Hołownia zdecydowanym zwycięzcą debaty. Wybory ma szansę wygrać opozycja [OPINIA]

Oczekiwana z dużym napięciem przedwyborcza debata w TVP, zamykająca długą i męczącą kampanię wyborczą, zakończyła się zaskakująco jednoznacznym rozstrzygnięciem. Zdecydowanie wygrali ją przedstawiciele mniejszych ugrupowań politycznych, a szczególnie Szymon Hołownia - pisze dla Wirtualnej Polski Sławomir Sowiński.

Szymon Hołownia w TVP
Szymon Hołownia w TVP
Źródło zdjęć: © FORUM | Jacek Szydłowski
Sławomir Sowiński

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.

Lider Trzeciej Drogi zaprezentował się świeżo i dynamicznie, zwłaszcza na tle dość agresywnego i sztampowego wystąpienia premiera Mateusza Morawieckiego oraz niezbyt porywającego przesłania Donalda Tuska, na które Platforma wyostrzyła nam przecież tak polityczny apetyt.

Otwartą natomiast kwestią jest to, jak ten dość zaskakujący obraz, który na 130 godzin przed wyborami zobaczyły miliony wyborców, przełoży się na ich niedzielny werdykt. A zwłaszcza na kształt przyszłego rządu.

Świetna forma Hołowni, stracona szansa Morawieckiego

Choć w poniedziałkowym spektaklu bardzo dobrze zaprezentowali się zarówno przedstawicielka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus, jak i reprezentujący narodowo-prawicową Konfederację Krzysztof Bosak, to jego królem - w dość powszechnej i słusznej ocenie - okazał się repezentujący Trzecią Drogę Szymon Hołownia.

Do perfekcji wykorzystane doświadczenie z telewizyjnych show, dobre wyczucie kamery i tempa debaty, lekkość i swoboda w prezentowaniu własnego programu, refleks i zapadające w pamięć zgrabne bon moty - jednym słowem wszystko to, co widzowie lubią i cenią najbardziej, niosło współlidera Trzeciej Drogi, z gracją, od pytania do pytania.

Dość powiedzieć, że jego zręcznie wrzucony obraz tłustych kotów pakujących kuwety ma szanse przejść do kanonu polskiego marketingu wyborczego, podobnie jak pytania Tuska o ceny żywności, jakie stawiał Jarosławowi Kaczyńskiemu w 2007 roku.

Ta jego forma błyszczała zwłaszcza na tle nieco zestresowanego Tuska, który w formule wieloosobowej debaty, na nieprzyjaznym mu gruncie TVP, przypominał raczej maratończyka na zawodach sprinterów, niż króla wielkich spektakli politycznych, z jakich znany jest na co dzień.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Najwięcej jednak na debacie stracił chyba premier Morawiecki. W sytuacji, gdy kampania PiS znalazła się w pewnym impasie, a i prezes Kaczyński nie prezentuje się też w najlepszej kampanijnej formie, odważne stanięcie do pojedynku z Tuskiem było dla premiera niepowtarzalną okazją na zbudowanie się politycznie na nowo. Na demonstrację podmiotowości i samodzielności na tle całego swojego politycznego obozu, na stanięcie do rywalizacji o przywództwo w PiS.

Zamiast tego wybrał premier - brzmiące momentami dość smutno - mechaniczne powtarzanie skryptu polaryzacyjnej kampanii PiS.

Ważny sygnał na scenie politycznej

Szukając jakiejś syntezy, podsumować można, że o ile Hołownia, Scheuring-Wielgus, Bosak, a nawet Krzysztof Maj z Bezpartyjnych Samorządowców dość sprawnie próbowali rozmawiać z wyborcami o przyszłości Polski, o tyle były, a zwłaszcza obecny premier, z zadziwiającym uporem brnęli w rekonstrukcję pojedynku PiS-PO, co na tle wystąpień konkurentów wybrzmiało anachronicznie, chyba jak nigdy dotąd.

To ważny sygnał na scenie politycznej, który zapowiadać może dość zasadnicze, strukturalne jej zmiany.

Wspólne, choć trudne zwycięstwo opozycji na wyciągnięcie ręki

Czy taki zaskakujący obraz, wyłaniający się z poniedziałkowej debaty, idący w jakimś sensie pod prąd sondaży, na kilka dni przed wyborczą metą, odwrócić może zupełnie ich bieg?

Nie sposób, rzecz jasna, sobie tego wyobrazić. Trzeba bowiem pamiętać, że przedwyborcze debaty to ważna, ale przecież niejedyna z całego szeregu kampanijnych dyscyplin. O losach kampanii generalnie przesądzają ich całościowe strategie, siły i środki, jakimi dysponują poszczególne komitety, zaufanie elektoratu, który z różnych powodów trwa przy swych liderach, pomimo wszystko, czy nastrój politycznego sezonu, za sprawą którego ta sama polityka, święcąca sukcesy jeszcze rok temu, dziś może być już passe.

Z tego punktu widzenia trudno zakładać, że gorsza dyspozycja Tuska na finiszu kampanii obniży jakoś notowania PO, na które partia ta pracowała przez ostatnie dwa lata. Podobnie jak trudno zakładać, że stracona szansa Morawieckiego odwróci od PiS znaczącą grupę z jego 5-6 milionów niezwykle wiernych wyborców.

A jednak trudno też nie dostrzec, że debata ta, zaledwie na sześć dni przed otwarciem lokali wyborczych, czyni wspólne zwycięstwo antypisowskiej opozycji bliskim, jak nigdy po 2015 roku. Rzec by można, że jest ono na wyciągniecie ręki.

Znakomity występ Hołowni nie przewróci więc zapewne notowań ani PiS, ani PO. Zdecydowanie wzmacnia jednak szanse Trzeciej Drogi, która - wchodząc do parlamentu, co Hołownia znacznie uprawdopodobnił - praktycznie odbiera PiS szanse na trzecią samodzielną kadencję. W tym sensie ten wieczór przybliża nas do złożonego scenariusza, w którym to opozycja budować będzie po wyborach większość dla swego przyszłego rządu.

Po tej debacie wnosić można też coś jeszcze. Jeśli taki, tworzony zapewne pod wodzą PO, rząd powstanie, to będzie on znacznie mniej autorski i dużo bardziej koalicyjny, niż mogło nam się wydawać jeszcze przed debatą. A kierowanie takim rządem różnych politycznych indywidualności, które się ponownie objawiły, okazać się może znacznie trudniejsze, niż chciałby tego doświadczony lider i naturalny opozycyjny kandydat na premiera jakim, pomimo wszystko, pozostaje Tusk.

Sławomir Sowiński dla Wirtualnej Polski

* Dr hab. Sławomir Sowiński jest politologiem z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UKSW.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (580)