Iwona Arent "przyłapana" w Sejmie. Uciekała przed dziennikarką

Posłanka PiS po ujawnieniu afery z udziałem swojego syna zapowiedziała zawieszenie działalności politycznej. Iwona Arent nie sprecyzowała jednak, co dokładnie zamierza i w czwartek "przyłapana" przez dziennikarkę w Sejmie uciekała przed pytaniami m.in. o start w wyborach.

Iwona Arent
Iwona Arent
Źródło zdjęć: © Wyborcza.pl | Screen z nagrania Justyny Dobrosz-Oracz
Rafał Mrowicki

Posłanka Prawa i Sprawiedliwości Iwona Arent w ubiegłym tygodniu wydała oświadczenie i zapowiedziała w nim zawieszenie działalności politycznej. Nie sprecyzowała jednak, co zamierza, a w rozmowie z Wirtualną Polską nawet rzecznik PiS nie potrafił powiedzieć, jakie dokładnie kroki podejmie parlamentarzystka.

Dziennikarka "Gazety Wyborczej" Justyna Dobrosz-Oracz spotkała Iwonę Arent na korytarzu sejmowym. Próbowała zapytać ją o formę zawieszenia działalności: czy będzie startować w jesiennych wyborach parlamentarnych, czy czeka z dalszymi ruchami na wyjaśnienie sprawy zarzutów dla jej syna.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Dziennikarka dopytywała też, czy syn Arent jest zatrudniony w olsztyńskim oddziale Agencji Mienia Wojskowego. Posłanka wręcz uciekała sejmowymi korytarzami i nie odpowiedziała na żadne z pytań. Po długim milczeniu weszła na posiedzenie sejmowej komisji, nie zamieniając z Dobrosz-Oracz ani słowa.

Zarzuty dla syna posłanki PiS

Deklaracja o zawieszeniu działalności politycznej to pokłosie zarzutów dla dorosłego syna Iwony Arent, który jest oskarżony o przemoc wobec byłej partnerki.

Do zdarzenia miało dojść 24 czerwca w Olsztynie. Zatrzymano Michała A., który według "Super Expressu" miał pobić swoją byłą dziewczynę Paulinę C. Miała mu w tym pomóc znajoma Magdalena T., która również została zatrzymana. Oboje usłyszeli zarzuty. Otrzymali dozór policyjny.

Posłanka PiS początkowo komentowała sprawę mówiąc, że jej syn jedynie ciągnął kobietę za włosy i ją opluł. Gdy do sieci trafiło brutalne nagranie ze zdarzenia - zajście nagrywał Michał A. - Arent wydała oświadczenie, w którym napisała, że jest wstrząśnięta doniesieniami.

"Absolutnie żadna forma fizycznej i psychicznej przemocy nie powinna mieć miejsca w stosunku do nikogo, szczególnie kobiety. Naturalnym odruchem każdej matki jest obrona swojego dziecka. Nie mogę jednak pozwolić, by emocje wzięły górę nad faktami. Niepotrzebnie spekulowałam na temat przebiegu zdarzenia, nie znając jego okoliczności, tym samym wprowadzając opinię publiczną w błąd" - napisała.

Arent dodała, że takich słów nie tłumaczy nawet matczyna troska, za co przeprosiła. Posłanka zaapelowała również o powstrzymanie się od wykorzystywania tej sprawy w sporze politycznym.

Zarzuty dla syna posłanki. Kaczyński zabrał głos

Sprawę w rozmowie z "Super Expressem" skomentował prezes PiS Jarosław Kaczyński.

- Nie chcę na razie rozstrzygać, czy pani Iwona Arent będzie na listach czy nie, choć wypowiedź pani Arent była nieszczęśliwa. My nie przypisujemy pani Arent działań jej syna. To jest przecież 29-letni mężczyzna. I trudno go traktować jako kogoś, kto działa na odpowiedzialność swojej matki. Natomiast w pewnym momencie powiedziała ona coś, czego absolutnie nie powinna powiedzieć - powiedział Jarosław Kaczyński.

Jak opisał dziennikarz WP Michał Wróblewski, na biorące miejsce na liście wyborczej w Olsztynie po Iwonie Arent czyhają warszawscy politycy PiS: Olga Semeniuk-Patkowska, Błażej Poboży i Norbert Maliszewski.

Źródło: "Gazeta Wyborcza", WP Wiadomości

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (217)