Afrykańskie kraje grożą konfliktem. "To gra przeciwko Europie"

W Afryce przybierają na sile negatywne nastroje wobec Francji, a jednocześnie rośnie pozytywne nastawienie do Rosji. Zagrożone przewrotem są kolejne kraje. - Widać wyraźnie wypychanie francuskich interesów i bez wątpienia jest w tym ręka rosyjska. To gra przeciwko Europie - mówi WP prof. Daniel Boćkowski.

Protest Nigeryjczyków. Na transparencie napis: "Precz z Francją. Niech żyje Putin"
Protest Nigeryjczyków. Na transparencie napis: "Precz z Francją. Niech żyje Putin"
Źródło zdjęć: © East News, PAP
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

02.08.2023 | aktual.: 30.01.2024 18:01

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) zapowiedziała, że sprawująca w Nigrze rządy junta ma tydzień na zwrócenie władzy obalonemu w ubiegłą środę prezydentowi Mohammedowi Bazoumowi oraz na przywrócenie porządku konstytucyjnego.

ECOWAS zapowiedziało, że - jeśli tak się nie stanie - przywódcy regionu podejmą "wszelkie kroki" w celu przywrócenia demokracji, łącznie z sankcjami i użyciem siły. Przypomnijmy, że w Nigrze wojsko ogłosiło obalenie rządu. Miało to nastąpić "z powodu pogarszającej się sytuacji w zakresie bezpieczeństwa i złego zarządzania krajem". Prezydent Nigru został uznany za jednego z ostatnich "prozachodnich" przywódców Afryki i zbojkotował odbywający się w zeszłym tygodniu szczyt Afryka-Rosja.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

We wspólnym oświadczeniu rządy wojskowe Mali i Burkina Faso ogłosiły w reakcji na te żądania, że każda interwencja wojskowa przeciwko Niamey (stolica Nigru) będzie uważana za wypowiedzenie im wojny.

Pułkownik Abdoulaye Maiga, minister stanu Mali ds. administracji terytorialnej i decentralizacji, przeczytał wspólne oświadczenie w malijskiej telewizji państwowej w poniedziałek wieczorem. Oba kraje potępiły również sankcje gospodarcze ECOWAS jako "nielegalne, bezprawne i nieludzkie", i odmówiły ich zastosowania.

"Skomplikowana sytuacja"

Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku, w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że nie mamy do czynienia z rozpadem Afryki. - Afryka jest wielka, a mówimy tylko o krajach z pasu Sahelu i troszkę o Afryce Zachodniej, czyli obszarze tzw. Françafrique (strefa wpływów Francji nad byłymi koloniami francuskimi i belgijskimi w Afryce Subsaharyjskiej - red.) - wyjaśnia.

Sahel to region geograficzny w Afryce, który obejmuje obszar wzdłuż południowych obrzeży Sahary i północnych obrzeży bardziej wilgotnego Sudanu (od Senegalu do Somalii przez Mauretanię, Mali, Niger, Czad, Sudan, Erytreę).

- To sytuacja skomplikowana, bo mamy do czynienia z kolejnymi przewrotami w afrykańskich państwach i próbami obalania rządów przez żołnierzy, którzy w pewien sposób coraz bardziej nawiązują do relacji z Federacją Rosyjską - tłumaczy rozmówca WP.

"Bez wątpienia jest w tym ręka rosyjska"

Prof. Boćkowski przypomina, że "Rosja i Związek Radziecki zawsze byli obecni w Afryce". - Rosja ma tam dosyć dobrą kartę. W momencie, gdy są tego typu działania, Kreml chętnie je wspiera i udziela pomocy - zaznacza.

Ekspert podkreśla, że to pewnego rodzaju operacja psychologiczna. Dlaczego? - Bo wszędzie tam, gdzie są antyfrancuskie zamieszki, w zadziwiający sposób są też prorosyjskie nastroje - mówi.

- Trudno zakładać, że społeczeństwo afrykańskie nagle stało się prorosyjskie. Bynajmniej. Po prostu zapłaci się odpowiednim ludziom, by odpowiednie rzeczy krzyczeli i machali flagami. I oni będą to robić. Oficerowie doskonale wiedzą, że mogą liczyć na wsparcie Rosji i o to im chodzi - dodaje.

Prof. Boćkowski zaznacza, że "w tej części Afryki widać wyraźnie wypychanie Francji i francuskich interesów". - Bez wątpienia jest w tym ręka rosyjska. Nawet jeśli tego nie widzimy, Rosja realizuje swoją politykę na tym kierunku. Działania Rosji zbierają żniwo w postaci poszczególnych deklaracji państw afrykańskich, które są nastawione antyfrancusko i antyamerykańsko - podkreśla ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku.

I dodaje: - Przewroty w Afryce były, są i będą. Ten, kto ma dobre służby w danym kraju, może to wykorzystać. To gra przeciwko Europie.

"Nie da się działać w nieprzyjaznym środowisku"

Przypomnijmy, że Mali i Burkina Faso w ciągu ostatnich trzech lat przeszły po dwa zamachy stanu. Żołnierze obalili rządy, a wojskowe dowództwo uzasadniało konieczność dokonania przewrotu rosnącą przemocą dżihadystów powiązanych z Al-Kaidą i grupą państw islamskich. ECOWAS nałożył na oba kraje sankcje, ale nie zagroził użyciem siły.

Czy teraz możemy spodziewać się interwencji wojskowej w tym regionie Afryki? Prof. Boćkowski pyta wprost: - Skąd Europa miałaby wziąć siły i środki, by tam interweniować? I dodaje: - Dlaczego ma być kolejna interwencja kolonialna? Tak odebrane byłoby to przez Afrykę i tak sprzedawane przez Chiny oraz Rosję.

- Nie da się działać w nieprzyjaznym środowisku. Wylądują siły specjalne z Francji czy państw NATO, obalą i wejdą w wojnę domową? Nikt nie będzie miał w tym interesu. Poza tym w Nigrze mamy splatające się interesy amerykańskie, francuskie, chińskie, do tego pojawia się Rosja - wylicza profesor.

W ocenie rozmówcy Wirtualnej Polski próbę interwencji mógłby podjąć ECOWAS. - Ale czy są wystarczające siły i środki? To może rozpętać kolejną wojnę domową. Poza tym Niger ma silną armię, więc trudno byłoby wspólnocie uzyskać jakiś efekt, wkraczając tam. Choć nie wykluczałbym, że ECOWAS będzie naciskał, najczęściej takie próby kończą się bardzo kiepskimi skutkami - dodaje.

Obraz
© Wirtualna Polska

Co zrobi Francja?

Z kolei Maciej Matysiak, pułkownik rezerwy, ekspert fundacji Stratpoints i były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że "nie wykluczałby działania Francji". - Na pewno działają dyplomatycznie. Ostatnio wycofali się z Mali, więc nie wiemy, jaki mają potencjał - dodaje.

- Są tam francuskie interesy, a wycofanie się z Mali było fatalnym błędem i dało pole do popisu Rosjanom - podkreśla.

Przypomnijmy, że francuska armia musiała opuścić Mali i Republikę Środkowoafrykańską. Władze tych krajów podpisały kontrakty z rosyjską militarną grupą Wagnera, która obiecała im "skuteczniejszą ochronę".

Rosyjskie wpływy w Afryce

W czerwcu Jewgienij Prigożyn, szef grupy Wagnera, ujawnił kwotę, która przeznaczona jest na wydatki Rosji w krajach Afryki i Bliskiego Wschodu. Miałoby to być 147 mld rubli (około 7 mld zł). To więcej niż roczne budżety większości rosyjskich regionów.

Według USA do 2022 roku grupa Wagnera, kontrolowana przez Putina, rozszerzyła swoje wpływy na 25 krajów w Afryce. Jak twierdził "The New York Times", po rozpoczęciu wojny w Ukrainie firma utrzymywała w Afryce zgrupowanie 3,5-4,5 tys. bojowników.

Ponadto Rosja posiada silną pozycję w eksporcie do Afryki zbóż i broni. Rosyjskie zboże stanowiło w 2022 roku około 30 proc. importu tego surowca do Afryki. Duże znaczenie dla wielu afrykańskich rządów i junt ma też import broni z Rosji. W 2021 roku kraj Putina odpowiadał za 49 proc. jej dostaw na kontynent.

"Chcą wzmacniać działania destabilizacyjne"

Płk Matysiak zaznacza, że istotna jest w tym wszystkim właśnie kwestia wagnerowców. - Sądzę, że Białoruś to tylko chwilowy przystanek, a spora ich część jest już w Afryce. Nie oczekiwałbym zbrojnej interwencji rosyjskiej, bo Rosja i tak podgrzała nastroje na swoją korzyść - mówi.

- W afrykańskich krajach Rosja ma swoje oddziaływanie, ale kolonialno-rabunkowe. Nie zamierza tam w cokolwiek inwestować. Raczej chce podtrzymywać ideologię i rękami lokalnych kacyków wzmacniać działania destabilizacyjne. Nie zamierza ciągnąć Afryki w górę - ocenia nasz rozmówca.

"Rosja idzie na zwarcie"

Płk Matysiak dodaje, że "Afryka była polem działania wywiadu rosyjskiego" i ewentualne działania grupy Wagnera byłyby skutkiem działań rosyjskich służb. - Dziś łatwiej wykorzystywać wagnerowców, wśród których jest wielu byłych specnazowców i oficerów rosyjskich pod przykrywką grupy Wagnera - zaznacza.

Były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego wyjaśnia także, że to, co się dzieje w Afryce, to wejście w pole istotnych wpływów francuskich, bo na kontynencie są źródła uranu, z których Francja korzysta do swoich elektrowni. - Działania są na szkodę Francji, więc dojdzie do napięcia na linii Paryż-Moskwa. Rosja idzie na zwarcie - dodaje.

Jakub Wiech, ekspert ds. energii i klimatu oraz szef serwisu energetyka24.pl, w swoim wpisie na Twitterze podkreśla, że mówi się o tym, iż przewrót w Nigrze to zagrożenie dla europejskich dostaw uranu (kraj ten odpowiada za 5 proc. światowej produkcji).

"To tylko pokazuje, jak Rosjanie mogą destabilizować światową energetykę, uderzając w Afryce" - stwierdza.

Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
afrykanigerrosja