Zamieszki w USA. "Rasizm to nie jedyny problem, z jakim walczy Ameryka" [WYWIAD]
Zamieszki w USA. - Stwierdzenie, że tylko rasizm jednej grupy wobec drugiej jest winny sytuacji w Stanach Zjednoczonych, to uproszczenie. Rozruchy powoduje nieustający konflikt rasowy. A Ameryka nadal nie uporała się ze skutkami systemu segregacji rasowej - mówi w rozmowie z WP Michał Urbańczyk, doktor nauk prawnych, specjalista z zakresu wolności słowa i prawa amerykańskiego.
07.06.2020 | aktual.: 16.06.2020 11:51
Julia Theus, WP: Zamieszki w większości dużych miast Stanów Zjednoczonych rozpoczęły się od walki o sprawiedliwość dla George’a Floyda, który zmarł w Minneapolis uduszony przez policjanta. Ale potem zamieniły się w coś więcej. Z czym Amerykanie wychodzą dzisiaj na ulice?
Michał Urbańczyk, doktor nauk prawnych, specjalista z zakresu wolności słowa i prawa amerykańskiego: Bezpośrednią przyczyną tego, co dzieje się teraz w Stanach, jest zabicie Afroamerykańskiego podejrzanego przez białego policjanta. Jednak ta sytuacja jest tylko pretekstem do zamieszek. Głębszym powodem rozruchów w USA jest nieustający konflikt rasowy, który towarzyszy Amerykanom od okresu kolonialnego. Mówię tu o systemie niewolnictwa, a potem o tak zwanej segregacji rasowej.
Ameryka nadal nie uporała się z jej konsekwencjami?
Niewolnictwo w USA skończyło się 150 lat temu wraz z wojną secesyjną. Ale koniec niewolnictwa nie przyniósł równości wobec prawa. Amerykanie borykają się do teraz z faktem, że wyzwoleńcy stali się szybko obywatelami drugiej kategorii. Formalnie byli wolni, ale w praktyce nie mieli majątku, nie mogli wykonywać określonych zawodów czy podróżować. Afroamerykanie nie mogli głosować, mimo tego że konstytucyjne poprawki nadawały im takie uprawnienia. Żeby móc głosować, wymagano od nich umiejętności czytania i pisania, a większość z nich to byli analfabeci i nawet poprawki do konstytucji tego nie zmieniły.
I to raczej w tym systemie segregacji rasowej, który zaczął się od wyroku Sądu Najwyższego w 1896 roku (oficjalnie jako doktryna "oddzielnie, ale równo") widziałbym źródło dzisiejszych problemów. Bo ten system trwał do lat 50. XX wieku. Konsekwencje pomysłu, aby społeczeństwo zorganizować na zasadzie "separate but equal" czyli "oddzielnie, ale równo", widzimy do teraz. Ameryka nadal nie uporała się z skutkami tego systemu.
Chodzi też o dysproporcje społeczne?
Na ulicach Ameryki widzimy nieskanalizowaną złość i nieukierunkowaną nienawiść. Podsycają ją różne strony sporu politycznego. Sposób, w jaki ten konflikt przebiega, to największy problem współczesnych obrońców praw Afroamerykanów. Zamieszki, niszczenie całych dzielnic, plądrowanie sklepów, to najgorsza z możliwych metod.
Wielka zmiana, która nastąpiła w latach 60-tych w Stanach Zjednoczonych, była efektem walki o równe prawa obywatelskie w sposób pokojowy. Ruch praw obywatelskich na czele z Martinem Lutherem Kingiem uznał, że walczyć o prawa człowieka należy bez przemocy. Pozwolenie na to, aby przemoc znajdowała się tylko po stronie władzy i niełączenie jej z protestującymi obaliło stereotypy i było początkiem czegoś nowego. Ameryką wstrząsnęły zdjęcia klęczących ludzi, których powalano na ziemię przy użyciu węży strażackich pod ogromnym ciśnieniem. Dzisiaj w Ameryce widzimy agresję, rozszalały tłum. Nawet jeśli gniew części z tych ludzi jest uzasadniony, to skutek tego będzie jeden. Ugruntowanie negatywnych stereotypów.
Ale czy problemem nie jest też fakt, że większość Amerykanów uznaje Afroamerykanów za potencjalnych przestępców? A społeczeństwo jest podzielone?
Stwierdzenie, że winny wszystkiemu jest rasizm jednej grupy wobec drugiej, jest uproszczeniem. Od momentu, kiedy w latach 60-tych skończyło się myślenie bliskie segregacji rasowej, Amerykanie walczą z wszelkimi formami rasizmu. Społeczeństwo zrobiło ogromny postęp w tym kierunku. Nie chodzi tylko o działania systemowe, ale też o te symboliczne. Z debaty publicznej całkowicie zostały usunięte niektóre słowa. Nawet w prywatnej rozmowie użycie słów "black people" może być powodem do kontestacji.
W kwietniu 2014 roku Donald Sterling został dożywotnio wykluczony z NBA i ukarany przez ligę grzywną w wysokości 2,5 mln dolarów po tym, jak prywatne nagrania jego rasistowskich komentarzy zostały upublicznione. Poprosił w prywatnej rozmowie swoją dziewczynę, aby nie przyprowadzała na mecze jego drużyny swoich afroamerykańskich kolegów. Został zmuszony do sprzedaży swoich udziałów.
Do kwestii rasowych dochodzą problemy społeczne, ekonomiczne, polityczne. Życie w ubóstwie, w niepełnych rodzinach. Ale wcześniej oznaki rasizmu wśród amerykańskiej policji zdarzały się w Ameryce. Przypominają się inne sytuacje, kiedy to Afroamerykanie byli zabijani przez policjantów, bo wydawali im się groźni.
Tak, nie pierwszy raz mamy do czynienia z sytuacją, kiedy Stany Zjednoczone wychodzą na ulice. Przypominają się zamieszki po zabójstwie Michaela Browna w Ferguson w stanie Missouri w 2014 r., Freddie′go Greya w Baltimore w 2015. A także Keitha Lamonta Scotta w Charlotte rok później. Zaczynały się od nadużycia władzy policyjnej, a kończyły się zamieszkami rasowymi. To duży problem, ale nie jedyny.
Na nagraniach z Georgem Floydem widać, że problem przemocy policji jest istotny i to bardzo często iskra, która powoduje zamieszki. Ale nie jest tak, że biała policja strzela tylko do czarnoskórych przestępców.
Kilka dni temu szef nowojorskiej policji Terry Monahan wyszedł porozmawiać z protestującymi i uklęknął na znak solidarności z demonstrantami.
Tak. Biali szefowie policji ściskają się z czarnoskórymi protestującymi. Afroamerykanie bronią białego policjanta przed rozszalałym tłumem. Te obrazy burzą uproszczenia i stereotypy. Problem rasizmu jest skomplikowany, a Amerykanie próbują go rozwiązać od wielu lat.
A oliwy do ognia dolewają politycy.
Problem rasowy zawsze wykorzystywany jest przez polityków. Prezydent Donald Trump wykorzystuje sytuację, aby pokazać siebie jako "twardego szeryfa". Pokazuje, że nie ma zgody na łamanie prawa, plądrowanie, na zamieszki. I podkreśla, że winni muszą być ukarani.
Byłbym ostrożny w mówieniu, że jedynym problemem Amerykanów jest rasizm. Mieliśmy afroamerykańskiego prezydenta. Ważny jest wybór narzędzia protestu, a zamieszki to najgorszy z możliwych sposobów. Tylko pokojowy protest jest w stanie coś zmienić. To, co się dzieje, wymyka się spod kontroli. Problem jest dużo bardziej złożony i wymaga współdziałania całego społeczeństwa, a nie tylko aktywności jednej lub drugiej grupy społecznej. O amerykańskim dylemacie pisze się od dziesięcioleci i szuka się jego rozwiązania. Na razie bezskutecznie.
Michał Urbańczyk – doktor nauk prawnych z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, specjalista z zakresu wolności słowa i prawa amerykańskiego, autor kilkudziesięciu publikacji naukowych i popularnonaukowych, w 2019 wydał książkę "Idea godności człowieka w orzecznictwie Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych Ameryki".
Czytaj też: Koronawirus. Raport z frontu, dzień piąty. Po omacku
Zobacz także
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl