Aż niewiarygodne. Rosjanie sami podali się jak na tacy
Rosjanie już wiele razy podali Ukraińcom na tacy cele dla artylerii. Biały wywiad Ukrainy działa bardzo sprawnie, a Rosjanie wciąż nie nauczyli się, jak ważne jest zabezpieczenie kontrwywiadowcze. To o tyle dziwne, że Kreml na co dzień kontroluje niemal każdy aspekt życia swoich obywateli.
Rosja brutalnie zaatakowała Ukrainę 24 lutego 2022 roku. Od tego czasu ukraińskie wojska bohatersko się bronią, wykorzystując słabe punkty wroga. OSINT (ang. open-source intelligence), czyli biały wywiad, w dobie powszechnego dostępu do informacji ma ułatwione zadanie. Dzięki badaniu materiałów z rosyjskiej telewizji, prasy i mediów społecznościowych Ukraińcy nie tylko wiedzą, gdzie są rosyjskie oddziały, ale także znają ich przybliżoną wielkość, potencjalne straty, a nawet stan zdrowia żołnierzy.
Z białego wywiadu korzystają analitycy, dziennikarze i hobbyści, poszukujący informacji o wojnie. W wielu przypadkach jest to główne źródło danych, a osoby potrafiące poruszać się w środowisku pełnym informacji są na wagę złota. Dlatego właśnie, kiedy po upadku PRL przebudowywano polskie służby, w wielu przypadkach do współpracy zaproszono doświadczonych dziennikarzy, którzy zjedli zęby na przetwarzaniu informacji.
Ukraińcy potrafią bardzo umiejętnie korzystać z informacji, które udostępniają sami Rosjanie. Ci, mimo zakazów i prób cenzury mediów, nadal ochoczo dzielą się zdjęciami z frontu, bezpośredniego zaplecza, a nawet punktów etapowych, pełnych wyposażenia, amunicji i innych zapasów. Dotyczy to nie tylko szeregowych żołnierzy, ale także kremlowskich mediów.
Zobacz też: Walczyli do końca. Dramatyczne starcie żołnierzy w lesie pod Ługańskiem
Telewizja w służbie wojny
23 marca wieczorem rosyjska telewizja propagandowa Russia Today opublikowała reportaż przedstawiający wyładunek czołgów i transporterów opancerzonych w zdobytym porcie w Berdiańsku. Dziennikarze chwalili, że już kilka dni po zdobyciu miasta zacumowały tam pierwsze dostawy wyposażenia dla wojsk walczących na Chersońszczyźnie.
Znakomite ujęcia z lotu ptaka na basen portowy, nabrzeża i rozładowywany sprzęt były oglądane nie tylko przez Rosjan, ale również przez ukraińskich analityków wywiadu. Porównując telewizyjne obrazy z planami portu, przekazali koordynaty sztabowcom, a ci wydali rozkazy odpowiednim jednostkom i już rankiem 24 marca nad Berdiańsk nadleciały ukraińskie pociski.
Zatopiony został duży okręt desantowy "Saratow", a poważnie uszkodzone zostały "Nowoczerkassk" i "Cezar Kunikow". Rosjanie przez długi czas oficjalnie twierdzili, że utrata okrętu nastąpiła w wyniku wypadku podczas rozładunku. Nie przekonywały ich nawet filmy, pokazujące eksplozje podpocisków głowicy kasetowej.
Takie strzały zdarzają się niezwykle rzadko. Telewizja i prasa najczęściej stanowią źródło informacji o stratach. Zwłaszcza w lokalnych mediach publikowane są nekrologi poległych żołnierzy. Na podstawie doniesień prasowych, dotyczących pochówków do 15 grudnia, udokumentowano i zidentyfikowano 10 229 pogrzebów rosyjskich żołnierzy, głównie oficerów.
Dzięki temu analitycy oszacowali, że Rosjanie mogli stracić przynajmniej 28 tys. żołnierzy. I jest to faktyczne minimum, na podstawie szczątkowych danych, pochodzących wyłącznie z mediów. Daje to jednak ogólny ogląd, co do strat. Podobnie Ukraińcom udało się oszacować rosyjskie straty z powodu chorób.
Narzekający obywatele
O tym, że białoruskie szpitale są pełne chorych Rosjan, można się dowiedzieć m.in. z komentarzy oburzonych matek, które nie mogą się dostać z dzieckiem do lekarza. W mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia kolejek pełnych mężczyzn w rosyjskich mundurach. Dzięki temu Ukraińcy dowiedzieli się, że ze względu na tragiczne warunki bytowe szerzy się epidemia anginy, zapalenia płuc, a także infekcji układu pokarmowego.
Z kolei dzięki niezadowolonym mieszkańcom Krymu i Rostowa nad Donem Ukraińcy dowiedzieli się, że szpitale musiały ograniczyć przyjęcia cywilnych pacjentów, ponieważ ilość napływających rannych przerosła wszelkie szacunki. Stało się to tuż po ukraińskim uderzeniu pod Chersoniem. Informacje, które przekazali sami Rosjanie, potwierdziły, że ich straty są poważne.
W ten sam sposób potwierdzona została skuteczność uderzeń na instalacje wojskowe w Biełgorodzie. Spanikowani Rosjanie wrzucali do sieci społecznościowych filmy z zakorkowanych ulic. Opowiadali przy tym, że przez ukraińskie ataki nie mogą spać, więc wyjeżdżają z miasta. Dla analityków takie wypowiedzi są wręcz nieocenione. Podobnie, jak zdjęcia.
Dumni obywatele
Rządowe media w czerwcu zachęcały Rosjan do wyjazdu na wakacje do kurortów na okupowanym Krymie. Miało to pokazać ludziom, że nie ma żadnej wojny, a "specjalna operacja wojskowa" idzie po myśli Kremla i nie ma się czego obawiać.
Rosjanie tłumnie ruszyli na "kanikuły", a jako dumni obywatele swego państwa zaczęli się fotografować na tle sprzętu "niezwyciężonej armii rosyjskiej", by pochwalić się zdjęciami w mediach społecznościowych.
Dzięki temu 9 sierpnia kilkanaście wybuchów wstrząsnęło rosyjskim lotniskiem Saki pod Nowofedoriwką, gdzie stacjonuje m.in. eskadra z 43. Samodzielnego Morskiego Pułku Lotnictwa Szturmowego, wyposażona w Suchoje Su-24M.
Rosjanie stracili przynajmniej dwa samoloty, śmigłowiec oraz magazyny. W kolejnym ataku zniszczona została wyrzutnia przeciwlotnicza systemu S-300. Wczasowicze przynajmniej mogli pochwalić się wystrzałowymi zdjęciami.
Dzięki zdjęciom w mediach społecznościowych Ukraińcom udało się również zidentyfikować zbrodniarzy wojennych, którzy dopuścili się masakry w Buczy.
Rozpoznani zostali także złodzieje sprzętu AGD. Jak? Szczęśliwe panie domu chwaliły się w sieci zdjęciami z nowym wyposażeniem.
"Zróbmy imprezę, jakiej nie przeżył nikt"
Gorzej skończyli ci, którzy pod koniec listopada przybyli w mundurach do Makiejewki. Poborowi zorganizowali sobie imprezę sylwestrową. Ukraińcy najpierw znaleźli ich zdjęcia opublikowane w sieci Vkontakte, a potem namierzyli dokładną pozycję, dzięki lokalizacji telefonów komórkowych.
Wedle rosyjskich źródeł, zginęło nieco ponad 90 żołnierzy. Analiza zdjęć sugeruje jednak, że straty były znacznie większe i mogły sięgać nawet 400 osób. Wraz z podwładnymi bawił się ich dowódca, ppłk Baczurin. On również zginął w noworocznym ataku. Nie był to pierwszy raz, kiedy Ukraińcy zlokalizowali w ten sposób Rosjan.
Na początku grudnia, dzięki opublikowanym zdjęciom, Ukraińcy namierzyli telefony komórkowe najemników z grupy Wagnera w Kadijewce pod Ługańskiem i koszary w szkole w Melitopolu. 11 grudnia na oba zlokalizowane miejsca spadły pociski, niszcząc budynki. Wedle różnych szacunków, mogło zginąć od 30 do 60 osób.
Rozpoznanie twarzy
Firma Clearview udostępniła Ukraińcom system sztucznej inteligencji, który rozpoznaje twarze i dopasowuje je do zdjęć znajdujących się w sieci. Dzięki temu udało im się zidentyfikować kilka tysięcy poległych rosyjskich żołnierzy. Co jednak ważniejsze, rozpoznali osoby odpowiedzialne za ataki terrorystyczne na ukraińskich cywili.
Dzięki temu zidentyfikowano instruktorów, którzy w lecie szkolili się w obsłudze irańskich bezzałogowców pod Teheranem. Teraz identyfikują żołnierzy 294. Państwowego Centrum Lotnictwa Bezzałogowego Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej, którzy odpowiadają za obsługę Shahedów.
Po ataku na blok w Dnieprze udało się zidentyfikować żołnierzy 52. pułku lotnictwa ciężkich bombowców, którzy brali udział w ataku. Maszyną dowodził 35-letni mjr Aleksiej Siergiejewicz Iwanienko z Morozowska w obwodzie rostowskim.
Dzięki temu rozpoznano także zespół Głównego Centrum Informatycznego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, który odpowiada za selekcję celów i programowanie systemów rakietowych. Kijów podkreśla, że po zakończeniu wojny staną oni przed sądem.
Rosjanie się nie uczą
Ukraińcy również popełniali podobne błędy. Nie wojskowi, ale cywile. Na początku wojny mieszkaniec Kijowa wrzucił do sieci zdjęcia ukraińskich ciężarówek, które ukryły się pod centrum handlowym. Niedługo później na sklep spadły rosyjskie pociski. Więcej takich błędów nie popełniono.
Rosjanie jednak się nie uczą. Takich przypadków podczas wojny były dziesiątki i nadal do nich dochodzi.
Kreml od dawna bije na alarm. Były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew grzmiał, że "traktowanie przeciwnika jak durnia, który niczego nie dostrzega, to po 10 miesiącach wojny karygodne przestępstwo". Nic to jednak nie zmienia. W sieci nadal można znaleźć najnowsze zdjęcia z linii frontu. Teraz między innymi "wagnerowcy" chwalą się łupami, jakie zdobyli w Sołedarze.
Tymczasem Ukraińcy skrupulatnie wykorzystują każdy błąd wroga, który bestialsko zaatakował ich kraj.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski