PublicystykaWarzecha: "PSL może być partnerem niekłopotliwym, ale tylko dopóki Kaczyński nie spróbowałby go zdominować" (Opinia)

Warzecha: "PSL może być partnerem niekłopotliwym, ale tylko dopóki Kaczyński nie spróbowałby go zdominować" (Opinia)

PSL zapędziło się samo w kozi róg i próbuje się z niego jakoś wydobyć przy rosnącym wewnętrznym napięciu. Słowa Marka Sawickiego o ewentualnej koalicji z PiS, które wywołały duże poruszenie, nie są niczym zaskakującym.

Warzecha: "PSL może być partnerem niekłopotliwym, ale tylko dopóki Kaczyński nie spróbowałby go zdominować" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk
Łukasz Warzecha

08.06.2019 | aktual.: 08.06.2019 15:30

Wypowiedź Sawickiego to przejaw wewnętrznej walki między frakcjami, ale też próba powrotu do tradycyjnego kursu ludowców, który kiedyś lapidarnie opisał walczący dziś z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem Waldemar Pawlak. Na pytanie: "Kto wygra wybory?" Pawlak miał odpowiedzieć: "Jak to? Nasz koalicjant".

Gdyby koalicjantem miała pozostać PO, słynne słowa Pawlaka by się raczej nie sprawdziły. PSL jest rozdarty. Celowość sojuszu z Koalicją Europejską jest podawana przez część jego działaczy w wątpliwość, ale przecież nie dlatego, że jakaś grupa polityków PSL nagle poczuła się niesamowicie przywiązana do wartości konserwatywnych. Chodzi o to, o co PSL-owi zawsze chodziło, czyli o dostęp do fruktów władzy.

Ocena skuteczności gambitu Kosiniaka-Kamysza jest mieszana. PSL zdobyło w koalicji trzy mandaty w Parlamencie Europejskim – dla Adama Jarubasa, Jarosława Kalinowskiego i Krzysztofa Hetmana. Ci trzej kandydaci uzyskali łącznie 348 tys. głosów. Trzy mandaty to było minimum pozwalające Kosiniakowi-Kamyszowi uniknąć natychmiastowego rozliczenia.

Dwóch kandydatów PSL startowało z jedynek (Kalinowski i Hetman), Jarubas zaś z drugiego miejsca w Małopolsce. PSL dostało na listach KE trzy pierwsze miejsca, ale Czesław Siekierski na Podkarpaciu do PE się nie dostał. W 2014 roku PSL, startując samodzielnie, przy frekwencji niespełna 24-procentowej, dostało w sumie 6,8 procenta, czyli 480 tys. głosów i cztery mandaty. Obecny wynik nie jest więc klęską, ale też nie jest sukcesem. Oznacza zmniejszenie stanu posiadania o jeden mandat. Dyskusja dotyczy tego, co by było, gdyby PSL nie związało się z Koalicją Europejską.

Przy czym, o ile Parlament Europejski ma dla PSL mniejsze znaczenie, to wybory do Sejmu mają ogromne. Również dlatego, że już jesienią ubiegłego roku PSL zostało mocno poszarpane przez PiS na wsi, gdzie wcześniej rządziło niepodzielnie. A to oznacza naruszenie podstaw bytowych znacznej części PSL-owskiego aparatu.

Jak może dzisiaj kalkulować frakcja, której przedstawicielem jest Sawicki? Koalicja Europejska nie ma pomysłu na podjęcie walki z PiS. Pogrążyła się w tematach obyczajowych, niemożliwych do zaakceptowania przez tradycyjnego wyborcę PSL. Jej przegrana jesienią jest dzisiaj więcej niż prawdopodobna. Plan ewentualnego ataku na Senat nie jest dla PSL atrakcyjny, bo nie daje żadnego przełożenia na realną władzę.

Może się więc okazać, że lepszym wariantem jest start samodzielny i liczenie na to, że znów uda się przeskoczyć 5-procentowy próg. A jeśli się uda, zaś PiS nie zdobędzie wystarczającej większości, żeby drugi raz rządzić samodzielnie, PSL chętnie pomoże. Jest bardziej obliczalne niż chimeryczny Kukiz, jako koalicjant zawsze stawiało proste wymagania: kilka resortów, w tym oczywiście rolnictwa, i możliwość zaspokojenia apetytów działaczy w agencjach czy spółkach skarbu państwa.

To samo robi przecież sam PiS, więc w czym problem? Przy czym, wobec skali wygranej PiS w wyborach samorządowych, koalicja na centralnym szczeblu mogłaby też doprowadzić do przetasowań lokalnych korzystnych dla PSL.

To jest jedna strona medalu. Ale jest też druga: PiS, gdyby miało wybór (choć to i tak ostatecznie kwestia decyzji naczelnika), wybrałoby być może Kukiza, a nie PSL. PSL jest bowiem partią stabilną, trudną do rozmontowania i konsumpcji jako przystawka. Może być partnerem niekłopotliwym, ale tylko dopóki Kaczyński nie spróbowałby go zdominować. Kukiz – to co innego. Tutaj prezes może mieć ogromną nadzieję na szybkie podporządkowanie koalicjanta.

To oczywiście wszystko tylko spekulacje. Nie wiemy, w jakiej kondycji ugrupowanie Pawła Kukiza będzie jesienią, czy w ogóle będzie mieć szanse na przekroczenie progu. Nie wiemy, w jakiej sytuacji będzie PSL.

Na razie pod wpływem krytyki, także tej ze strony wyborców, PSL wstępnie zdecydowało o wyjściu z Koalicji Europejskiej, ale to nie jest decyzja ostateczna, bo na tę trzeba poczekać do końca czerwca. Być może to tylko zagranie negocjacyjne, które ma zmusić Schetynę do ustępstw, w tym dotyczących takiej modyfikacji przekazu, żeby wyeliminować z niego skrajnie lewicowe elementy, szkodzące kandydatom PSL na wsi. Zarazem jednak trudno sobie wyobrazić, że za dwa tygodnie Rada Naczelna PSL ogłasza, że partia jednak zostaje w KE. Sprawiałoby to wrażenie skrajnego braku powagi. Ale – nie takie rzeczy się w polskiej polityce działy.

Tyle że pozostaje pytanie: co właściwie PSL zyskuje, pozostając w związku z KE, która widoki na wygraną ma słabe? A przecież im dłużej stronnictwo w tym związku tkwi, tym trudniej będzie mu później, po wyborach, ewentualnie zmienić front. Bo tym kłopotliwsze byłoby uzasadnienie wejścia w taki sojusz przez PiS. Największe szanse na ewentualną koalicję z najbardziej prawdopodobnym zwycięzcą daje więc samodzielny start. Kosiniak-Kamysz z kolei wie, że wygrana tej koncepcji oznaczać by musiała jego porażkę. O ile mógłby jeszcze firmować samodzielny start w wyborach, to już nie koalicję z PiS. Jednym z jej warunków, stawianych przez PiS, byłaby wymiana prezesa PSL, najchętniej zapewne na Waldemara Pawlaka.

Ciekawe są pojawiające się właśnie plotki o przymierzu PSL z Kukizem. Brzmi jak political-fiction i najprawdopodobniej czymś takim się ostatecznie okaże, ale czy to nie byłby teoretycznie interesujący wariant? Kukiz jako filar miejski, PSL – filar wiejski, wspólne konserwatywne wartości, założenie, że dąży się do przełamania duopolu i wspólnie tworzy poważną trzecią siłę. Problem w tym, że taki sojusz mógłby być nie do przyjęcia dla elektoratu Kukiza, który przecież wciąż ma w sobie element antysystemowy (inna sprawa, że jest go dziś mniej niż w 2015 roku), podczas gdy PSL jest kwintesencją systemowości.

Inna rzecz, że dzisiaj każdy tekst o przewidywaniach w polskiej polityce wypada kończyć ostrożnym zastrzeżeniem: nie takie rzeczy się działy. Dla drugiego szeregu politycznych zawodników kluczowe mogą się okazać najbliższe tygodnie, do ostatecznej decyzji PSL o wyjściu z Koalicji Europejskiej.

Źródło artykułu:WP Opinie
Zobacz także
Komentarze (0)