Dla sztabowców to był szok: "To teraz kapral będzie sam decydował?!"
Polscy piloci latają F-16, czołgiści "ujeżdżają" abramsy, łączność przestała być problemem. To jednak nie przeskok technologiczny - choć nie sposób go przecenić - był najważniejszą zmianą, która dokonała się w ciągu 25 lat od wstąpienia Polski do NATO. Tą była zmiana mentalności żołnierzy.
Uroczystość wyglądała dostojne: 12 marca 1999 roku major Tadeusz Buk wniósł do Biblioteki Harry’ego Trumana w Independence w stanie Missouri USA biało-czerwoną flagę, co było symbolicznym początkiem członkostwa Polski w NATO.
Jednak co innego wspaniała sceneria i wzniosłe przemówienia, a co innego proza życia. Nasze początki w Sojuszu Północnoatlantyckim nie były łatwe. Opowiadają o nich generałowie: Mirosław Różański, Mieczysław Bieniek i Roman Polko. Służyli zarówno w czasach, gdy Polska należała do Układu Warszawskiego, jak i do NATO. Zmiany odbywały się na ich oczach.
Gen. Różański: Zmiana mentalności żołnierzy była najważniejsza
Generał broni Mirosław Różański (dziś senator RP) w momencie wejścia Polski do NATO został dowódcą 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej w Międzyrzeczu. Ukoronowaniem jego kariery było objęcie w 2015 roku stanowiska dowódcy generalnego rodzajów sił zbrojnych. W stan spoczynku generał przeszedł w 2017 roku.
- Szczególne przeżycie, bo zostałem dowódcą brygady a tu jeszcze wstąpienie do NATO - mówi generał o roku 1999. - Podwójnie wzruszający moment.
- Służyłem jeszcze w strukturach Układu Warszawskiego. Miałem świadomość, że jesteśmy uzależnieni od ZSRR. Ale z nadzieją obserwowałem przemiany i pierwsze wolne wybory w 1989 roku. Nasze wejście do NATO porównałbym do pierwszego przekroczenia granicy z Zachodem po upadku PRL. Jedziesz tym swoim maluchem zaciekawiony, co jest po drugiej stronie muru.
Generał przypomina, że poza USA, wielkimi orędownikami naszego wejścia do NATO były także kraje Trójkąta Weimarskiego, czyli Niemcy i Francja.
- Pojawienie się w Polsce pojazdów Bundeswehry było przełomem. Nie sądziliśmy wcześniej, że to będzie kiedykolwiek możliwe. Pamiętaliśmy oczywiście o tragicznej przeszłości, ale patrzyliśmy razem w przyszłość.
Co zdaniem gen. Różańskiego jeszcze zmieniło się po naszym wejściu do NATO?
- W Układzie Warszawskim żołnierz nie zrobił niczego, póki nie dostał rozkazu z góry: masz zrobić to tak i tak. Tymczasem w NATO cenione były kreatywność i samodzielność myślenia. To było dla nas złapanie oddechu. Nowa dla nas formuła "dowodzenia przez cele" oznaczała, że masz zrealizować wyznaczone zadanie, natomiast to, jak je zrealizujesz, to jest już twój obszar odpowiedzialności.
Jako czas kluczowych zmian - po za przystąpieniem do Sojuszu - Mirosław Różański wskazuje na misję polską w Iraku w latach 2003-2011.
- Po jej zakończeniu zmienił się oczywiście sprzęt, hełmy, łączność i kamizelki. Ale tamta misja zmieniła nas przede wszystkim mentalnie. Dowódcy zaczęli szanować żołnierzy, a żołnierze zaczęli ufać dowódcom. To NATO spowodowało, że w polskiej armii zaczęto dostrzegać, że samodzielne myślenie ma znaczenie, że nie jesteśmy już tylko posłusznymi wykonawcami rozkazów. Zmiana mentalności żołnierzy była najważniejsza.
- Przypuśćmy, że Rosja rozpoczyna wobec NATO aktywność o charakterze militarnym. I jaka jest odpowiedź? Po stronie Sojuszu zaczyna się wtedy debata, omawianie zasad użycia broni i decydowanie, kto może uczestniczyć w działach, a kto nie. Tak to działa teraz, kiedy formuje się wspólny NATO-wski kontyngent. Tu jest pilna lekcja do odrobienia - uważa Mirosław Różański.
Czy nie powinniśmy obawiać się potencjalnej prezydentury Donalda Trumpa, który niedawno zachęcał Rosjan do "zrobienia, co chcą" z krajami NATO płacącymi za mało na obronność?
- Trump, kiedy został prezydentem w 2017 roku, nie zmienił wcześniejszych ustaleń NATO. Amerykanie utworzyli batalionową grupę bojową, która stacjonuje w Giżycku i wysłali do nas brygadową grupę pancerną. Zaplecze polityczne Republikanów nie pozwoli Trumpowi, żeby rozbił Sojusz. Przecież prezydenci muszą - poza wszystkim - realizować interesy lobby przemysłowego, związanego z przemysłem obronnym USA - wskazuje generał.
Gen. Bieniek: Rosja nie zdecyduje się na atak
Generał brygady Mieczysław Bieniek doszedł w NATO do najwyższego stanowiska, objętego dotychczas przez Polaka - w 2010 roku został zastępcą dowódcy w Dowództwie Transformacji NATO w Norfolk w stanie Wirginia w USA. W stan spoczynku przeszedł w 2014 roku. W dniu naszego wstąpienia do NATO generał wracał do Polski z Bośni i Hercegowiny, w której dowodził Brygadą Nordycko–Polską.
- W latach 90. NATO było dla Polski jedynym wyborem. Zmienialiśmy dzięki niemu sposób planowania, system łączności, system obronny i organizację wojska. Wprowadziliśmy cywilną kontrolę nad armią - mówi generał. - Przygotowywanie się do wejścia do NATO zaczęło się od programu Partnerstwo dla Pokoju w 1994 roku. Proces trwał pięć lat. Kadra młodsza i starsza uczyła się intensywnie języka angielskiego i wyjeżdżała na zachodnie uczelnie.
- Dziś nadal musimy wzmacniać cały nasz system obronny, mimo że nie sądzę, żeby Federacja Rosyjska zdecydowała się na atak konwencjonalny na którekolwiek z państw NATO.
Odnosząc się do słów Donalda Trumpa, który stwierdził, że "zachęcałby" Rosję, by "robiła, cokolwiek jej się podoba" z państwami NATO, które "nie płacą", Mieczysław Bieniek powiedział:
- Trump mówił już wiele dziwnych rzeczy, na przykład w 2018 roku stwierdził, że bardziej wierzy służbom wywiadowczym Rosji niż CIA i FBI. Nie wierzę jednak, że USA opuszczą NATO, ktokolwiek będzie tam prezydentem.
Gen. Polko: Trójka putinowskich dywersantów
W marcu 1999 r. Roman Polko brał udział w ćwiczeniach sił natychmiastowego reagowania "Adventure Exchange" we Włoszech. Od 2000 do 2004 pełnił funkcję Dowódcy Wojskowej Formacji Specjalnej GROM. Ze służby odszedł w 2009 roku w stopniu generała dywizji.
- Po latach spędzonych w Układzie Warszawskim stara gwardia była zabetonowana i nieskora do zmian. Ani znajomości języka obcego, ani procedur NATO. Transformacja mentalnościowa z Układu do NATO nie była więc prosta - mówi generał. - Stara kadra była przyzwyczajona do sposobu działania, który znamy dziś z armii Putina: spuszczona głowa, ruki po szwam. Czasem alkohol i grzybobranie zamiast szkolenia na poligonie. 400 tysięcy kiepsko wyposażonych i wyszkolonych żołnierzy z poboru, nad którymi kadra zawodowa pełniła nieustanny nadzór. Kierowca nie mógł jeździć sam, bo musiał mieć dowódcę pojazdu, a podczas porannej zaprawy fizycznej oficerowie pilnowali, czy ktoś nie skraca trasy.
Jak wysocy stopniem żołnierze Ludowego Wojska Polskiego odnaleźli się w nowych warunkach?
Roman Polko: - Korzystali z profitów po wejściu do NATO, ale chętnych do testowania się w boju, czyli wyjazdu na misję nie było. Niektórzy nie chcieli się uczyć nowych procedur. Śmiali się, gdy słyszeli, że teraz ważna będzie rola podoficera, który miał być samodzielny i przejawiać inicjatywę na polu walki: "To teraz kapral będzie sam decydował?!".
Generał mówi, że kolejnym wyzwaniem były pierwsze wspólne misje nowych polskich formacji u boku Amerykanów. On sam pojechał na misję do Kosowa w 1999 roku. W sumie 800 polskich żołnierzy wyjechało tam w postsowieckich transporterach opancerzonych, z postsowiecką bronią w rękach.
Polko dobrze wspomina wspólne działania z Amerykanami w Kosowie: - Przez to, że byliśmy w strefie amerykańskiej, oni nam wszystko udostępniali. Potrzebne wsparcie Apachów? 10 minut i Apache są! Nauczyliśmy się dzięki nim działania w zespole.
W 2000 roku Polko został dowódcą GROM-u. Ta jednostka specjalna także miała współpracować z Amerykanami.
- Oni obawiali się tzw. bomb walizkowych. Bali się, że po rozpadzie ZSRR materiały rozszczepialne zaczną się dostawać na Zachód właśnie przez Polskę. Potrzebowali jednostki godnej zaufania, czyli ludzi, którzy myślą poza schematami i mają odwagę podejmowania wyzwań - tłumaczy generał. - GROM spełniał te wymogi, ale poprzez niestandardowe działania był solą w oku przełożonych.
Tyle wspomnień. Pytam byłego dowódcę GROM-u, jak widzi dziś zagrożenie ze strony Rosji dla wojsk NATO, w tym Polski.
- NATO ma ogromny potencjał, tylko potrzebne jest nam zachowanie spójności i wytrwałość. Rosja nie ma wcale przewagi liczebnej. Federacja Rosyjska ma 140 mln obywateli, a Europa dobrze ponad 300 mln - mówi Roman Polko. - Jeśli chodzi o kwestie techniki, to już mamy przewagę nad Rosją, a jeśli uruchomimy w pełni nasze moce produkcyjne, to Moskwa w wyścigu zbrojeń nie ma z nami żadnych szans.
- Oczywiście Rosja, jak Korea Północna, ma nieobliczalne przywództwo i jest państwem terrorystycznym – dodaje Polko. - Dla nich, zupełnie jak u Orwella w "Roku 1984", wojna to pokój. Putin prowadzi zewnętrzną wojnę, aby uzasadnić na potrzeby wewnętrzne swoje rządy.
Co, zdaniem byłego szefa GROM, jest słabością NATO?
- Mamy w Europie trójkę putinowskich dywersantów, czyli Węgry, Słowację i Watykan (śmiech). Ale myślę, że NATO da sobie z tym radę. Victor Orban i Robert Fico nie są kluczowymi przywódcami dla NATO - mówi Polko.
- Miejsce Polski w NATO jest bardzo ważne, bo przez Polskę idzie 90 procent wsparcia dla Ukrainy. Polska jest liderem, jeśli chodzi o wojska specjalne, o modernizację armii i budowanie własnych zdolności obronnych. Poza Paryżem i Berlinem - hamowanym niestety przez kanclerza Scholza - Warszawa staje się trzecim centrum NATO w Europie.
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski