"Lex Tusk" upadnie? PiS przyznaje: rolę komisji pełni dziś serial TVP
PiS zrezygnuje z komisji "lex Tusk"? Jarosław Kaczyński tego nie chce, ale w kuluarach coraz śmielej się o tym mówi. - Nie ma chętnych, żeby w niej pracować - przyznają nasi rozmówcy. W sztabie wyborczym głowią się, czym zainteresować Polaków w najbliższych tygodniach. - Jedyne, co dziś grzeje, to słońce - mówią politycy partii rządzącej.
Mówi polityk koalicji rządzącej: - Szczerze? Temat komisji całkiem by umarł, gdyby nie serial "Reset". Wszyscy oglądamy go z wypiekami. Wszystko tam jest wyjaśnione. A co do komisji, to nikt nie wie, czy ona powstanie przed wyborami. Coraz więcej osób w nią nie wierzy. A nawet jeśli zostanie powołana, to co z tego? Realnie przed wyborami nie ruszy, nie mówiąc o zrobieniu raportu na wrzesień. A po wyborach różnie może być.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tłit - Bogdan Zdrojewski
Część przedstawicieli obozu władzy w nieoficjalnych rozmowach sugeruje, że PiS może wykorzystać letni okres w polityce, by po cichu zrezygnować z powołania komisji ds. zbadania wpływów Rosji w Polsce (która w potocznym języku przyjęła się jako "lex Tusk").
- Nie ma chętnych, żeby w niej pracować. Sprawa już nie rezonuje, jak dla mnie serial Rachonia i Cenckiewicza wyczerpuje temat - uważa jeden z naszych rozmówców (nawiązując do produkcji TVP na temat relacji Polski i Rosji za czasów rządów PO-PSL).
"Lex Tusk" upadnie? Zamiast pomóc, może zaszkodzić
Przyjętą 31 maja ustawę o komisji weryfikacyjnej - której nowelizacji domagał się już 2 czerwca prezydent Duda - w sprawie "wpływów Rosji w Polsce" w ubiegłym tygodniu w całości odrzucił Senat. Sejm być może zajmie się nią pod koniec lipca.
Wiadomo jedynie, że w pracach komisji nie chce uczestniczyć żadne polityczne środowisko oprócz PiS-u, co samo w sobie wypacza sens jej działania. Powód? O jej niekonstytucyjności i niezgodności z prawem mówi większość ekspertów i prawników, a także instytucji międzynarodowych (w tym administracja USA).
Andrzej Duda ustawę o komisji najpierw podpisał, a później "wybił jej zęby", pozbawiając kluczowych narzędzi, na których zależało władzom PiS (m.in. zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi, wydany decyzją administracyjną przez członków komisji, którzy mieli być politykami).
Zdaniem niektórych przedstawicieli obozu rządzącego już sam ten fakt - czyli ograniczenie możliwości działania komisji - zniechęca do zajmowania się jej powoływaniem. Ale - jak słyszymy - wicepremier Jarosław Kaczyński nie chce rezygnować, bo zainwestował w pomysł powołania tego politycznego organu swój autorytet. Jeśli pomysł komisji by upadł, ucierpiałaby na tym wiarygodność prezesa.
Liderzy PiS-u - w tym Mateusz Morawiecki, który powołanie komisji ogłosił wraz z prezesem dokładnie osiem miesięcy temu - żałują, że nie udało się jej powołać jesienią ubiegłego roku. - Wtedy był jedyny dobry moment, żeby to rozpędzić - mówi jeden z polityków.
Podobnie uważają współpracownicy prezydenta Dudy: - Ta komisja powinna powstać już dawno. Cóż, straciła swój moment. W PiS-ie to wiedzą, ale brną, bo na razie muszą - mówi jeden z nich.
- Jeśli nawet ta komisja powstanie, na wybory będzie miała zerowy wpływ - przyznaje nasz rozmówca z PiS-u.
Niewykluczone, że w tej sprawie - jeśli udałoby się PiS-owi zebrać członków komisji - zostanie zwołane dodatkowe posiedzenie Sejmu w sierpniu. Takich planów nie wyklucza ponoć ścisłe kierownictwo partii rządzącej. Za takim pomysłem, jak słyszymy, optuje m.in. szef klubu parlamentarnego PiS, wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki.
"Trzeba to przetrzymać"
Szkopuł w tym, że szeregowi politycy PiS aktualnie nie zaprzątają sobie tym głowy.
- Co dziś rozpala wyborców? - pytamy polityka koalicji rządzącej.
- Słońce. Polityka nie będzie grzać przez najbliższy miesiąc. Trzeba to przetrzymać - odpowiada nasz rozmówca.
Dla PiS-u w kampanii najważniejsze są emocje. To one najbardziej mobilizują wyborców prawicy. Dlatego wakacje nie są najłatwiejszym okresem dla formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Dziś o kampanijne emocje trudno - prezydent nie ogłosił jeszcze terminu wyborów, a Polacy - w tym zwolennicy PiS-u - chcą odpocząć i przynajmniej przez kilka tygodni nie myśleć o sejmowych awanturach i pojedynkach na konwencje i partyjne wiece.
Mówią o tym sami politycy Zjednoczonej Prawicy, którzy z rodzinami rozjeżdżają się na urlopy lub z nich wracają. Podobna sytuacja jest w innych partiach.
Czym zatem wzbudzić zainteresowanie tych, którzy mimo upałów spędzają czas przed ekranami? - Zależy, czy mówi pan o telewizorze czy ekranie telefonu. Dziś większość wyborców, zwłaszcza na wakacjach, wiedzę czepie ze smartfona - tłumaczy sztabowiec PiS-u.
Jednocześnie przyznaje: ludzie wolą się odciąć, niż wciąż śledzić polityczne wydarzenia. Przynajmniej w większości. - Jest ładna pogoda, ludzie chcą z tego korzystać. Polityka się kręci, ale dziś raczej w miejscu - zauważa rozmówca WP.
"Jarosław Trump" straszy komuną
Co to wszystko oznacza? Politycy odpuszczają tzw. kampanię totalną, ale nie mogą całkowicie zniknąć z radaru wyborców. Przedstawicielom PiS-u i Koalicji Obywatelskiej nie pozwalają na to sztaby wyborcze.
- Politykom - że tak powiem, z pierwszej linii - trudno wyjechać na urlop. A jeśli już się uda, to raczej w grę wchodzi urlop za granicą, żeby trudniej było przyłapać "delikwenta" - żartuje rozmówca z obozu władzy.
Podobnie mówi jego kolega z opozycji: - To zawsze jest zabawne, gdy ktoś wraca do Sejmu po trzech tygodniach i jest brązowy. A później ci sami ludzie opowiadają w wywiadach, że "w tym roku urlopów nie ma".
Pikniki, kurorty, chodnik przed budynkiem biura PO. Tak ostatnio spędzają polityczne wakacje przedstawiciele PiS aktywni w kampanii.
Gwiazdą dwóch poprzednich tzw. rodzinnych pikników pod hasłem "Z miłości do Polski" był Jarosław Kaczyński. Formuła spotkań jest taka: otwarta scena, słońce, uśmiechnięci działacze w koszulach z podwiniętymi rękawami, pokrzykujący wesoło niczym wodzirej rzecznik partii.
Szkopuł w tym, że szczególnej uwagi te spotkania nie przyciągają. Większe emocje wzbudziła ostatnio stylizacja prezesa - czapka z daszkiem a la Donald Trump i orzełek - aniżeli to, co mówił.
Repertuar był znany. W skrócie: PO to spadkobiercy komuny, Tusk to sługus Berlina, a jego partia chciała wyprzedać Polskę zagranicznym siłom.
Do tego na drugą nogę: dzięki PiS-owi Polacy odzyskali godność, inflacja spada, a będzie tylko lepiej, bo już wkrótce rodziny dostaną 800+ itd.
Te same historie dominują w przekazach medialnych polityków partii rządzącej.
Polityczny stragan
Niektórzy rozmówcy z PiS przyznają jednak, że sztab i partyjna centrala wymyślają pomysły "sztampowe", a wręcz "paździerzowe". - Każą robić nam kilka konferencji dziennie, choć większego sensu to nie ma. Poważni ludzie z ministerstw muszą bawić się w happeningi, a ci, którzy mogliby pracować w okręgach, tracą czas w Warszawie. No, ale trzeba odwalić swoje, wtedy jest spokój i nikt się nie czepia - mówi nam polityk obozu władzy.
Ostatni tydzień to aktywności typu: "stragan Tuska" w centrum Warszawy, "drużyna afer Tuska", a nawet gra terenowa "skrytki Platformy". - Pies z kulawą nogą się tym nie zainteresował, nikt tych błyskotliwych 'eventów' nie śledził - przyznają rozmówcy z obozu władzy. Twierdzą, że kolejne tego typu pomysły - polityczne odgrzewane kotlety - to marnowanie energii.
Szkopuł w tym, że trudno wyborców zainteresować dziś czymkolwiek innym. "Twarda" polityka - jak pisaliśmy - zeszła na dalszy plan. Wyborcy, jeśli ich uwagę przykują media, skupiają się na historiach z życia wziętych, a nie dają się porywać topornej politycznej propagandzie, która zalewa ich przez pozostałą część roku.
Jedynym tematem, który wciąż ma potencjał, jest - wedle rządzących - polityka migracyjna. Dlatego PiS mocno wierzy w sens pomysłu przeprowadzenia referendum. Wedle informacji Wirtualnej Polski wkrótce może ruszyć kampania informacyjna w tej sprawie. Oczywiście najpierw referendum musi zostać zatwierdzone, a Polacy muszą poznać pytanie referendalne. Decyzje w tej sprawie poznamy wkrótce.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl