Komisja ds. wpływów Rosji powołana. Znamy kulisy. "PiS miało jeden cel"

Jak wynika z rozmów WP - ani posłowie PiS, ani nawet członkowie rządu - nie wiedzieli, kogo kierownictwo partii ostatecznie oddeleguje do tzw. komisji ds. badania rosyjskich wpływów w Polsce. Wokół kandydatur nie brakuje kontrowersji. Niektóre nazwiska zostały wskazane w ostatniej chwili. Prezes PiS miał w tym swój cel.

Jarosław Kaczyński dążył do powołania komisji ds. wpływów Rosji
Jarosław Kaczyński dążył do powołania komisji ds. wpływów Rosji
Źródło zdjęć: © East News | Zbyszek Kaczmarek/REPORTER
Michał Wróblewski

Jak wynika z rozmów WP, niektórzy szeregowi parlamentarzyści nie kojarzą nawet nazwisk wskazanych kandydatów do komisji. Ale kierownictwo PiS było zdeterminowane, by powołać ten organ. Miało swoje powody.

Listy wyborcze ważniejsze od komisji

Wśród szeregowych członków PiS ujawniony we wtorek późnym wieczorem skład komisji ds. wypływów rosyjskich nie wzbudza większych emocji.

W kuluarach politycy PiS mówią wprost: - A kogo dziś interesuje ta komisja? Wszyscy myślą o listach, okręgach i kandydowaniu w wyborach.

Jak słyszymy, nazwiska kandydatów do komisji ds. wpływów Rosji (tzw. lex Tusk), wpłynęły do Sejmu w ostatniej chwili - 29 sierpnia, tuż przed godz. 20 - bo kierownictwo PiS miało problem ze skompletowaniem składu.

- Szczerze mówiąc, nikt się do tej komisji nie pchał. Brakowało chętnych - twierdzą nasze źródła.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W rekrutacji członków komisji, jak słyszymy, pomagał m.in. prof. Sławomir Cenckiewicz. To znany naukowiec i współautor głośnego serialu "Reset", dyrektor Wojskowego Biura Historycznego. Z dużym autorytetem w obozie władzy.

Prof. Cenckiewicz ostatecznie dał się namówić partii rządzącej, choć swego czasu zarzekał się, że nie będzie członkiem komisji. Teraz być może - wedle naszych informacji - zostanie nawet jej przewodniczącym.

- To najlepszy kandydat. Zna się na archiwach, świetnie pracuje na dokumentach, ma doświadczenie z pracy przy "Resecie" (film w TVP - przyp. red.). No i nie tylko w naszym obozie uznawany jest za eksperta. Powinien być szefem tej komisji - mówi o Cenckiewiczu człowiek związany z obozem władzy.

Niemniej stuprocentowego przekonania do profesora nie ma nawet Jarosław Kaczyński. Prezes, jak można było usłyszeć w kuluarach, miał uważać, że Cenckiewicz "dawał stempel autentyczności" dokumentom, które twardo wskazywały na peerelowską przeszłość niektórych ludzi związanych z PiS - w tym dawnych druhów prezesa.

A to Kaczyńskiemu miało się nie spodobać.

Fiksacja na koniec kadencji

Pozostałe nazwiska? Raczej nieznane szerszej publiczności. A nawet politykom PiS, którzy - jak mówią - nie zostali "zbrefiowani" przed podaniem nazwisk kandydatów. - Życiorysy tych ludzi musieliśmy ogarniać już po tym, jak nazwiska wyciekły do PAP - mówi nam jeden z posłów.

A lista wygląda tak: Łukasz Cięgotura (zastępca prof. Cenckiewicza w Wojskowym Biurze Historycznym), Michał Wojnowski, Marek Czeszkiewicz, Przemysław Żurawski vel Grajewski, Marek Szymaniak, Arkadiusz Puławski (z nominacji Kancelarii Premiera), Andrzej Kowalski Andrzej Zybertowicz (z polecenia prezydenta Andrzeja Dudy).

Opozycja uważa komisję za propagandowe narzędzie walki z politykami PO i PSL.

Terlecki i Sobolewski znali nazwiska

Parlamentarzyści PiS - również wielu członków rządu, których o to pytaliśmy - nie mieli pojęcia, kto znajdzie się w komisji. Wskazywali, że nazwiska znają Ryszard Terlecki i Krzysztof Sobolewski. Dodawali przy tym szczerze, że skład komisji nie bardzo ich dziś interesuje, bo ważniejsze są dla nich kampania oraz to, na jakim miejscu na listach wyborczych się znajdą.

- Komisja to fiksacja kierownictwa. Ona nic w tej kadencji już nie zrobi - stwierdził jeden z naszych rozmówców.

Ale inny przyznał w rozmowie z nami, że kluczowe jest coś innego: komisja ma ruszyć pełną parą w kolejnej kadencji. Nawet gdyby PiS straciło władzę, to organ ten ma działać i rozliczać ludzi związanych z rządem PO-PSL.

Fakt, że nawet jeśli opozycja (choć PiS w to nie wierzy) wygrałaby wybory, to nie będzie mogła komisji zlikwidować. Nie będzie to bowiem komisja sejmowa, a weryfikacyjna, o charakterze administracyjnym, wprowadzona ustawą. Jej "skasowanie" będzie utrudniał prezydent, który zawetuje - zdaniem PiS - każde próby likwidacji tego ciała.

I o to chodziło władzom PiS: powołać komisję teraz, żeby nie było zagrożone jej funkcjonowanie po wyborach 15 października.

Presja prezydenta

Andrzejowi Dudzie zresztą mocno zależało na powołaniu tej komisji, dlatego z Pałacu Prezydenckiego - jak słyszymy - w ostatnich tygodniach była wywierana presja na partię rządzącą, żeby wprowadzić ten projekt w życie (mimo że zdaniem głowy państwa komisja ds. wpływów Rosji powinna powstać jesienią ub. roku).

- Prezydent bardzo się w sprawę zaangażował i oczekiwał powołania komisji - usłyszeliśmy od jego współpracownika kilka dni temu.

Co ciekawe, PiS chciało z powołania komisji w tej kadencji zrezygnować - przyznał to swego czasu Marek Ast, a WP pisała o tym już w lipcu - ale, jak mówi się w sejmowych kuluarach, zmieniono decyzję ze względu na… drwiny polityków PO (m.in. Donalda Tuska i Bartłomieja Sienkiewicza), którzy wyśmiewali PiS, że mimo hucznych zapowiedzi, tak naprawdę partia rządząca nie chce tej komisji powołać.

- Jarosław się wkurzył i kazał z tym jechać. Prezes był już zirytowany samym faktem, że żaden z polityków PiS nie chciał zaangażować się w pracę komisji - twierdzi nasz rozmówca z partii rządzącej.

I zdradza: - W sztabie dominowało przekonanie, że wokół komisji już nie ma emocji. Że to nie będzie miało znaczenia w kampanii. Ale niektórym z kierownictwa to się miało nie spodobać. Że olewamy sprawę, w którą tyle włożyliśmy. I postanowiono jednak w to brnąć. Moim zdaniem słusznie, inaczej byśmy wyszli na niewiarygodnych.

Rozmówca z PiS: - Za powołaniem komisji był szef sztabu Joachim Brudziński. I to też miało znaczenie.

Alternatywna komisja Senatu

W kuluarach wielu spodziewało się, że wśród osób zgłoszonych do komisji mogą być postaci wzbudzające kontrowersje. I tak też się stało. Przykład?

Na liście kandydatów PiS znalazło się miejsce dla nominata PiS w prokuraturze, Marka Czeszkiewicza, który jako śledczy (pisało o tym OKO.press) zasłynął umorzeniem śledztwa w sprawie kazania Jacka Międlara o "otumanionym żydowskim motłochu" i "narodowo-katolickej chemioterapii żydowskiego nowotworu".

Opozycja od początku podważa sens działania komisji. Ale Senat zamierza powołać swój organ – w kontrze do PiS.

Marszałek Tomasz Grodzki zapowiedział w tym tygodniu (choć nie wiadomo, czy w porozumieniu z Donaldem Tuskiem), "że jeżeli ta nielegalna komisja zostanie powołana, to we wrześniu, na najbliższym posiedzeniu Senatu, powstanie specjalna komisja senacka ds. badania wpływów rosyjskich.".

PiS - jak słyszymy - nie zamierza uczestniczyć w jej pracach.

Kaczyński martwił się o swój autorytet

W pracach komisji forsowanej przez rządzących z kolei nie chce uczestniczyć żadne polityczne środowisko oprócz PiS, co samo w sobie może wypaczać sens jej działania. Powód? O jej niekonstytucyjności i niezgodności z prawem mówi większość ekspertów i prawników, a także instytucji międzynarodowych (w tym administracja USA).

Prezydent Andrzej Duda ustawę o komisji najpierw podpisał, a później - pod presją - "wybił jej zęby", pozbawiając kluczowych narzędzi, na których zależało władzom PiS (m.in. zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi, wydany decyzją administracyjną przez członków komisji, którzy mieli być politykami).

Zdaniem niektórych przedstawicieli obozu rządzącego już sam ten fakt - czyli ograniczenie możliwości działania komisji - zniechęcał do zajmowania się jej powoływaniem.

Ale - jak słyszymy - wicepremier Jarosław Kaczyński nie chciał rezygnować, bo zainwestował w pomysł powołania tego politycznego organu swój autorytet. Jeśli pomysł komisji by upadł, ucierpiałaby na tym wiarygodność prezesa.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Michal.Wroblewski@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie