Misiewicz miał być jednym z pierwszych podsłuchiwanych Pegasusem
Z dziennikarskiego śledztwa "Gazety Wyborczej" wynika, że pierwszymi osobami podsłuchiwanymi w Polsce przy użyciu Pegasusa byli Bartłomiej Misiewicz i były poseł PiS Mariusz Antoni K. Oprogramowanie miało posłużyć służbom m.in. w śledztwie ws. działania na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Inwigilacja Misiewicza i K. przy użyciu Pegasusa miała mieć miejsce w listopadzie 2017 roku, na krótko po zakupie oprogramowania przez CBA. Decyzję o objęciu byłych polityków PiS kontrolą operacyjną podjęto po tym, jak ustalono, że pozostawali oni w stałym kontakcie z Adamem Hofmanem i Dawidem Jackiewiczem, wobec których już wcześniej toczyło się postępowanie.
Sprawa ma związek z działalnością tzw. układu wrocławskiego, czyli grupy byłych i obecnych polityków PiS, którzy na początku rządów tej partii mieli obsadzić swoimi ludźmi dużą liczbę stanowisk w spółkach Skarbu Państwa.
Dwa wnioski o kontrolę operacyjną
CBA przesłało do sądu dwa wnioski o objęcie Misiewicza i K. kontrolą operacyjną. Pierwszy z nich w I kwartale 2017 roku dotyczył zwykłej kontroli operacyjnej umożliwiającej podsłuchiwanie rozmów telefonicznych i wgląd w treść SMS-ów. Drugi wniosek służby złożyły jesienią tego samego roku i dotyczył on "rozszerzonej kontroli operacyjnej", umożliwiającej inwigilowanie komunikatorów internetowych. To właśnie akceptacja tego dokumentu przez sąd miała doprowadzić do użycia Pegasusa, którego CBA kupiło w listopadzie 2017 roku.
Afera z Pegasusem. Gen. Różański: przyzwyczailiśmy się już do kłamstw
- Mariusz K. i Misiewicz byli pierwszymi, wobec których został użyty. Dlaczego? Bo już mieliśmy taką możliwość - powiedział w rozmowie z "GW" anonimowy przedstawiciel CBA. - Podczas podsłuchiwania ich rozmów telefonicznych doszliśmy do wniosku, że kontaktują się ze sobą również za pomocą internetowych komunikatorów, do których wcześniej nie mieliśmy dostępu - wyjaśnił.
Część zebranego w ten sposób przez służby materiału dowodowego miała posłużyć do sformułowania przeciwko Misiewiczowi i K. aktu oskarżenia, który do sądu trafił w czerwcu 2021 roku. Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu zarzuca byłym politykom PiS, że narazili Polską Grupę Zbrojeniową na stratę 1,2 mln zł.
Postępowanie wciąż trwa
Jak informuje "Wyborcza", śledczy nie wykorzystali jednak całego materiału pozyskanego w ramach inwigilacji. Dziennik informuje, że prokuratura wciąż bada jeszcze inne wątki sprawy. Chodzi m.in. o relację Misiewicza z biznesmenem Radosławem Tadajewskim. Polityk miał wykorzystywać swoje wpływy, by zapewnić firmie Tadajewskiego wielomilionową dotację z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Dziennikowi nie udało się skontaktować z samym Misiewiczem, ale na pytanie o wykorzystywanie przez śledczych materiału pozyskanego przy użyciu Pegasusa odpowiedział pełnomocnik Mariusza Antoniego K. Piotr Marciniak. - Materiał, w tym ten objęty klauzulą tajności, jest przez nas nadal wnikliwie analizowany również pod kątem jego legalności i prawdziwości. Przed podjęciem kroków procesowych nie możemy jednak przekazać opinii publicznej informacji, nawet w przypadku stwierdzenia stosowania w sprawie nielegalnego oprogramowania szpiegującego Pegasus - powiedział.
Źródło "GW" w służbach specjalnych przekonuje, że odnalezienie materiału pozyskanego dzięki Pegasusowi jest bardzo proste. - Nietrudno je rozpoznać, bo stenogramy przejętych rozmów z wykorzystaniem Signala i WhatsAppa (komunikatory internetowe - przyp. red.), prócz daty i nazwisk figurantów oraz kryptonimu operacji, opatrzone są logo tych komunikatorów. Tak, żeby prokurator miał świadomość, jakie jest ich pochodzenie - stwierdza.
Suski mówi o kilkuset osobach podsłuchiwanych Pegasusem
W ostatnich dniach na temat Pegasusa wypowiadali się ważni politycy PiS. Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki komentując pracę nadzwyczajnej senackiej komisji ds. inwigilacji Pegasusem, stwierdził, że sam był ofiarą podsłuchów. - Przez osiem lat rządów Platformy miałem podsłuch na telefonie. Jestem o tym przekonany, choć nie mam żadnych dowodów, więc opowiadać takie rzeczy można sobie spokojnie i bez odpowiedzialności - powiedział.
Z kolei Marek Suski, będący członkiem komisji ds. służb specjalnych w rozmowie z dziennikarzami ujawnił, jaka jest skala inwigilacji przy użyciu izraelskiego oprogramowania. - Ja mogę państwa zapewnić, że mówienie o jakiejś masowej inwigilacji to jest wymysł z księżyca, bo to były niewielkie ilości nieprzekraczające kilkuset osób w ciągu roku - mówił. - Nie mogę podawać ilości, ale niektóre służby mówiły, że miały dosłownie poniżej 10 tych działań operacyjnych w trakcie roku - dodał.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"