"PiS nie doczekał się McCarthy'ego". Eksperci bali się zasiąść w komisji?
- Skład komisji ds. rosyjskich wpływów wskazuje, że rządzący nie mieli do czynienia z chętnymi do pracy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską politolog Rafał Chwedoruk, prof. Uniwersytetu Warszawskiego. Wskazuje także, że obecność przedstawiciela środowiska prezydenta może w przyszłości przeszkodzić w karierze Andrzejowi Dudzie.
Prawo i Sprawiedliwość we wtorek wieczorem przedstawiło listę 9 kandydatów do komisji ds. badania rosyjskich wpływów, której powstanie jest konsekwencją ustawy tzw. lex Tusk. Wśród proponowanych członków są m.in. historyk Sławomir Cenckiewicz oraz doradca społeczny prezydenta Andrzej Zybertowicz.
- Myślę, że sprawia to wrażenie pospolitego ruszenia - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. UW Rafał Chwedoruk. - Wygląda na to, że rządzący nie mieli do czynienia z chętnymi do pracy w tej komisji - dodaje.
- Z jednej strony mamy trzy osoby ze świata nauki, działające na granicy świata polityki, bliskie obozowi władzy oraz pozostałe osoby, które nie były tak zaangażowane, eksponowane w przestrzeni publicznej, ale trudno byłoby je nazwać bardzo dalekimi od władzy - mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pokazuje "słabość" PiS. Ekspert wymienił nazwisko Kaczyńskiego
Brak znanych postaci stwarza ryzyko dla PiS, że głos komisji nie będzie słyszalny nawet na samej prawicy. - Można powiedzieć, że PiS nie doczekał się własnego McCarthy'ego (Josepha, amerykańskiego senatora, który w latach 50. tropił komunistów w kraju - przyp. red.), kogoś, kto jest rozpoznawalny, kto stałby się twarzą takiej komisji, brał symboliczną odpowiedzialność za to wszystko - analizuje Chwedoruk.
Zdaniem politologa, problemem jest też brak ekspertów np. od energetyki lub rolnictwa. A Polska przecież w obu tych dziedzinach życia gospodarczego była związana z Rosją.
Prof. UW wskazuje także na istotną obecność profesora Andrzeja Zybertowicza, bliskiego współpracownika prezydenta Andrzeja Dudy. Zdaniem politologa to sygnał, że głowa państwa legitymizuje działania komisji. To z kolei może mu przeszkodzić w przyszłej karierze politycznej, np. w instytucjach międzynarodowych.
Jaki jest cel komisji?
Kiedy po raz pierwszy pojawiły się informacje o "lex Tusk" sądzono, że głównym celem jest wyeliminowanie Donalda Tuska z życia politycznego. Prezydencka nowelizacja mocno jednak złagodziła przepisy. Pytany o obecny cel komisji, prof. UW Chwedoruk śmieje się, że chodzi o "sprawienie, by jej pomysłodawca nie został skompromitowany".
- Cel komisji jest prosty. W tym momencie on jest realizowany, czyli kieruje się uwagę opinii publicznej w kampanii wyborczej na komisję. Zamiast zajmować się czymś, co mogłoby niekoniecznie władzy przynosić korzyści, to rząd ma wentyl bezpieczeństwa - mówi politolog.
Ekspert wskazuje także, że na komisji można być w zasadzie pytanym o wszystko. - A debata o wszystkim, jest dyskusją o niczym - mówi. Zdaniem naukowca, żaden poważny polityk lub ekspert nie powinien sobie pozwolić na uczestnictwo "w czymś takim". - Debata powinna odbywać się w konkretnych ramach i niepoważnym byłoby spotykanie się komisji, której debata mogłaby przekształcić się w kłótnię przy kawiarnianym stoliku - mówi.
- Osoby tam zesłane powinny stawać twarzą w twarz z osobami, które powinny być partnerami do debaty, jak to było z komisją Rywina. Tutaj spotykają się osoby o bardzo różnych drogach życiowych, gdzie politycy, często o znaczącej legitymizacji społecznej mieliby stawiać się przed organem, który nie jest sądem, ale musieliby odpowiadać, jakby tym sądem był - przekonuje.
Co opozycja powinna zrobić z komisją?
PiS może mieć też poważny problem polityczny. Jeśli komisja rozpocznie pracę jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, to opozycja może się po prostu przed nią nie stawiać. - Sytuacja, w której by karano za niestawiennictwo lub nawet próbowano siłą doprowadzić polityków przed komisję, byłoby prezentem dla opozycji - przekonuje Rafał Chwedoruk.
Pytany o to, co opozycja mogłaby zrobić z komisją po ewentualnych wyborach, politolog wskazuje, że wiele zależy od tego, jakie są prawne sposoby jej likwidacji. - Nie ma jednak wątpliwości, że zanim doszłoby do czegoś takiego, opozycja, która stałaby się obozem władzy, powinna głodzić tę komisję politycznie, merytorycznie i materialnie, dodając anturażu groteski, co myślę, jest jak najbardziej prawnie wykonalne - mówi.
Dodaje jednak, że komisja ds. rosyjskich wpływów byłaby po wyborach jednym z mniejszych problemów nowego rządu. - Opozycja miałaby tyle problemów w rządzeniu państwem, że ten dziwaczny pomysł z czasu kampanii wyborczej bardzo szybko straciłby na atrakcyjności - podkreśla prof. Chwedoruk.
Adam Zygiel, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj więcej: