Marsz Miliona Serc w Warszawie otworzył decydującą fazę kampanii wyborczej [OPINIA]
Do wyborów zostały już tylko 2 tygodnie - dla większości Polaków kampania dopiero się zaczyna. W wyborach to niezdecydowani zdecydują o ostatecznym wyniku. A na półmetku kampanii ostatnie symulacje mandatowe sugerują, że coraz bliżej jest do remisu - pisze dr Barbara Brodzińska-Mirowska dla Wirtualnej Polski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.
Pole manewru partie mają jednak odmienne. PiS skupia się na utwardzaniu i demobilizacji, ponieważ nie ma zasobów, z których mogłoby czerpać nowych wyborców. Opozycja z kolei ma większe pole działania. To KO, Lewica i Trzecia Droga mają szansę na mobilizację niezdecydowanych. I z tej perspektywy warto oceniać potencjał wydarzeń politycznych kończącego się weekendu.
Marsz Miliona Serc jest efektem sukcesu Marszu 4 Czerwca, który pozwolił opozycji przywrócić wśród elektoratu nadzieję na zwycięstwo. Wówczas jednak marsz następował po serii decyzji Donalda Tuska: przelicytowania PiS na 800+, nowego antyimigranckiego kursu tej partii oraz przede wszystkim w wyniku oburzenia społecznego próbą przyjęcia "Lex Tusk".
Kontekst marszu 1 października jest nieco inny. Poprzedziła go intensywna kampania Zjednoczonej Prawicy, która - pomimo afery wizowej - zdołała obronić swoją sondażową, pierwszą pozycję. Na korzyść opozycji przed marszem mógł z kolei zadziałać kryzys paliwowy. Nieczynne dystrybutory na wielu stacjach benzynowych Orlenu postrzegane są jako efekt ręcznego sterowania cenami paliwa. Oczywiście tuż przed wyborami. Tu prezent od Orlenu dla rządu okazał się być niedźwiedzią przysługą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nadzieja wróciła". Polacy na Marszu Miliona Serc
Przyjrzyjmy się najpierw, po co Tuskowi był Marsz Miliona Serc? Kampanijne efekty tego marszu to przede wszystkim chęć poruszenia podobnych emocji co w czerwcu, szczególnie u osób niezdecydowanych lub mniej zainteresowanych polityką.
Partia Donalda Tuska liczy na to, że wiara i nadzieja elektoratu centrum pozwoli nakręcić spiralę poparcia, która zaowocuje mijanką na pierwszym miejscu w ostatnim tygodniu kampanii. Tym razem Donald Tusk bardzo mocno podkreślał, że marsz ten nie jest partyjny. Dlaczego? Przede wszystkim chodzi o maksymalizację zysków sondażowych dla jego partii, ale także wszystkich partii opozycyjnych.
Trudno jednak zakładać, że Donald Tusk chce wspomagać konkurentów z dobroci serca. Chodzi o polityczną kalkulację - szef KO od dłuższego czasu wie, że warunkiem stworzenia rządu przez opozycję jest przekroczenie progu zarówno przez Lewicę, jak i Trzecią Drogę.
Dwa komunikaty
Liderzy partyjni wykorzystali marsz, aby umocnić swoje przekazy. Skupiali się w nich na dwóch komunikatach.
Pierwszy zorientowany na opis stanu, w jakim jest Polska dziś - a wszystkie patologie rządów PiS to temat wygodny dla Koalicji Obywatelskiej i całej opozycji.
Drugi skoncentrowany był na emocjach, w znacznej części pozytywnych i zorientowany na przyszłość. Koalicja Obywatelska wyciągnęła wnioski z tego, że samym antyPiS wyborów nie wygra, a niezdecydowani oczekują wizji, która pozwoli im uwierzyć w opozycję zdolną do stworzenia wspólnego rządu. Wizji, którą reprezentować miał obecny na marszu Jerzy Owsiak (dotychczas stroniący od jednoznacznych politycznie deklaracji).
Lewica w przeciwieństwie do Trzeciej Drogi na niedzielnym marszu wyraźnie zaznaczyła swoją obecność. Wynikała ona z prostej kalkulacji - sama nie ma zasobów, żeby tego dnia przebić się przez szereg. Może jednak podbierać niezdecydowanych wyborców KO tam, gdzie oni będą. A być mogli na marszu.
Doświadczenia Lewicy z Campus Polska pokazują, że zaostrzając narrację w kwestii aborcji, religii, programów społecznych, spotykają się z entuzjastycznym przyjęciem w elektoracie kobiet i osób najmłodszych. Przekaz Włodzimierza Czarzastego był wyrazisty i Lewica może zyskać swój kawałek z tego marszowego tortu.
Jedno główne ryzyko
Poza oczywistymi szansami, jakie dał partiom opozycyjnym marsz, są też ryzyka. A precyzyjnie jedno główne ryzyko.
Czy marsz nie wywinduje sondażowo KO i Lewicy kosztem Trzeciej Drogi? To, co dla Lewicy jest szansą, dla Trzeciej Drogi może być ryzykiem. Działacze Trzeciej Drogi wrócili do przekazu bycia - no właśnie, trzecią drogą - czyli antyPOPiS. Tym razem ich przekaz na temat marszu był bardziej spójny i uporządkowany.
Liderzy zapowiedzieli, że kandydaci Trzeciej Drogi na marszu w Warszawie będą, ale oni sami skupiają się na realizacji tysiąca spotkań w mniejszych miejscowościach na terenie całej Polski, aby - jak mówili - dotrzeć do niezdecydowanych. Robili swoją pracę. Starali się w ten sposób odróżnić, co z ich perspektywy jest ważne, a jednocześnie zminimalizować ryzyko kary za brak jedności w tym dniu. To zgrabny przekaz. Czy to okaże się skuteczne? Pokaże najbliższy tydzień.
PiS nie popełnił błędu z czerwca
Marsz Miliona Serc nie był jednym politycznym wydarzeniem weekendu. PiS tym razem nie popełniło błędu z czerwca, kiedy marsz Tuska zignorowano.
W niedzielę PiS mobilizował swoich zwolenników w Katowicach. Śląsk to dobry dla PiS wybór. Po pierwsze, to jest okręg, który reprezentuje premier Morawiecki. Po drugie, to jeden z kluczowych wahających się okręgów wyborczych w Polsce.
Konwencja w przeciwieństwie do poprzedniej, podczas której Kaczyński mówił o prawach kobiet rodzących do życia, była bardzo dobrze przygotowana.
PiS zrealizowało dwa najważniejsze cele tej kampanii: mobilizacja swoich wyborców oraz demobilizacja niezdecydowanych. We wszystkich przemówieniach powtarzały się najważniejsze przekazy, zogniskowane wokół hasła "Bezpieczna przyszłość Polski" oraz pytań referendalnych. Politycy wskazywali na swoje mocne strony, a więc realizację obietnic.
To czynnik, który sprawia, że PiS cieszy się zaufaniem, wiarygodnością i wysokim poziomem reputacji w elektoracie. Konwencję wykorzystano również w realizacji celów związanych z demobilizacją. Tu z całą mocą wykorzystano potężny arsenał spersonalizowanych przekazów negatywnych uderzających w Donalda Tuska.
Kampania negatywna jest i będzie bardzo ważnym aspektem przekazu PiS zorientowanego na demobilizację niezdecydowanych, którzy według badań są bardziej skłonni głosować na partie opozycyjne. Co więcej, w Katowicach padły słowa o "marszu pustych serc" w Warszawie. Zdumiały słowa marszałek Elżbiety Witek, potępiające rodziców, którzy wspólnie ze swoimi dziećmi uczestniczyli w Marszu Miliona Serc. To pokazuje, że negatywne przekazy PiS kieruje nie tylko wobec KO, ale także szeroko rozumianego elektoratu partii opozycyjnych.
Zarówno PiS, jaki partie opozycyjne, odrobiły swoje zadania. Stylem różnią się zasadniczo. W tę niedzielę swoje wydarzenia miały dwie Polski. To pęknięcie będzie trudne do zasypania. Jeśli w październiku zmieni się władza, nowy rząd będzie miał dużo pracy w tym wymiarze.
Dr Barbara Brodzińska-Mirowska dla Wirtualnej Polski