Jaka telewizja, taka debata [OPINIA]
Tak zwana debata, jaką w poniedziałek urządziła TVP, przejdzie do historii polskiej polityki tylko z jednego powodu: kuriozalnych pseudopytań, dłuższych od czasu, jaki udzielono jej uczestnikom na odpowiedzi. W dodatku "pytań" dwukrotnie powtarzanych. Tak, by zawarte w nich propagandowe treści zapadły widzom w pamięć - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Antoni Dudek.
10.10.2023 15:08
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.
Zapewne dla tych, którzy od lat nie oglądali programów informacyjnych TVP, mogło to być zaskakujące. Dla mnie, ich wiernego widza, była to oczywista oczywistość. Te programy od ośmiu lat składają się bowiem głównie z powtórek tych samych wątków, które pięknie wyrecytował nam w poniedziałkowy wieczór premier Mateusz Morawiecki.
Nowością był jedynie wątek o "pucharze ze złotem i srebrem" od Putina dla Tuska, o którym z niewiadomych powodów dotąd w "Wiadomościach" TVP nie informowano.
Zobacz także
Wydaje się, że przebieg debaty niczego istotnego w preferencjach wyborczych Polaków nie zmieni. Tym razem nie było bowiem efektu Adriana Zandberga z debaty w 2015 roku, który odebrał wtedy Zjednoczonej Lewicy Millera i Palikota ułamek procenta na rzecz Partii Razem, co zepchnęło tę pierwszą poniżej progu 8 proc., torując z kolei PiS drogę do samodzielnej większości.
Krzysztof Maj z Bezpartyjnych Samorządowców, który hipotetycznie mógł odegrać rolę Zandberga sprzed ośmiu lat, nie przyćmił Szymona Hołowni z Trzeciej Drogi, której spadek poniżej 8 proc. wydaje się w najbliższą niedzielę ostatnią szansą PiS na samodzielną większość.
Wręcz przeciwnie, Hołownia swym dowcipnym apelem o pakowanie kuwet, skierowanym do "tłustych pisowskich kotów", wypadł bardziej przekonująco od emanującego zmęczeniem Tuska, który ożywiał się, głównie miotając kolejne, wielokrotnie już powtarzane złośliwości pod adresem Morawieckiego.
Ten ostatni pobił zaś rekord śmieszności, próbując się przedstawić w roli osaczonego przez "bandę rudego" człowieka, który "zostawił wielkie pieniądze dla Polski", choć wszyscy wiemy, że zostawił je swojej żonie. Nie wiemy tylko, jak wielkie, bo ta od lat zastanawia się nad ujawnieniem swojego majątku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Reprezentant Bezpartyjnych Samorządowców, mający najmniejsze medialne doświadczenie, nie zdołał też zabłysnąć na tle jedynej w gronie uczestników "debaty" kobiety, czyli Joanny Scheuring-Wielgus, która starannie przygotowała się do poniedziałkowego występu. Umiejętnie wplecionymi do swej wypowiedzi wątkami autobiograficznym przysporzyła z pewnością nieco głosów Lewicy.
Zagadką pozostaje natomiast dla mnie, czy przysporzył ich Konfederacji Krzysztof Bosak. Wprawdzie w kilku momentach - jak wtedy, gdy jako jedyny wspominał o gwałtownie rosnącym zadłużeniu państwa - potrafił zaznaczyć swą odrębność od licytującej się w obietnicach socjalnych całej reszty, ale psuł wrażenie profesjonalisty, zerkając stale jako jedyny do kartki.
Poniedziałkowa pseudodebata wydała mi się dobrą alegorią kończącej się kampanii wyborczej. Ta ostatnia przypominała bowiem równie zmasowaną, co monotonną kanonadę oskarżeń i sloganów, w których najważniejszą amunicją stał się temat migrantów.
To rzeczywiście ważny problem, ale bynajmniej nie ważniejszy od kilku innych. Jak chociażby od energetyki, o której w studiu TVP nie było w ogóle mowy.
Politycy ograniczeni 60-sekundowym czasem wypowiedzi, nie mogący wchodzić ze sobą w interakcje, zmuszeni do wysłuchiwania przeraźliwie rozwlekłych, propagandowych pytań odczytywanych z promptera przez Michała Rachonia i Annę Bogusiewicz, nie mieli najmniejszych szans na realną debatę. Debatę, która należy się nam, wyborcom, ale której politycy tak naprawdę też się boją, bo wymagałaby od nich czegoś więcej, niż jednominutowych recytacji sloganów oraz rzucania wyuczonych złośliwości, w czym zdecydowanie przodowali Morawiecki i Tusk.
Na taką debatę, prowadzoną przez niezależnych dziennikarzy, przyjdzie nam jednak jeszcze, sądząc po postępach procesu polaryzacji widocznych w tej kampanii, długo poczekać.
Prof. Antoni Dudek dla Wirtualnej Polski
*Antoni Dudek - historyk i politolog z UKSW, prowadzi na YouTube kanał "Dudek o historii", autor wielu książek, m.in. o najnowszej historii: "Od Mazowieckiego do Suchockiej. Pierwsze rządy wolnej Polski", "Historia polityczna Polski 1989-2015", "Pierwsze lata III Rzeczypospolitej 1989-2001".