Wyniki wyborów 2020. Blisko 6 tys. protestów wyborczych. "SN może uznać, że nie jest ich wystarczająco dużo"
Protesty wyborcze. - Sąd Najwyższy prawdopodobnie część protestów wyborczych uzna za zasadne, ale stwierdzi, że ich liczba nie jest tak duża, aby pokryć różnicę wyniku między kandydatami i wpłynąć na wynik wyborów - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską sędzia Wojciech Hermeliński.
21.07.2020 | aktual.: 21.07.2020 17:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do Sądu Najwyższego do tej pory trafiło blisko 6 tys. protestów wyborczych. Jeszcze w poniedziałek było ich blisko 3,5 tysiąca. Część protestów do SN została dostarczona przez Pocztę Polską, pisma cały czas przysyłają placówki dyplomatyczne.
- Protestów będzie jeszcze więcej, ich liczba może przekroczyć 10 tys, bo cały czas dochodzą jeszcze do Sądu Najwyższego, chociażby zza granicy - mówi Wirtualnej Polsce sędzia Wojciech Hermeliński, były przewodniczący PKW.
Jak tłumaczy Hermeliński, Sąd Najwyższy ma 21 dni od daty ogłoszenia wyników wyborów na podjęcie uchwały o ważności lub nieważności wyborów. Musi to zrobić najpóźniej do piątku 3 sierpnia. - Gdyby zdarzyło się, że Sąd Najwyższy nie zdąży do tego czasu, to wybory powinny zostać powtórzone. Myślę jednak, że z dotrzymaniem terminu nie będzie problemu, chociaż protestów wyborczych jest dużo - mówi Hermeliński - Teraz w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych jest około 20 osób - dodaje.
SN może uznać, że protestów nie jest wystarczająco dużo
Aby wybory zostały uznane za nieważne - jak tłumaczy Wojciech Hermeliński - Sąd Najwyższy musiałby dojść do wniosku, że liczba protestów wyborczych stanowi podstawę do ich unieważnienia. - Prawdopodobnie jednak SN uzna część z protestów za zasadne i orzeknie, że zawierały istotne argumenty, ale nie było ich na tyle dużo, aby wpłynąć na wynik wyborów - mówi Hermeliński.
- Sąd może uznać, że miały miejsce sytuacje, które były naruszeniem prawa. Chodzi m.in. o niedostarczenie na czas pakietów wyborczych, braków w kartach do głosowania, brakach pieczęci komisji obwodowych. W Polsce była też duża grupa wyborców, którzy dopisali się do spisu, ale nie dostali informacji, że będą musieli w tym samym miejscu głosować w drugiej turze i poczuli się wprowadzeni w błąd - mówi Hermeliński. Według niego SN prawdopodobnie uzna jednak, że można mówić o naruszeniu prawa wyborczego, ale liczba zasadnych protestów nie jest tak duża, aby pokryć różnicę wyniku między kandydatami.
"Pojawiają się argumenty, które przemawiają za unieważnieniem wyborów"
Protest wyborczy złożył też komitet wyborczy Rafała Trzaskowskiego, który liczy na unieważnienie wyborów. W proteście komitetu pojawia się m.in. zarzut o termin wyborów, który został wyznaczony w trybie pozakonstytucyjnym.
- Wyznaczenie terminu wyborów w trybie pozakonstytucyjnym to mocny argument, który przemawia za uznaniem, że wybory nie powinny zostać uznane za ważne. Konstytucyjne wybory powinny zostać przeprowadzone między 75 a 100 dniem przed upływem kadencji prezydenta, dlatego konstytucja została naruszona - wyjaśnia Hermeliński.
- Zaangażowanie rządu w kampanię wyborczą spowodowało rażącą przewagę Andrzeja Dudy nad jego kontrkandydatem w kampanii wyborczej - mówi Hermeliński.
I dodaje: - Obawiam się jednak, że SN pójdzie śladem wyborów parlamentarnych w 2019 roku. Wpływ telewizji publicznej był wtedy równie silny i zniekształcił wynik wyborów. Ale SN stwierdził, że był niewymierny i trudno przełożyć go na procenty. Kodeks wyborczy mówi, że agitację może prowadzić każdy obywatel, jednak jeżeli chodzi o członków rządu, musi być zachowany pewien umiar.
Czytaj też: Koronawirus. Raport z frontu, dzień piąty. Po omacku
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl