Wygibasy ministra finansów. Cel: ominąć Kodeks [OPINIA]
Minister finansów Andrzej Domański bardzo nie chce wypłacać pieniędzy Prawu i Sprawiedliwości. Na jego nieszczęście przepisy obowiązującego Kodeksu wyborczego są jednoznaczne. Domański więc kombinuje, jak tylko może, by kasy nie dać, ale nie dać też podstawy do tego, by w przyszłości osądzono go za niedopełnienia obowiązków.
Po kilku dniach oczekiwania nad Ministerstwem Finansów pojawił się biały dym. Andrzej Domański, szef resortu, opublikował bowiem tweeta. W tweecie zaś napisał, że uchwała Państwowej Komisji Wyborczej w sprawie środków dla Prawa i Sprawiedliwości jest wewnętrznie sprzeczna, wątpliwości trzeba wyjaśnić, więc Domański zwrócił się do PKW o "dokonanie wykładni uchwały, czyli wyjaśnienia wątpliwości co do jej treści". Ciąg dalszy tej "zabawy" łatwo przewidzieć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miał grozić Owsiakowi przez TV Republika. Kotula: to jest szczujnia
Dwa paragrafy
Uchwała PKW z 30 grudnia 2024 r. w sprawie Prawa i Sprawiedliwości jest nie tyle niejasna i sprzeczna, co po prostu głupia. Z jednej strony bowiem PKW stwierdziła, że przyjmuje sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego Prawo i Sprawiedliwość. Z drugiej - w drugim paragrafie, że podejmuje uchwałę, nie oceniając, czy Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego jest sądem (choć w par. 1 PKW przesądza, że sądem jest).
W praktyce więc z par. 2 nie wynika nic, bo uchwała została wydana, a sprawozdanie przyjęte - tylko to się liczy. Co najwyżej pan Ryszard Kalisz, najbardziej medialny członek PKW, w telewizorku oraz ktoś tam na Twitterku mogli mówić: no, chwila, chwila, izbę kontroli w par. 1 za sąd uznaliśmy, decyzję wydaliśmy, ale w par. 2 mieliśmy wątpliwości!
Oczywiście znalazło się też grono usłużnych wobec obecnej władzy prawników, którzy stwierdzili, że pieniędzy PiS-owi wypłacać nie należy, bo uchwała stanowi, że nie należy. Jak do tego doszli, nie wiem. Na pewno nie zaglądając w przepisy Kodeksu wyborczego, ale bądźmy szczerzy: sprawdzanie treści przepisów przed skomentowaniem prawnego zagadnienia stało się już niemodne, bo znacznie istotniejszy jest duch prawa, czyli kto na danej interpretacji zyska, a kto straci, a nie litera. Tym weselej, że ci członkowie PKW, którzy zagłosowali za przyjęciem uchwały, uważają jednak, że pieniądze wypłacić trzeba. A ci, którzy byli przeciwko wypłacaniu, uchwały nie poparli. Czyli mniejszość interpretuje to, co przyjęła większość, zgodnie ze swoim poglądem prezentowanym w mniejszości.
Informacja, nie uchwała
Poza uchwałą już po jej wydaniu PKW poinformowała ministra finansów Andrzeja Domańskiego że "odpadła (…) przesłanka pomniejszenia kwoty dotacji podmiotowej przysługującej partii politycznej Prawo i Sprawiedliwość" oraz że "kwota przysługującej tej partii dotacji podmiotowej wynosi zatem 38 772 567,16 zł". Innymi słowy: PKW powiedziała ministrowi, że PiS ma otrzymać pieniądze. Pismo jest jednoznaczne, ma swoją sygnaturę - ZKF.820.2.3.2024.
Co więcej, zgodnie z Kodeksem wyborczym to ono, a nie uchwała, stanowi podstawę do wypłacenia środków partii politycznej przez ministra finansów. Artykuł 150 par. 6 Kodeksu wyborczego stanowi bowiem, że minister właściwy ds. finansów dokonuje przekazania dotacji na rachunek bankowy na podstawie informacji Państwowej Komisji Wyborczej. Informacji, nie uchwały. Ustawodawca uznał bowiem w uproszczeniu tak: jak będzie uchwała PKW, to przewodniczący PKW napisze informację i wyśle ją ministrowi. A minister informację przeczyta i zrobi to, co w tej informacji napisano. Minister jednak zrobić nie chce - pomija bowiem informację, którą otrzymał, skupia się zaś na samej uchwale.
Ciąg dalszy tej sytuacji łatwo przewidzieć. Sylwester Marciniak, przewodniczący PKW, odpisze ministrowi Domańskiemu, że pieniądze PiS-owi należy przekazać i że informował już o tym Domańskiego 30 grudnia 2024 r. Domański zaś wtedy odpowie, że on chce stanowisko całej Państwowej Komisji Wyborczej, a nie tylko jej przewodniczącego. Już to zresztą zasygnalizował podczas jednego z udzielonych wywiadów.
Jak na złość dla członka rządu, rację tu ma sędzia Marciniak, a nie Domański. Po pierwsze: zgodnie z art. 158a par. 1 Kodeksu wyborczego to przewodniczący PKW reprezentuje komisję oraz nadzoruje wykonanie uchwał komisji.
Po drugie: PKW, aby podjąć jakieś działanie w całym gronie, musi mieć do tego podstawę prawną. Kodeks wyborczy nie dopuszcza zaś wydawania uchwał doprecyzowujących na podstawie pytań zadanych przez ministra finansów. Nie pozwala też na objaśnianie wątpliwości organowi, którego zadaniem jest wykonanie uchwały. Temu objaśnieniu, co organ - czyli minister - ma robić, służy informacja, w której wskazuje się, czy wypłacić, czy nie. Taką informację minister Domański już dostał. Napisano mu, że ma środki wypłacić.
Po trzecie wreszcie: różne organy państwa funkcjonują dzięki temu, że wybierają właściwie umocowanych do wypowiadania się w ich imieniu przedstawicieli w korespondencji z innymi organami państwa. Gdyby miało tak nie być, dlaczego mielibyśmy przyjmować, że wystarczy, że z pytaniem do PKW zwrócił się jeden minister finansów? Powinni napisać minister, wiceministrowie oraz wszyscy pracownicy izb administracji skarbowej. Albo - idąc wyżej, a nie niżej - może pismo ministra finansów powinno zostać opatrzone kontrasygnatą premiera? To oczywisty absurd.
Unikanie odpowiedzialności
Cała sytuacja jest skomplikowana, choć wyjaśnienie jej akurat jest dość proste. Obowiązujące prawo nakazuje ministrowi finansów wypłacić środki Prawu i Sprawiedliwości. On wypłacić nie chce, choćby dlatego, że wypłacenia tych środków opozycyjnej partii nie chce szef Domańskiego, premier Donald Tusk. Inny powód jest taki, że PiS w kampanii wyborczej naprawdę wykorzystywało państwowe zasoby do budowania swojej popularności, na co najlepszym dowodem są choćby organizowane z państwowych pieniędzy pikniki, na których promowano inicjatywy ówczesnego rządu.
Nie można wykluczyć wariantu, że PiS kiedyś jeszcze wróci w Polsce do władzy. Domański o tym wie i wie też, że jeśli pieniędzy nie wypłaci, czeka go postępowanie karne. Politycy PiS przecież mówią o tym wprost. Tworzone więc teraz są kwity, które mają posłużyć temu, aby minister Domański mógł w przyszłości dowodzić, że nie zaniedbał swoich obowiązków, lecz wręcz przeciwnie: że skrupulatnie je wypełniał, pytając, co ma robić.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski