymiar sprawiedliwości w Polsce. Politycznie, jest to również bodaj najważniejszy sprawdzian skuteczności Morawieckiego, który jednocześnie musi grać jastrzębia, nieugiętego wobec dyktatu KE, a przez jej urzędnikami szczwanego lisa, który obieca, że zrobi z tą sprawą porządek - nawet kosztem znaczących ustępstw. Po poniedziałkowej decyzji Komisji wydaje się jasne, że te dwie narracje po prostu się nie zepną. I wybrać trzeba będzie jedną: otwarty spór, który spodoba się twardemu elektoratowi, albo kompromis, który uspokoi politykę międzynarodową, ale zaniepokoi tych, którzy od partii oczekiwali ostrej reformy sądownictwa. - Na razie stoimy na stanowisku, że to my mamy rację i że rozstrzygniemy ten spór z KE na naszą korzyść - zadeklarował szef MSZ Jacek Czaputowicz w rozmowie z PAP. Wydaje się, że to jasny sygnał, w którą stronę będzie zmierzał premier, szczególnie, że wygaszania mandatów sędziów SN Komisja Europejska nie jest obecnie w stanie zatrzymać. Z perspektywy rządu limit ustępst wokół SN i KRS też się już chyba wyczerpał. Jak pokazuje historia nowelizacji ustawy o IPN, "na razie" może być jednak najważniejszą składową tego dyplomatycznego równania.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)