Wśród Rosjan konsternacja. Takiego ataku się nie spodziewali
Ukraińskie uderzenie na lotnisko na Krymie poruszyło mieszkańców półwyspu. Dotychczas wojna ich omijała. Po serii eksplozji szyby trzęsły się w promieniu 20 km od okupowanej przez Rosjan bazy lotniczej. Ukraińcy mogli użyć nowej broni dalekiego zasięgu, którą dostarczyli im Amerykanie.
We wtorek kilkanaście wybuchów wstrząsnęło rosyjskim lotniskiem Saki pod Nowofedoriwką, gdzie stacjonuje m.in. eskadra z 43. Samodzielnego Morskiego Pułku Lotnictwa Szturmowego, wyposażona w Suchoje Su-24M. To właśnie ona miała ponieść największe straty w wyniku ataku. Jednak konsternację wśród rosyjskich sztabowców wywołały nie straty fizyczne, a sam fakt, że Ukraińcy uderzyli na dalekie tyły rosyjskich wojsk.
Dotychczas Ukraińcy nie wzięli odpowiedzialności za wybuchy w rosyjskiej bazie. Zapytany o to Mychajło Podolak, doradca prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, odpowiedział: - Co my mamy z tym wspólnego?
Rosjanie przyznali, że doszło do serii eksplozji, które miały być spowodowane przez wybuch magazynu amunicji. Kreml zaprzecza, że doszło do jakiegokolwiek ataku.
Na filmach opublikowanych w mediach społecznościowych widać jednak, że kolejne eksplozje następują po sobie w niewielkich, regularnych odstępach czasu, co dowodzi, że został przeprowadzony atak rakietowy.
Jasny sygnał dla Rosjan. Pora nie była przypadkowa
Ukraińcy uderzyli na cele odległe o ponad 200 km od linii frontu. W dodatku na terytorium, które Moskwa uważa za część Rosji. Jest to jasny sygnał dla Rosjan, że Ukraińcy nie zapomnieli o Krymie anektowanym w 2014 roku.
- Ukraina zademonstrowała, że jest w stanie uderzyć na terytorium, które Rosja uważa za swoje, zarówno pod względem sił i środków, jak również woli politycznej - mówi dr Michał Piekarski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Możliwe są więc dalsze ataki, w tym na Most Krymski oraz inne obiekty na Krymie. Nie jest przy tym wykluczone, że specjalnie uderzono tak, aby atak był szczególnie spektakularny - w dzień - dodaje specjalista.
Dwa wymiary ataku na Krym
- Taki atak ma dwa wymiary - mówi Jakub Link-Lenczowski, wydawca militarnego magazynu MILMAG. - Po pierwsze - taktyczny, czyli czasowe wyłączenie bazy, z której prowadzone są ataki lotnicze na południową Ukrainę oraz zniszczenie co najmniej jednego samolotu. Po drugie - strategiczny, ponieważ Ukraina kolejny raz przenosi, choćby symbolicznie, działania na terytorium wroga.
- Nie jest to raczej preludium do odbicia Krymu, jednak świadomość możliwego ataku niewątpliwie skomplikuje Rosjanom logistykę na południu. A właśnie tutaj przenosi się obecnie środek ciężkości konfliktu - dodaje Link-Lenczowski
Na Kremlu strach. "Atak na pewno był konsultowany z Amerykanami"
Pojawiają się spekulacje, że Ukraińcy uderzyli pociskami MGM-141 ATACMS. Są to pociski o zasięgu około 300 km, które opracowano na potrzeby systemów M270 MLRS i M142 HIMARS. Oba znajdują się od niedawna na stanie Sił Zbrojnych Ukrainy. Uderzenie przy pomocy ATACMS miałoby być ostrzeżeniem dla Rosjan, że Ukraińcy dysponują bronią, która może razić cele na bardzo dalekim zapleczu.
- Widać tu także jeszcze jeden czynnik - zauważa dr Piekarski. - W ciągu kilku dni Ukraina najpierw zademonstrowała, że ma broń, o której dostawach wcześniej nie informowano, czyli AGM-88 HARM (pocisk przeciwradarowy – przyp. red.), a teraz miał miejsce tak zaskakujący i zapewne skuteczny atak - podkreśla ekspert.
- Oznacza to, że na Kremlu zacznie rosnąć niepewność odnośnie tego, co Ukraina jeszcze posiada i czego może użyć. Tym bardziej, że taki atak na pewno był konsultowany z Amerykanami - dodaje dr Piekarski.
- Nie jest do końca jasne, jakiego typu pocisków użyto do ataku. Z dostępnych materiałów wynika, że baza została precyzyjnie trafiona przynajmniej trzy razy. Najprawdopodobniej wykorzystano ukraińską broń. Mogły to być pociski Toczka-U lub nowe Hrim-2 - uważa Link-Lenczowski.
- Jest to bardziej prawdopodobne, niż użycie amerykańskiego systemu HIMARS. Zwłaszcza, że od 2014 roku Federacja Rosyjska uważa Krym za swoje terytorium - dodaje ekspert.
Faktycznie, Ukraińcy od początku dostaw nowoczesnego uzbrojenia konsultują jego użycie z Amerykanami. Cele uderzeń dobierane są bardzo precyzyjnie, a jakość uderzeń świadczy, że nie mogą to być ukraińskie Toczki-U. Wątpliwe także, aby Ukraińcy wykorzystali przeciwokrętowe Neptuny. Byłoby to marnotrawienie zasobów. Jedynym ukraińskim pociskiem, jaki mógłby precyzyjnie uderzyć tak daleko, jest najnowszy Hrim-2. Ten jednak jeszcze niedawno był w fazie testów.
Odpowiedź Rosji
Rosjanie oficjalnie poinformowali, że winnymi eksplozji były własne pociski, których awaria doprowadziła do tragedii. Prawdopodobnie nie chcą się przyznać, że Ukraińcy mogli czule uderzyć tak daleko na zapleczu frontu, a sami już nie mają za wiele porównywalnych pocisków.
- Rosyjskie ataki rakietowe mają miejsce od pierwszego dnia wojny - przypomina dr Piekarski. - Także na cele takie, jak lotniska lub systemy artyleryjskie. Więc ciężko wskazywać na możliwy kierunek eskalacji działań Rosji - dodaje ekspert.
- Nawet, gdyby na Kremlu padł rozkaz: "wystrzelcie wszystkie rakiety, jakie nam zostały", to byłby on przeciwskuteczny. Oznaczałby bowiem masowe odpalenia na oślep, byle tylko niszczyć. Byłyby to niekoniecznie cele ważne dla przebiegu walk. Byłby to także odwet zbrodniczy, bo możliwe, że celem padłyby obiekty czysto cywilne, byle coś zniszczyć - uważa specjalista z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Od kilku tygodni rosyjskie uderzenia rakietowe są coraz rzadsze. Do atakowania celów lądowych Rosjanie kilka razy wykorzystywali już rakiety przeciwokrętowe. W ostatnich dniach rosyjskie lotnictwo zaatakowało drugorzędne cele w Winnicy pociskami hipersonicznymi Kindżał. Świadczy to o tym, że agresorom powoli zaczyna brakować środków. Ukraińcy z kolei coraz bardziej się rozkręcają.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
Czytaj również: