Rosjanie mają nóż na gardle. Putin odprawiony z kwitkiem

Rosjanie coraz częściej muszą szukać wyposażenia za granicą. Problem w tym, że niewiele państw chce z nimi handlować. Po czterech miesiącach wojny okazało się, że król jest nagi, a jego szaleństwo spowodowało, że powoli nikt nie chce już z nim rozmawiać.

Władimir Putin
Władimir Putin
Źródło zdjęć: © GETTY | Contributor

Rosyjski przemysł zbrojeniowy okazał się zacofany i nieprzygotowany do długotrwałego konfliktu. Kreml próbuje się ratować przepisami, które - w wojennej rzeczywistości - mogą pomóc utrzymać odpowiedni poziom techniczny sprzętu.

Ogłoszono "tymczasową aktywizację zaplecza mobilizacyjnego", co oznacza przeniesienie pracowników sektora cywilnego do zakładów zbrojeniowych. Dotyczy to przede wszystkim wszelkiego rodzaju specjalistów: programistów, inżynierów robotyki i elektroników. To w tych dziedzinach Rosjanom dokuczają największe braki.

Wszelkie wyposażenie elektroniczne wykorzystywane w rosyjskiej broni pochodziło z importu – z Francji, Niemiec, Chin czy Korei. Ogromne braki widać zwłaszcza w przypadku kierowanych pocisków rakietowych, amunicji precyzyjnej i bojowych bezzałogowców.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Tuż po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu wizytował zakłady firmy Kronsztadt, gdzie produkowane są bezzałogowce Inochodziec, największe statki powietrzne tej klasy w Rosji. Wraz z mniejszymi Forpostami i Orłanami miały stanowić o sile rosyjskiego rozpoznania i precyzyjnych uderzeń dronami. Wszystkie były testowane w Syrii. Rosjanie byli bardzo zadowoleni, jednak tam bezzałogowce nie spotkały się z silną, wielopoziomową i zintegrowaną obroną przeciwlotniczą.

Nad Ukrainą nie było już tak różowo. Straty okazały się spore, a własne zakłady nie są w stanie zaspokoić potrzeb frontu. Kronsztadt przed wojną szacował, że jest w stanie wybudować 21 bezzałogowców rocznie. W żaden sposób nie zaspokoi to strat, jakie Rosjanie ponoszą. Jeśli dodamy, że zostali odcięci od większości elektroniki, okaże się, że zostały im jedynie zakupy za granicą.

Irański ślad

Rosjanie kilka razy odwiedzali Iran, pytając o możliwość kupienia sprzętu. Pierwszy raz już w czerwcu. Potem dwa razy w lipcu. Prawdopodobnie wizyta Władimira Putina była zwieńczeniem rosyjskich starań o irańską broń. Głównie chodzi o bezzałogowce Shahed-129 i Shahed-191.

Pierwszy z nich jest uderzeniowo-rozpoznawczym bezzałogowcem, mogącym przenosić 400 kg ładunków na wysokości do 7 km. W powietrzu może przebywać 24 godziny, lecąc z prędkością 150 km/h. Drugi został zbudowany na podstawie amerykańskiego RQ-170 Sentinel, którego Irańczycy przechwycili w pobliżu granicy z Afganistanem. Jest to dron o obniżonej skutecznej powierzchni odbicia radiolokacyjnego. Jednak wersja irańska ma znacznie bardziej skąpe wyposażenie elektroniczne i gorszej jakości poszycie.

Generalnie irańskie produkty nie należą do światowej czołówki. Daleko im do amerykańskich i tureckich. Są na podobnym poziomie co rosyjskie. Ale w obecnej sytuacji to Rosjanom jak najbardziej wystarczy. Podobnie jak w przypadku systemów przeciwlotniczych. Rząd w Teheranie przekazał Moskwie zakupione wcześniej systemy S-300, a także Bavar-373, zbudowany na podstawie rosyjskiego pierwowzoru.

Oficjalnie Iran nie potwierdza, że dostarcza Rosji sprzęt. Teheran podkreśla za to, że jest przeciwny wojnie. Minister spraw zagranicznych Hossein Amir-Abdollahian na każdym kroku mówi również, że Iran będzie unikał wszelkich działań, które mogłyby doprowadzić do eskalacji wojny.

Tymczasem brytyjski "Guardian" już w kwietniu informował, że Rosja przemyca broń z Iranu. Prócz Vavar-373 do Rosji miały trafić przeciwpancerne pociski kierowane. Bardzo źle to świadczy o Rosji, jeśli musi sięgać po uzbrojenie w Iranie. W zasadzie nie ma jednak wyboru. Nikt, oprócz Iranu i Białorusi, nie chce sprzedawać im broni.

Chiński dystans

Chińczycy grają bardzo ostrożnie, zwłaszcza że łączą ich poważne kontakty handlowe zarówno z Rosją, jak i Stanami Zjednoczonymi czy Unią Europejską. Pekin otwarcie nie popiera rosyjskiej agresji, ale mimo to odbyły się wspólne ćwiczenia Floty Pacyfiku i Marynarki Wojennej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, a państwowe media często powtarzają rosyjską propagandę.

Antony Blinken, amerykański sekretarz stanu, ostro skrytykował stanowisko Pekinu. Na odzew nie trzeba było długo czekać. "Rozwój stosunków chińsko-rosyjskich to partnerstwo, a nie sojusz. Nie jest on skierowany przeciwko stronom trzecim. Mamy również nadzieję, że Stany Zjednoczone i NATO przeprowadzą rozmowy z Rosją, aby stworzyć warunki do wczesnego zawieszenia broni" – odpowiedział chiński minister obrony Wei Fenghe. I faktycznie tak to wygląda. Dla Chińczyków biznes zdaje się najważniejszy.

Dlatego właśnie kupują po zaniżonej cenie rosyjską ropę i gaz, których nikt nie chce odbierać, a w drugą stronę wysyłają elektronikę. Zwłaszcza komputery, telefony, sprzęt AGD i roboty przemysłowe. Jest to ogromnie ważne dla rosyjskiego przemysłu, gdyż często są to sprzęty (albo ich elementy) o podwójnym zastosowaniu – cywilnym i wojskowym.

Przy braku odpowiednich półprzewodników, procesorów czy choćby nawigacji satelitarnej, dostawy chińskiej elektroniki są na wagę złota. Cóż z tego, że jest to sprzęt cywilny? Rosjanie mają nóż na gardle i coraz częściej doznają nie tylko porażek militarnych, ale też wizerunkowych. Nawet od niedawnych sojuszników.

Turcja po słusznej stronie

Świat obiegły zdjęcia, na których widać, jak Recep Erdogan kazał Putinowi czekać na siebie przed obiektywami kamer. Prezydent Rosji przybył do Ankary, prosząc Turków o… dostawy bezzałogówców Bayraktar TB2.

- Władimir Putin zasugerował, że chciałby współpracować z firmą Baykar. Otrzymaliśmy również ofertę ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Wszystko to pokazuje, jak daleko doszedł turecki przemysł obronny — powiedział Erdogan w wywiadzie dla internethaber.com.

Jest to nie tylko dowód na słabość rosyjskiego przemysłu, ale także całkowity upadek rosyjskiej pozycji w świecie polityki i biznesu obronnego. Jeszcze niedawno Rosjanie chwalili się, że ich produkty są w stanie rywalizować z każdym na świecie. Teraz Putin musiał czekać i prosić o możliwość zakupu tureckich produktów. I został odprawiony z kwitkiem.

Haluk Bayraktar, właściciel firmy Baykar, powiedział: - Nie wspieraliśmy Rosji naszym sprzętem i nigdy tego nie uczynimy, ponieważ zaangażowaliśmy się w obronę niepodległości Ukrainy, walczącej z agresją Kremla.

Dodał przy tym, że od dawna współpracują z Ukrainą i wspólnie wyprodukowali bezzałogowce dla 22 krajów świata.

Traktowanie Rosji przez Turcję w dość szorstki sposób może być nieco zaskakujące, mając na uwadze długą współpracę militarną między oboma krajami i dość dwuznaczne zachowanie Ankary w strukturach NATO. Rosyjska inwazja przewróciła jednak do góry nogami sojusze i relacje biznesowe. Do tego stopnia, że z Kremlem mało kto już się liczy.

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Wybrane dla Ciebie