Makowski i Wróblewski: "Polexit" i konflikt z sądami - partia szuka winnych. Trwa ostra gra na szczycie władzy
PiS dokonuje wewnętrznych rozliczeń po wyborach samorządowych. W tle konflikt pomiędzy ministrem Ziobro a premierem Morawieckim. O krzyżowanie szyków na ostatniej prostej kampanii, obwiniony został także Trybunał Konstytucyjny. Konflikt wokół TSUE pogłębić miał minister Jacek Czaputowicz. Marcin Makowski oraz Michał Wróblewski odsłaniają kulisy gry o wpływy.
31.10.2018 | aktual.: 01.11.2018 14:13
Wszyscy w PiS są przekonani, że na ostatnim etapie kampanii, o gorszym niż spodziewanym wyniku w dużych miastach – przede wszystkim w Warszawie – spowodowanym wielką mobilizacją elektoratu liberalnego i "antypisowskiego", przesądziła dyskusja o rzekomym ”polexicie”. Lawinę wywołał wniosek skierowany do Trybunału Konstytucyjnego przez ministra Zbigniewa Ziobrę, który wszak jest ministerialnym przełożonym Patryka Jakiego. Czyli pośrednio to on – opierając się na wypowiedziach polityków PiS – miałby zaszkodzić swojemu protegowanemu.
Widmo "polexitu"
Faktem jest, że prokurator generalny wywołał burzę – opozycja, wraz ze sprzyjającym jej środowiskiem naukowym, prawniczym i mediami liberalnymi, rozpoczęła ogólnonarodową, szkodzącą PiS dyskusję o "wyprowadzaniu przez PiS Polski z UE". – To oczywiście bzdura, ale niestety, to zadziałało. Mobilizacja elektoratu liberalnego była przez to znacząca – mówi WP polityk Zjednoczonej Prawicy związany z Ministerstwem Sprawiedliwości.
Człowiek znający przebieg spotkania kierownictwa PiS na Nowogrodzkiej tuż po pierwszej turze wyborów twierdzi w rozmowie z WP, że sytuacja wyglądała jednak nieco inaczej, niż przedstawiają ją media.
– Minister Zbigniew Ziobro powiedział przy wszystkich, że wniosek wysłał na polecenie premiera. To była pierwsza wyrażona tak wprost w szerokim gronie deklaracja. Morawiecki nie zaprzeczył. Ziobro działał z polecenia szefa rządu. Oskarżanie go jest zatem nieuzasadnione – mówi nam jeden ze stronników ministra sprawiedliwości.
Inny rozmówca znający przebieg tej dyskusji i potwierdzający nasze informacje zaznacza, że nie padły na tym spotkaniu żadne słowa pretensji wobec Zbigniewa Ziobry. – Od początku w rządzie to premier Mateusz Morawiecki był odpowiedzialny za relacje z Unią Europejską i Zbigniew Ziobro w tym zakresie nie podejmował samodzielnych ruchów – słyszymy od polityka związanego z Prawem i Sprawiedliwością.
Inny jednak zwraca uwagę, że Zbigniew Ziobro kierunkowo konsultował temat, ale to on samodzielnie wybrał termin, w którym wysłał wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Jak przekonuje, stawianie mocnego akcentu na sprawę ”polexitu”, która miała zmienić trendy sondażowe w większych miastach stanowi ”strategię ludzi premiera Morawieckiego, którzy próbują odsunąć od siebie sprawę taśm”.
Nasz rozmówca zwraca również uwagę na słowa ministra Michała Dworczyka, który stwierdził w wywiadzie z ”Rzeczpospolitą”, że ”każdy minister odpowiada za siebie”.
Według członków sztabu wyborczego PiS zajmujących się badaniami statystycznymi, kluczowym elementem mobilizującym opozycję na ostatniej prostej była jednak sprawa "polexitu".
– To spowodowało aktywizację wyborców wielkomiejskich – słyszymy. Jak dodaje nasz informator, badanie IBRiS, które sprawdzało zaufanie do premiera Morawieckiego, ostatni raz przeprowadzone zostało 6 października, czyli 4 dni po pierwszej publikacji taśm przez redakcję Onetu. – Premier otrzymał wtedy wynik o 1 punkt procentowy wyższy od wrześniowego. Trudno mówić zatem o utracie zaufania – podkreśla polityk.
Współwinny Trybunał
Nasi rozmówcy z Ministerstwa Sprawiedliwości wskazują również – i jest to wątek nie pojawiający się dotąd w przestrzeni publicznej – że dużą część winy za całe zamieszanie ponosi nie rząd, a… Trybunał Konstytucyjny.
Człowiek z zaplecza Ziobry: – Wniosek do TK ws. TSUE nie jest problemem. Problemem jest to, kiedy informacja o nim pojawiła się na stronie internetowej Trybunału Konstytucyjnego. Trzy dni przed wyborami. Ktoś nam podłożył minę. Może ktoś ze starej ekipy?
Polityk PiS, spoza resortu sprawiedliwości: – Prezes Przyłębska nie potrafiła przewidzieć skutków upublicznienia tej informacji. Nie pomaga nam. A na pewno nie pomogła w tej sprawie. Nie mieliśmy nawet czasu gasić pożaru.
Piłeczkę odbija polityk z kręgów rządowych. – Prokurator Generalny składając wniosek do Trybunału Konstytucyjnego musiał się liczyć z tym, że zostanie on upubliczniony. Trybunał musi go wysłać m.in. do Rzecznika Praw Obywatelskich, a nie jest tajemnicą, że to Adam Bodnar przekazał go dalej.
Wniosek wyjaśniający do TK złożono nie jak niepoprawnie niektórzy wskazują 17 października, a więc na ostatniej prostej kampanii, a 5 października.
Ludzi z ministerstwa, w tym sztabowców Patryka Jakiego – jak słyszymy – zaskoczył jedynie termin opublikowania informacji wniosku. Bo prezes TK Julię Przyłębską – jak wskazuje jeden z rozmówców – nie wiązały żadne terminy.
– Mogła to zrobić dzień po złożeniu wniosku, jak również po samych wyborach. Może to wskazywać, że Trybunał Konstytucyjny nie pracuje pod polityczny kalendarz, co w tej konkretnej sprawie okazało się być dramatem dla Zjednoczonej Prawicy w wielkich miastach – uważa rozmówca Wirtualnej Polski z partii rządzącej.
Zrzucana wina na TK i prezes Przyłębską wygląda jak przemyślana linia obrony ludzi Zbigniewa Ziobry przed atakami przede wszystkim z szeregów Zjednoczonej Prawicy.
Adam Lipiński, jeden z najważniejszych ludzi w PiS, w rozmowie z wyborcza.pl przyznał wprost: – U nas nie jest tak, że my całkowicie nadzorujemy przekaz poszczególnych ministerstw. A minister Ziobro ma wyjątkowo silną pozycję. Może nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji tego, jak to może być wykorzystane przez naszych przeciwników. Ale niestety - w polityce trzeba sobie zdawać sprawę z konsekwencji.
Czy Lipiński ma na myśli jedynie konsekwencje wyborcze, czy także polityczno-personalne, jeszcze się okaże.
Jacek Czaputowicz wkracza do gry
Kolejnym elementem rozgrywek personalnych oraz wzajemnego obarczania się winą jest opinia prawna Ministerstwa Spraw Zagranicznych z 12 października, niezwykle krytyczna wobec pytania Zbigniewa Ziobry skierowanego TK.
"Przepis art. 267 TFUE jest bezpośrednio skuteczny, stanowi więc samodzielną podstawę prawną do występowania przez sąd krajowy z pytaniem prejudycjalny do Trybunału Sprawiedliwości UE. Niezależnie więc od krajowych przepisów procesowych, sąd może oprzeć się bezpośrednio na art. 267 TFUE w celu skorzystania z procedury prejudycjalne" - możemy przeczytać w liczącym 16 stron dokumencie, udostępnionym na stronie internetowej Trybunału, a podpisanym przez ministra Jacka Czaputowicza.
– Niemcy mogą interpretować traktat unijny, a my nie możemy tego robić? Mimo, że wprost konstytucja wskazuje, że Trybunał Konstytucyjny bada zgodność traktatów z konstytucją? – mówi nam jeden z polityków prawicy.
Dodaje, że wniosek Ministerstwa Sprawiedliwości ”dotyczy tylko interpretacji traktatów w zakresie polskiej konstytucji”, a ”Trybunał nie będzie uchylał żadnego przepisu, a jedynie dokona wykładni prawa w zakresie pytań prejudycjalnych w sferze sądownictwa”.
Gdy pytamy wprost, czy jest on elementem zakamuflowanego konfliktu pomiędzy środowiskiem Zbigniewa Ziobry oraz Mateusza Morawieckiego, pada następująca odpowiedź: – Nie widzę tu konfliktu. Wytrawni prawnicy z MSZ napisali ten elaborat, czyli wymaganą przez Trybunał Konstytucyjny opinię MSZ. A Czaputowicz podpisał – mówi nam nieco ironicznie polityk, dobrze znający rządowe kręgi dyplomatyczne.
Inna osoba z rezygnacją dodaje, że na zewnątrz partia wysyła bardzo mieszany sygnał swoim wyborcom. Miała być w kwestii sądownictwa nieugięta, tymczasem wygląda, jakby we własnym zapleczu nie umiała opracować spójnej strategii.
– Niestety zamiast działać jak zespół, wszyscy są skłóceni albo konkurują ze sobą – słyszymy.
Kto tutaj pociąga za sznurki?
Czy minister Czaputowicz tym samym wyszedł przed szereg?
– Jeśli jakieś rozstrzygnięcia personalne mają zapaść, to teraz, a nie tuż przed wyborami. Czaputowicz to dla wielu wyborców PiS-u ”element obcy” z Unii Wolności. Gdyby prezes chciał go wykorzystać w walce przeciwko Ziobrze, nie byłoby to najrozsądniejsze – mówi kolejny rozmówca Wirtualnej Polski.
– Według mojej wiedzy Zbigniew Ziobro wysłał to pytanie do TK bez powiadomienia Mateusza Morawieckiego. Za to prawdopodobnie za wiedzą Jarosława Kaczyńskiego. Generalnie jednak Jacek Czaputowicz jest ustami premiera – słyszymy od wysoko postawionego polityka Zjednoczonej Prawicy.
Jaki dalekosiężny plan może stać za takim rozwojem wypadków? – Jarosław Kaczyński nie szuka kozła ofiarnego, tylko sposobu na wyjście z twarzą z przegranego zderzenia z TSUE i sposobu na wyciszenie gwałtownej już wojny między Zbigniewem Ziobrą a Mateuszem Morawieckim – twierdzi informator WP.
Przy okazji przyznaje, że ma wiedzę na temat prac nad dwoma projektami korygującymi reformę wymiaru sprawiedliwości. Jednym z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego od wicepremiera Jarosława Gowina, drugim nad którym pracuje się w Ministerstwie Sprawiedliwości. Jak dodaje, prawdopodobny jest również trzeci, wykluwający się w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, o czym informowała ”Rzeczpospolita”
Paradoksalnie w interesie obydwu polityków jest twierdzić, że jeden nie wiedział o tym, co robi drugi. Według niektórych naszych rozmówców, taki obrót wypadków potwierdza scenariusz, w którym Zbigniew Ziobro żegna się ze stanowiskiem i przechodzi do prac w Parlamencie Europejskim. O takim scenariuszu jako pierwsi pisaliśmy w Wirtualnej Polsce.
PS. Chwilę po publikacji tego tekstu, oficjalne stanowisko PiS przedstawiła rzecznik partii Beata Mazurek. "Informuję, że wyrażone we wniosku do TK stanowisko Prok. Gen. jest zgodne ze stanowiskiem PiS. Ze zdziwieniem przyjmujemy informację, iż dokument przekazany do TK przez MSZ nie uwzględnia orzeczenia TK z 2010 r. w którym Trybunał potwierdził, że traktat może być przedmiotem badania" – czytamy we wpisie rzeczniczki.
Następnie głos zabrał sam premier, twierdząc, że "jesteśmy [z ministrem Zbigniewem Ziobrą - przyp. red.] absolutnie zgodni co do tego, że Trybunał Konstytucyjny ma pełne prawo do oceny wszystkich możliwych elementów traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej".
Wreszcie swój ton złagodził sam Jacek Czaputowicz, przyznając, że "nie kwestionuje dopuszczalności wniosku złożonego przez Prokuratora Generalnego". – Nie ma żadnej sugestii, że wniosek prokuratora generalnego jest w jakiś sposób niedopuszczalny – podkreślił minister spraw zagranicznych.
Rozmówca WP, były dyplomata: – Rzeczywiście Jacek wywołał awanturę z tą opinią MSZ. Problem w tym, że jest to opinia prawników, prezentująca całą złożoność sytuacji, a nie wyrok niepodlegający apelacji. Każda strona wyciąga z tego, co jest jej wygodne.
I ta rozgrywka właśnie pogłębia spór między zwaśnionymi i najpotężniejszymi frakcjami w polskim rządzie.
Marcin Makowski i Michał Wróblewski dla WP Opinie