Kampanijny dzień prawdy [OPINIA]
Zgodnie z zapowiedziami i oczekiwaniami niedziela 1 października okazała się kampanijnym dniem prawdy. I jest to prawda o tym, że na 14 dni przed wyborczą metą nic nie jest przesądzone, a scenariusz dalszej samodzielnej władzy PiS wydaje się odleglejszy niż jeszcze dwa, trzy tygodnie temu - pisze dla Wirtualnej Polski Sławomir Sowiński.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.
Gdyby znaczenie wyborczej "superniedzieli" mierzyć wyłącznie w kategoriach starcia na obrazy i emocje - tak ważne na finale każdej kampanii - to jednoznacznym zwycięzcą wydaje się być Platforma Obywatelska.
Politycy i działacze tej partii pokazali, że odrobili wiele zaległych lekcji marketingu politycznego i nie mają chyba w tej chwili konkurencji w organizowaniu wielkich, imponujących wydarzeń politycznych, świetnie grających w telewizyjnym przekazie i poruszających wyobraźnię, także mniej zainteresowanego polityką wyborcy.
Platforma zwycięża pojedynek na obrazy
Nieprzebrana rzeka ludzi maszerujących w zalanej słońcem, imponującej nowoczesnością scenerii stolicy, wsparcie gwiazd kina i estrady, przemyślana dynamika i akcent położony na pozytywne emocje, wreszcie staranna oprawa medialna - wszystko to tworzyło obraz wielkiego wydarzenia.
Wrażenie to potęguje jeszcze odpowiedź PiS, którą była dość sztampowo prezentująca się tradycyjna konwencja partyjna w katowickim Spodku. Szeregi partyjnych liderów w garniturach w pierwszym szeregu, półmrok skrywający trybuny, wreszcie wrażenie urzędowego entuzjazmu - nie była to adekwatna odpowiedź na imponujące, dynamiczne, słoneczne widowisko Platformy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS z uporem gra do bazy, Platforma próbuje uciec do przodu
Różnica ta wybrzmiała równie mocno w przekazie merytorycznym.
PiS - w ostatnim zapewne przed wyborami tak wielkim wydarzeniu - postanowił z uporem grać do swej polaryzującej politycznej bazy. Kreślenie wszystkich barw apokalipsy, jaka spotkać ma Polskę po ewentualnym zwycięstwie opozycji, i odmienianie przez wszystkie polityczne przypadki nazwiska Donalda Tuska, to wspólny rym właściwie wszystkich niedzielnych wystąpień liderów PiS.
Mówiąc krótko, na ostatniej prostej partia władzy, zamiast do stołu wyborczych ofert - postanowiła zabrać swych wyborców do osobliwego, dość smutnego politycznego escape roomu, z którego wyjściem jest tylko jedno hasło: powstrzymać Tuska. I wrażenia tego nie zmienia nawet ciekawe wystąpienie marszałek Elżbiety Witek, z interesującym tonem konserwatywnego feminizmu, który - właściwie nagłośniony - mógłby zainteresować wyborców środka.
W odróżnieniu od tego Donald Tusk postanowił w niedzielę uciec nieco do przodu z polaryzującą dotąd kampanią Platformy. Od emocji - do aspiracji, od ram antypisowskiego liberalnego centrum - do wyborców bardziej konserwatywnych. Dlatego leitmotivem jego obu przemówień stało się hasło: walczymy o Polskę dla naszych wnuków i dzieci.
Ważnym akcentem było nawiązywanie do etosu solidarności, tej codziennej i wielkiej, niosącej przemiany 1980 roku. Dlatego mniej było straszenia PiS, a w przemówieniach pojawiali się i Roman Dmowski, i Józef Piłsudski. Dlatego wreszcie pojawiły się pewne pozytywne akcenty skierowane do katolików, wyraźnie brzmiące zwłaszcza na tle mocno antyklerykalnego entre goszczącego na marszu Włodzimierza Czarzastego.
Najważniejsze jednak jest to, co poza głównym niedzielnym obrazem
Czy zatem obraz obu tych wydarzeń i wizerunkowy sukces Platformy przesądza o jej zwycięstwie w wyborach i przyszłych rządach? Nie sposób dziś rzecz jasna stawiać poważnie tak jednoznaczną hipotezę.
Kampanii nie wygrywa się bowiem samymi marszami czy udanymi eventami, ale umiejętnością uchwycenia społecznych emocji i wiarygodnego zaopiekowania się aspiracjami. W tym sensie możemy powiedzieć, że - pomimo wysiłku politycznych speców - trwająca od maja intensywna kampania dość umiarkowanie wpływała jak dotąd na wyborcze sondaże. I choć PiS nie udało się zwerbować wyborców nowych, to pomimo różnych, większych i mniejszych wizerunkowych porażek, partia nadal utrzymuje zaufanie co najmniej 6,5 mln wyborców, na które pracowała latami.
Po drugie i jeszcze ważniejsze, zamykając się w swych politycznych okopach i próbując zwerbować do nich jak najwięcej z 8 mln wyborców głosujących na PiS w 2019 roku, partia władzy gra zapewne na powtórzenie scenariusza z 2015 roku, który dziś oznaczałby zepchnięcie pod próg Trzeciej Drogi, minimalizowanie wyniku Konfederacji i związane z tym dodatkowe mandaty.
Dlatego wiele wskazuje na to, że - niezależnie od efektownych obrazów wielkiej politycznej niedzieli z Warszawy i Katowic - los kampanii, a jeszcze bardziej los i kształt przyszłej większości parlamentarnej, rozgrywa ciągle gdzie indziej. W lokalnej scenerii spotkań, na które z mieszkańcami mniejszych miejscowości wyruszyli tego dnia liderzy Trzeciej Drogi i w wysiłkach Konfederacji, by zatrzymać jej wyraźne sondażowe spadki.
Od wyniku tych dwu partii, a także pewnej rywalizacji między nimi, zależy w tej kampanii ciągle bardzo wiele. Może nawet najwięcej.
Sławomir Sowiński dla Wirtualnej Polski
* Dr hab. Sławomir Sowiński jest politologiem z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW.