Wietnamczycy rządzą Platformą
Urszula Gacek, eurodeputowana PO, dostała od swojej partii propozycję startu w wyborach z kiepskiego czwartego miejsca na liście w Małopolsce. Rozżalona wycofała się z kandydowania i wypłakiwała się w mankiet kolegom z PO. „Ale Donald walczył o mnie” – zapewniała, pocieszając samą siebie. Anegdota ta dobrze oddaje sytuację w Platformie.
19.05.2009 | aktual.: 19.05.2009 11:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Oto lider partii musi walczyć z silniejszym od siebie rywalem o to, by jego kandydatka znalazła się na dobrym miejscu na liście wyborczej. Walkę tę druzgocąco przegrywa. Kandydatka nie ma pretensji, bo wie, że „Donald walczył”, ale nic nie mógł. Wycofała się więc z listy, a na jej miejsce znany działacz sportowy wicepremier Grzegorz Schetyna wpisał... żużlowca Roberta Wardzałę. Wcześniej liderką listy została jego decyzją Róża Thun.
Jeszcze bardziej kompromitujące dla autorytetu Tuska jako lidera partii było to, co stało się na Podkarpaciu. Jak opowiadają nasi informatorzy, Tusk obiecał tam „jedynkę” na wyborczej liście eurodeputowanej Elżbiecie Łukacijewskiej. Ale Schetyna dogadał się z byłym przewodniczącym „Solidarności” Marianem Krzaklewskim, nie przejmując się wcale obietnicami Tuska. Lokalni działacze początkowo protestowali, ale po telefonach z centrali szybko ucichli.
Łzy Sławomira Nowaka
Z punktu widzenia wielu działaczy PO konfliktu pomiędzy Tuskiem i Schetyną nie widać. Obaj panowie razem grają w piłkę i piją piwo. Ale napięta sytuacja w PO nie pozostaje bez wpływu na jakość rządzenia. Niektórzy to jej właśnie przypisują ciężką atmosferę w Kancelarii Premiera. – Tusk jest ostatnio strasznie znerwicowany. Nie okazuje tego na zewnątrz, ale wyżywa się na najbliższym otoczeniu, traktując je okropnie, wyzywając ludzi jak bure suki – opowiada nasz informator. W takich chwilach pracownicy kancelarii wolą schodzić z drogi szefowi i kryją się w swoich pokojach. Ale chwilami sprawy wymykają się spod kontroli. Niedawno premier wezwał do siebie ministra Sławomira Nowaka, odrywając go od umówionej wcześniej rozmowy z dziennikarzem. Po chwili Nowak wyszedł z jego gabinetu ze łzami w oczach.
To Grzegorz Schetyna decyduje w PO o kluczowych sprawach dotyczących mediów. – Schetyna ma kontakty z mediami na poziomie właścicielskim. To on ma bliskie relacje z Solorzem. Ma też świetne kontakty z szefami koncernu ITI, dla których dopychał kolanem sprawę pieniędzy na stadion w Warszawie. Spotyka się również z ludźmi z koncernu Axel Springer. To także on stoi za próbami przejęcia „Rzeczpospolitej” – mówi nasz informator.
To Schetyna był też autorem porozumienia z LPR w sprawie TVP. Według naszego informatora rozmowy z Romanem Giertychem w tej sprawie prowadził oddelegowany przez Schetynę (a nie Tuska) Siemoniak, który w latach 1994–1996 pracował w TVP, m.in. na stanowiskach dyrektora Biura Oddziałów Terenowych i dyrektora Programu 1.
Schetyna potrafi przekuwać swoje wpływy w mediach zarówno na budowanie pozycji PO, jak i własnej pozycji w ramach tej partii. Jej działacze boją się, że jeśli podpadną sekretarzowi generalnemu, to oberwą także od mediów.
To Schetyna potrafił w ostatnim czasie wyciągnąć dla siebie największe zyski z faktu, że PO znajduje się pod szczególna ochroną mediów. Przypomnijmy, że sama jego nominacja na ministra odbierana była dość powszechnie jako kontrowersyjna. Przypominano mu łączenie polityki z biznesem, budowę wrocławskiego układu, posługiwanie się wulgarnym językiem, partyjny zamordyzm. Jednym słowem miał on wizerunek faceta formatu niewystarczającego do kierowania ważnym ministerstwem, o wyższych stanowiskach nie wspominając. Jeszcze rok temu sytuacja, w której Schetyna wypowiadać się będzie w mediach niemal jako ekspert od związków polityki z biznesem, oceniający, czy czyjeś interesy są zgodne z zasadami etyki, wydawałaby się niemożliwa. Tymczasem niepostrzeżenie stało się to czymś niemal normalnym.
Anioł i prokurator
Wielu działaczy PO zwraca uwagę na to, że oprócz Tuska Schetyna pozostaje w konflikcie także z Januszem Palikotem. – Schetyna potrzebuje żołnierzy, a Palikot takim nie jest. Dla występu w telewizji potrafi się nawet chwilowo zerwać z łańcucha, a to się Schetynie nie podoba. Poza tym Palikotowi bliżej do Tuska niż wicepremiera – mówi nasz informator.
Po publikacji „Gazety Polskiej”, w której zamieściliśmy nagranie byłego współpracownika Palikota Dariusza Piątka, obciążającego Palikota za nielegalne finansowanie kampanii wyborczej, prokurator krajowy Edward Zalewski zdecydował o wznowieniu umorzonego śledztwa w tej sprawie. „Grzegorz na pewno nie jest osobą, która się z tego nie cieszy” – powiedział wtedy o Schetynie Palikot. „Czekam tego dnia jak anioł Słowa Bożego. Sprawa w końcu się zakończy. Albo nie. Wierzę, że będzie dobrze. A jak nie, no to jestem ukrzyżowany” – powiedział.
Palikot odniósł się tym samym do faktu, że prokurator Zalewski jest człowiekiem Grzegorza Schetyny. Pochodzi on z Wrocławia i według naszych informatorów, został narzucony przez wicepremiera ministrowi Andrzejowi Czumie wbrew jego woli. Przypomnijmy, że kampanię Palikota wsparli sporymi kwotami m.in. studenci i emeryci. Wielu spośród wspierających znalazło później dzięki Palikotowi pracę.
Z Palikotem zaprzyjaźniony jest marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, którego ostre ataki na PiS zdaniem niektórych polityków PO są przede wszystkim elementem budowania przez niego swojej pozycji we własnej partii. – Komorowski puszcza sygnał do partyjnych dołów, że jest liczącym się wciąż twardym graczem, zajmującym w Platformie miejsce drugie i pół – mówi nasz informator. Palikot z Komorowskim spędzili ze sobą co najmniej sześć wspólnych sylwestrów. Komorowski przyjeżdżał w roli „rozjemcy” pacyfikować konflikty w lubelskiej PO. Razem z Palikotem jeździli na polowania, w tym także na terenie Rosji.
Jako sojusznik Komorowskiego postrzegany jest też Bogdan Klich, który był zastępcą obecnego marszałka Sejmu, kiedy ten był ministrem obrony w rządzie Jerzego Buzka.
„Smutny obraz wielkiego tchórzostwa”
Autorytarny styl rządzenia PO widać w wielu regionach. – Prawie wszędzie oglądamy ten sam obrazek – sekowani są ci, którzy Platformę zakładali, często od lat związani z lokalnym samorządem. Zamiast nich wchodzą wierni żołnierze Schetyny lub czasem Tuska. Mówimy na nich Wietnamczycy, bo wszyscy są tacy sami. Bez indywidualności, bierni, mierni, ale wierni – opowiada nasz informator. Tydzień temu o tym, jak zostali potraktowani przez Janusza Palikota, opowiadali na łamach „Gazety Polskiej” byli liderzy PO w Lublinie. Podobnie jest niemal w całym kraju.
Według naszych rozmówców modelowym przykładem opisanego wyżej zjawiska jest to, co dzieje się w Szczecinie. Pod koniec kwietnia Platforma usunęła z fotela marszałka województwa zachodniopomorskiego własnego urzędnika Norberta Obryckiego, bo zażądał tego lider tamtejszej PO Sławomir Nitras. Podczas pożegnalnego przemówienia Obrycki popłakał się, a koledzy podawali mu szklanki z wodą. Dopiero po dwóch minutach mógł on kontynuować swą mowę. Siostra Obryckiego Anna Kornacka, działaczka Partii Kobiet, komentowała w kuluarach: „Przyglądałam się żenującemu zachowaniu radnych PO”. „Niestety, pokazali smutny obraz wielkiego tchórzostwa. Nikt z dziesięciu radnych nie odważył się powiedzieć, dlaczego tak naprawdę Norbert musiał odejść. Nie zdobyli się nawet na to, by głośno podziękować” – mówiła też. Wśród zarzutów wysuwanych wobec marszałka przez partyjnych kolegów był także ten, że jego siostra stała się szarą eminencją zachodniopomorskiego urzędu marszałkowskiego. Podczas wizyty w Szczecinie wicepremier Schetyna
milczał na temat sprawy Obryckiego. Byłego marszałka zastąpił Władysław Husejko, kiedyś działacz Unii Wolności.
Twardą rękę Schetyny widać było też w czasie konfliktu w Świętokrzyskiem. W pewnym momencie osłabła tam pozycja Konstantego Miodowicza. Rozmawiający z „Gazetą Polską” lokalni działacze PO zarzucali Miodowiczowi wspieranie postkomunistycznych układów, nawet kosztem... kolegów z PO.
Kiedy wydawało się, że Miodowicz przegrywa, do akcji wkroczył Schetyna. W efekcie Miodowicz dostał drugie miejsce na liście kandydatów na eurodeputowanych z Małopolski, kosztem m.in. wspomnianej Urszuli Gacek.
Piotr Lisiewicz