Afera w PGZ utknęła w sądzie. Bartłomiej Misiewicz może spać spokojnie?
Jak ustaliła Wirtualna Polska, Sąd Okręgowy w Warszawie od ponad 1,5 roku nie wyznaczył terminu głośnej sprawy z udziałem byłego rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza. Chodzi o działania na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej oraz powoływanie się na wpływy w resorcie obrony. Według śledczych, straty sięgają ponad miliona złotych, ale warszawski sąd twierdzi, że "sprawa do pilnych nie należy".
02.03.2023 | aktual.: 03.03.2023 09:04
Jak informuje Wirtualną Polskę sekcja prasowa Sądu Okręgowego w Warszawie, sprawa została zarejestrowana 30 czerwca 2021 roku. Od tamtej pory nie wyznaczono jednak terminu rozprawy.
Chodzi o możliwość wyłudzeń finansowych w PGZ, do których dojść miało w 2016 r. Czynności w tej sprawie prowadziło najpierw Centralne Biuro Antykorupcyjne, które rok później skierowało zawiadomienie do prokuratury. W styczniu 2018 roku agenci CBA zatrzymali sześć osób. Wśród zatrzymanych był bliski współpracownik Antoniego Macierewicza - Bartłomiej Misiewicz (zgodził się na podawanie pełnych danych) oraz były poseł Mariusz Antoni K., który w poprzedniej kadencji Sejmu zasiadał w komisji obrony.
Decyzją sądu Misiewicz trafił na pięć miesięcy do aresztu, wyszedł po wpłaceniu poręczenia majątkowego w wysokości 100 tys. zł. Zamieścił wówczas wymowny wpis na Twitterze. "Jestem pewny, że udowodnię swoją niewinność przed Sądem. Tymczasem... carpe diem!" - napisał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Śledztwo w sprawie niegospodarności w PGZ prowadziła Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu. Postępowanie było kilkukrotnie przedłużane. W połowie 2021 r. śledczy je zakończyli. - Akt oskarżenia przeciwko Bartłomiejowi M. i innym oskarżonym wpłynął do Sądu Okręgowego w Warszawie w dniu 30 czerwca 2021 roku - informuje WP rzecznik tarnobrzeskiej prokuratury Andrzej Dubiel.
Zarzuty dla Misiewicza, w tle fikcyjne usługi
Zdaniem śledczych, Bartłomiej Misiewicz przekroczył swoje uprawnienia przez działanie na szkodę PGZ. Chodzi o zawieranie umów niekorzystnych dla spółki, które dotyczyły m.in. organizacji koncertu, fikcyjnych usług szkoleniowych czy targów obronnych. Były rzecznik MON miał wspólnie z urzędniczką Agnieszką M. narazić PGZ na szkody w wysokości około 1,2 mln zł. Były doradca Macierewicza miał też powoływać się na wpływy w MON.
Jak twierdzi prokuratura, za łapówki miał obiecywać załatwianie różnych spraw, m.in. "organizację wystawy w komercyjnym centrum wystawienniczym". Miał uzyskać w ten sposób 55 tys. zł, natomiast działający z nim były poseł Mariusz Antoni K. - 35 tys. zł. Wśród oskarżonych są też były członek zarządu PGZ Radosław O. oraz byli pracownicy spółki Robert S. i Robert K. Zdaniem śledczych, w związku z zawarciem niekorzystnych kontraktów, mieli wyrządzić spółce szkodę majątkową w wielkich rozmiarach w łącznej wysokości ponad 3,3 mln zł.
W listopadzie ubiegłego roku Wirtualna Polska po raz pierwszy zapytała warszawski sąd o wyznaczenie terminu rozprawy. Biorąc pod uwagę wielomilionowe szkody państwowej spółki, odpowiedź nas zaskoczyła.
"Brak terminów dla tej rozprawy wynika z obciążenia referatu, sprawy kierowane są na rozprawy zgodnie z kolejnością wpływu, z wyjątkiem tzw. spraw pilnych, do których powyższa sprawa nie należy" - przekazali nam wówczas przedstawiciele sekcji prasowej warszawskiego sądu okręgowego. W środę 1 marca potwierdziliśmy, że nadal nie ma wyznaczonego terminu sprawy. Od zarejestrowania jej w sądzie minęło już 18 miesięcy.
(Aktualizacja). Już po publikacji artykułu, Sąd Okręgowy w Warszawie przekazał nam, że "sędzia referent zapoznaje się z aktami, a sprawa liczy kilkadziesiąt tomów, wraz z aktem oskarżenia skierowano materiały niejawne". - Decyzja w przedmiocie wyłączenia jawności rozprawy głównej zostanie podjęta na dalszym etapie postępowania - napisało biuro prasowe warszawskiego sądu.
W międzyczasie - w styczniu br. - "Gazeta Wyborcza" opisała kulisy operacji służb pod hasłem "Ksenon", dotyczącej nieprawidłowości w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. W jej trakcie najpierw podsłuchiwano rozmowy telefoniczne, kontrolowano korespondencję SMS i sprawdzano rachunki bankowe Bartłomieja Misiewicza i byłego posła PiS Mariusza Antoniego K. Kilka miesięcy później (pod koniec 2017 r.) CBA miało użyć wobec nich po raz pierwszy systemu Pegasus. Według informatorów "GW", dzięki temu agenci Biura uzyskali dostęp do korespondencji i rozmów prowadzonych przez nich za pomocą internetowych komunikatorów.
Gazeta podaje, że prokuratura wciąż nie wykorzystała całego materiału, jaki dzięki Pegasusowi CBA udało się zebrać na Misiewicza i Mariusza Antoniego K. Niektóre wątki ich działalności zostały wyłączone do osobnych postępowań (w aktach brak wręcz całych tomów zgromadzonego materiału) i wciąż są badane przez śledczych. Zebrane na nich materiały mają być w kancelariach tajnych dwóch prokuratur.
Czy brak wyznaczonego terminu rozprawy w warszawskim sądzie ma związek z materiałem dowodowym uzyskanym przy pomocy Pegasusa? Tego nie wiadomo. Wiadomo, że zarówno rząd, jak i służby konsekwentnie zaprzeczają, jakoby miały kiedykolwiek używać tego systemu. Jeśli informacje "Gazety Wyborczej" by się potwierdziły, prokuratura musiałaby na sali sądowej ujawnić źródło pochodzenia dowodów, a tym samym publicznie przyznać, że Pegasus był od 2017 roku w posiadaniu służb.
W ubiegłym roku w sprawie długiego oczekiwania na wyznaczenie terminów rozpraw w Sądzie Okręgowym w Warszawie interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich. W odpowiedzi resort sprawiedliwości argumentował, że wynika to głównie z wydłużenia się czasu trwania postępowań sądowych, które się toczą. Ale także w dużej mierze zależy od "obserwowanego na przestrzeni ostatnich lat wzrostu wpływu spraw".
"Spokojnie czekamy na wyznaczenie terminu"
Bartłomiej Misiewicz od początku wybuchu afery w PGZ zapewniał, że udowodni przed sądem, iż jest niewinny. - Jak człowiek mówi prawdę i jest niewinny, to nie powinien się o nic martwić. Na szczęście w Polsce wyroki zapadają w sądach, a nie w prokuraturze - przekonywał w mediach.
O brak wyznaczonego terminu pierwszej rozprawy zapytaliśmy obrońcę byłego rzecznika MON. - Spokojnie czekamy na decyzję sądu. W mojej ocenie nie jest to sprawa pilna. Zapewne sąd, w pierwszym możliwym wolnym terminie, taką rozprawę wyznaczy - mówi WP mec. Piotr Fidura.
Andrzej Dubiel z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu przekazał nam z kolei, że śledczy "nie posiadają informacji, z jakich powodów sąd do chwili obecnej nie wyznaczył terminu rozprawy".
W ubiegłym roku były współpracownik Antoniego Macierewicza został prawomocnie skazany na 20 tysięcy złotych grzywny za reklamowanie i sprzedawanie wódki "Misiewiczówka" bez wymaganego zezwolenia. Proces w tej sprawie toczył się od maja 2021 r. w Sądzie Rejonowym dla m.st. Warszawy. W lipcu 2022 roku zapadł wyrok skazujący, a na początku listopada ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił apelację Misiewicza od tego wyroku.
Czytaj też:
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski