Alarm Alpha w Malborku. Wystartowały włoskie F‑35
Dźwięk syreny obudziłby umarłego. Zewsząd słyszę: "Alpha, Alpha, Alpha" i hangar błyskawicznie pustoszeje. Nie mija dziesięć minut i w powietrze wzbija się para F-35. To piloci z 32. Skrzydła Włoskich Sił Powietrznych strzegą polskiego nieba.
Poniedziałkowy poranek jest mroźny i słoneczny. Dojeżdżam do 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku. Stacjonują tam polskie MiG-29, ale od początku wojny także sojusznicze kontyngenty lotnicze NATO.
Niezbędne formalności przy wjeździe i witam się ze starszym sierżantem Stefano Lullim, fotografem włoskiej misji. Na dłuższą rozmowę nie mamy czasu - ma rozkaz tylko "zgarnąć" mnie spod bramy i zawieźć do hangaru, w którym bazują jego koledzy.
To w nim 150 włoskich żołnierzy spędza większość dnia. Hangar podzielono na strefy i zainstalowano w nim sprzęt niezbędny do prowadzenia misji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trochę dziwnie to wygląda, bo pośrodku hangaru - niczym pudełko w pudełku - ustawiono wielki wojskowy namiot, który służy dyżurującym pilotom za strefę odpoczynku. Obok znajduje się strefa socjalna, a w niej przywiezione z Włoch - jak wszystko inne - ekspresy do kawy.
Sierżant Stefano salutuje i zostawia mnie w rękach podpułkownika Carmelo Frattaruolo, rzecznika prasowego włoskiej misji.
- Kawy?
Odmówić, gdy podchodzą się przywitać inni żołnierze, a każdy "uzbrojony" w filiżankę z espresso, byłoby nietaktem. Frattaroulo prowadzi do sali odpraw.
"Wyraźny sygnał zaangażowania Włoch"
Po chwili dołącza do nas dowódca włoskiego kontyngentu - pułkownik Antonio Vergallo.
- Jesteśmy w Malborku od września. Strategicznie to wyjątkowe miejsce. Do Królewca jest ok. 70 km, do granicy z Białorusią - 300 km. Ale my nie liczymy dystansu w kilometrach, tylko w minutach. Do Rosji to ok. pięć minut, do Białorusi ok. 15 minut. W razie potrzeby musimy reagować natychmiast i reagujemy, w końcu mamy F-35, najnowocześniejsze samoloty myśliwskie świata - mówi płk Vergallo.
NATO Air Policing, tak nazywa się misja, którą dowodzi.
- Organizowana jest w czasie pokoju - szybko zaznacza Włoch. - Polega na zabezpieczeniu przestrzeni powietrznej krajów, które nie dysponują wystarczającym potencjałem w tej kwestii - tłumaczy płk Vergallo. - Włochy odpowiadają m.in. za część Bałkanów i Słowenię, a teraz wspieramy także Polskę i kraje bałtyckie.
32. Skrzydło Włoskich Sił Powietrznych wystawiło do NATO Air Policing cztery F-35. Na co dzień maszyny stacjonują w Amendola Air Base, czyli około 2 tys. km od Malborka.
Polscy lotnicy mają zatem doskonałą okazję do zapoznania się z tym sprzętem, póki sami nie otrzymają podobnych myśliwców - pierwsze polskie "efy" mają dotrzeć do nas w styczniu 2026 roku.
- Prawdę mówiąc, to wasi piloci są bardzo zainteresowani F-35 - mówi pułkownik. - Nie dziwię się, to w końcu myśliwiec 5. generacji. A że NATO jest także od tego, żeby wymieniać doświadczenia, to pokazujemy im, co tylko możemy. W Europie mamy najbardziej doświadczoną kadrę, jeśli chodzi o F-35. Dysponujemy wersją A i wersją skróconego startu B.
Vergallo podkreśla: - Szczególną zdolnością F-35 jest zbieranie informacji. System, który znajduje się na jego wyposażeniu, czyni ten myśliwiec wyjątkowym. Sama obecność F-35 w misji Air Policing jest wyraźnym sygnałem zaangażowania Włoch w ramach NATO. Jeśli Włochy dają tak cenne uzbrojenie, to jest to bardzo duża wartość.
F-35 pod koniec lutego odlecą z Malborka, ale ich miejsce zajmą kolejne włoskie maszyny - tym razem Eurofightery.
Odprawa dobiegła końca. Jeszcze nie zdążyliśmy wyjść na zewnątrz, a podpułkownik Frattaruolo wyciąga paczkę papierosów, żeby zaciągnąć się "dymkiem". Patrzę zdziwiony - od wyjścia dzieli nas raptem kilka metrów.
Alarm Alpha
Wyjść nie zdążyliśmy, bo w bazie rozlega się ogłuszający ryk syreny. Żołnierze wyglądają na zaskoczonych.
- Alpha? - pytają jedni.
- Alpha! - potwierdzają drudzy.
- Si, Alpha - wykrzykują kolejny.
To już nie jest senna, piknikowa atmosfera przy espresso w kąciku socjalnym. Żołnierze rzucają się w stronę swoich stanowisk, łapią kurtki i wybiegają z hangaru. A ja zastanawiam się, co to za tajemniczy sygnał Alpha. - To prawdziwy alarm - wyjaśnia mi ppłk Frattaruolo. - Myśliwce muszą wystartować natychmiast!
Rzecznik na chwilę gdzieś znika, a mnie pozostawia z oficerem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo. Czekamy na powrót Frattaruolo, a wokół nas coraz większy kocioł.
W końcu podpułkownik wraca. - Dobra, możesz iść z nami - rzuca. Nie mówi tego wprost, ale domyślam się, że musiał zapytać, czy mogę obserwować alarmowy, a nie treningowy start.
- Nigdy nie mieliśmy jeszcze takiej sytuacji, żeby goszcząc dziennikarzy doszło do prawdziwego alarmu - potwierdza pośrednio moje domysły i odpala papierosa.
Całą procedurę obserwuję z boku, ale to i tak najlepsze miejsca w tym nietypowym teatrze. Okazuje się, że piloci wsiadają do samochodów czekających na nich przed hangarem i to nimi są podwożeni do samolotów. Wydaje się to dziwne, wszak dystans nie jest duży - raptem ok. 200 m, ale czas jest tutaj najważniejszy.
Przy samolotach działają już technicy, którzy - jak się potem dowiaduję - pierwsi biegną do maszyn, aby przygotować je do błyskawicznego startu.
Sprawnie im poszło - zanim podpułkownik zdążył wypalić, para F-35 już kołowała na pas startowy. Jeśli wcześniej wydawało mi się, że syrena była głośna, to myliłem się, gdy myśliwce ruszyły. Cała procedura trwała mniej niż dziesięć minut. Po chwili "efy" zniknęły z oczu.
- Nigdy nie wiesz, kiedy nastąpi alarm. Musimy być cały czas przygotowani. Ćwiczymy to, i to te ćwiczenia miałeś zobaczyć - zaznacza ppłk Frattaruolo.
- Czas jest kluczowy. Gdy nie chodzi o ćwiczenia, musimy startować jak najszybciej - podkreśla kapitan Matteo Vampo, który odpowiada za przygotowanie F-35 do startu. - Żeby to było możliwe, wszędzie, skąd operujemy, jesteśmy w pełni autonomiczni i niezależni. Dysponujemy całym niezbędnym zaopatrzeniem. Dlatego mamy tutaj całą ekipę, która odpowiada za utrzymanie samolotów.
Kapitan Vampo pokazuje mi swoje "królestwo". Włoskie F-35 stoją w specjalnie zbudowanych dla nich mobilnych hangarach. O dziwo, nie są to obiekty zamknięte i kapitan obawiał się, że w czasie polskiej zimy może być kłopot z funkcjonowaniem samolotu. Jak się okazało, obawy były niepotrzebne. Najniższa odnotowana na miejscu temperatura to - 17 st. C. Włoscy żołnierze, żartowali nawet, że więcej problemów mieli z telefonami komórkowymi niż z myśliwcami.
Praca 24/24, 365 dni w roku
Mimo że Air Policing odbywa się w czasie pokoju, nie oznacza, że nie jest intensywna.
- Pracujemy w 24-godzinnym rygorze. 24 godziny siedem dni w tygodniu, 365 dni w roku - takie są zasady NATO - mówi pilotujący F-35 major Vigilio (nazwisko tajne/poufne). - Dla nas nie ma znaczenia, czy w danym momencie jest alarm, czy nie. Musimy pozostawać w gotowości i formie. Musimy ćwiczyć - nie tylko w dzień, ale i w nocy. Każdy z nas musi wylatać określoną ilość godzin.
- Zapewniam cię, że nie mamy tu czasu na nudę. Tego się zresztą spodziewaliśmy, bo czytaliśmy raporty z poprzednich misji w Malborku. Wiedzieliśmy, z czym przyjdzie nam się mierzyć. Średnio w ramach misji Air Policing odbywa się 300 lotów rocznie. W szczytowym momencie w 2022 roku było ich oczywiście więcej, ale teraz dzieją się one w zasadzie codziennie. Najczęściej właśnie na wschodniej flance - mówi major Vigilio.
- Nigdy nie wiesz, z czym będziesz miał do czynienia. To może być mały samolot cywilny, który nie podał np. planów lotu. My dostajemy rozkaz zweryfikowania sytuacji. Nie zawsze jednak musimy nawiązywać kontakt wzrokowy. To zależy od rodzaju misji - tłumaczy pilot.
Alarm Tango
Wkrótce ma się odbyć zaplanowany wcześniej alarm ćwiczebny. Przygotowania już trwają.
- Zostańmy tutaj. Stąd będziemy mieć najlepszy widok - mówi starszy sierżant Lulli, który pojawił się jak duch, pod nieobecność podpułkownika.
Rzeczywiście, długo czekać nie musimy - po kilku minutach słychać ponownie syrenę - i rozpoczyna się Tango.
Wszystko wygląda bardzo podobnie, choć da się wyczuć, że adrenalina nie jest taka jak przy sygnale Alpha. Technicy chwycili kurtki i wybiegli. Piloci zakładają skafandry. Krok po kroku zbliżamy się do startu.
- Naprzód - rzuca Lullia. Idziemy do samochodu i ruszamy za autami, w których siedzą piloci. Wysiadamy przy samolocie. Major Vigilio zajmuje miejsce w kokpicie. Przy maszynie, która przecież nie pracuje jeszcze z najwyższą mocą, jest tak głośno, że porozumiewać można się tylko krzykiem lub rękoma. Kokpit Viglio zamyka się, F-35 rusza i teraz nie słychać już nawet własnych myśli.
Sophia Loren w Malborku
Kiedy wszystkie cztery F-35 znajdują się w powietrzu, my idziemy zwiedzać resztę bazy. Ppłk Frattaruolo pokazuje mi swoje biuro. Pracuje w niewielkiej sali z kilkoma innymi żołnierzami odpowiedzialnymi za sprawy administracyjne. Na widok obcego odrywają się od zajęć. Okazuje się, że Włosi przygotowują właśnie wystawę fotografii w Muzeum Miasta Malborka. Z Warszawy przyjechać ma ambasador Włoch w Polsce.
Rozmowa schodzi w końcu na temat zamku, symbolu miasta.
- Wiedzieliście, że zamek wizytowała kiedyś Sophia Loren? - pytam.
- Sophia Loren w Malborku? Co ona tu robiła?
- Reklamowała makaron.
Jakoś nie chcą mi uwierzyć, a podpułkownik Frattaruolo próbuje szybko znaleźć na ten temat informacje w sieci. Mnie idzie szybciej.
- No, pięknie - komentuje rozbawiony, oglądając reklamę.
O nieustającej fascynacji Włochów piękną Sophią, dłużej nie porozmawiamy, bo Frattaruolo odbiera telefon. Szybko rozłącza się i rzuca: - Jedziemy do Domu Pilota.
Bierze kurtkę, papierosy i wychodzimy. W ciągu kilku minut dojeżdżamy na miejsce. W tej części bazy operują polscy lotnicy. Na miejscu spotykam rzecznika prasowego 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego majora Macieja Kędzierskiego.
- Mieliście Alpha? - pyta Polak.
- Tak - odpowiada Włoch.
- Działamy niezależnie. Mamy swoje rozkazy - wyjaśnia mi Kędzierski. - Oczywiście pomagamy sobie. Wymieniamy doświadczenia - dodaje. Major mówi także o przyszłości.
- Nasze MiG-i wiecznie latać nie będą. Jest spory problem z częściami. W końcu zostaną zastąpione przez nowsze maszyny - podkreśla.
W Domu Pilota nie zabawiamy długo. Po powrocie do włoskiej strefy okazuje się, że lotnicy od sygnału Alpha wrócili już do bazy i trwa odprawa po misji. Tej mi już nie pokazują. Tylko wieczorem dostaję SMS od podpułkownik Frattaruolo: "To byli Rosjanie".
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski