"Niech w Moskwie też nie śpią". W Rosji już widać popłoch
Jeszcze pół roku temu uderzenia odwetowe Ukrainy były niemożliwe do wykonania. Wszystko zmieniły głośna akcja "Armia Dronów" i narodowy program, dzięki któremu Ukraina produkuje bezzałogowce na potęgę. Na Kremlu już rośnie panika. Boją się, że rosyjskie niebo zapłonie.
Siadając w jakiejkolwiek ukraińskiej restauracji, na kartach menu zauważymy wydrukowaną informację, jaki procent utargu jest przekazywany na Siły Zbrojne Ukrainy. Czasem są to konkretne cele: zakup wyposażenia osobistego, zrzutki na kupno samochodów terenowych, a nawet bezzałogowców uderzeniowych. Tankując na kijowskich stacjach benzynowych, często można zobaczyć puszki: "za Kijów", "oko za oko" czy "niech w Moskwie też nie śpią".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Armia Dronów"
Od października 2022 roku alarmy przeciwlotnicze w Ukrainie są ogłaszane niemal codziennie. Kijowianie przywykli do tego stopnia, że nikt nie reaguje, kiedy zaczynają wyć syreny. W stolicy chęć odwetu za ataki jest bardzo duża. Dzień przed pierwszym masowym uderzeniem na Moskwę, mer Kijowa Witalij Kliczko wezwał Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Walerija Załużnego do "koszmaryzacji" życia w Moskwie. Oficjalnie Ukraina do ataków się nie przyznaje.
Jeszcze pół roku temu uderzenia odwetowe były w zasadzie niemożliwe do wykonania. Ich prowadzenie umożliwiła ogólnoświatowa zbiórka pod nazwą "Armia Dronów", dzięki której na wyposażeniu ukraińskiej armii znalazła się wręcz niewiarygodna liczba różnego typu bezzałogowców. Dzięki darczyńcom żołnierze otrzymali niemal 3,5 tys. morskich i lotniczych dronów. Kolejnych 400 zostało przekazanych przez indywidualnych sponsorów.
Zbiórka została uruchomiona w lipcu ubiegłego roku. W jej promowanie włączyły się światowe gwiazdy. Do kupna cegiełek namawiał m.in. Mark Hamill, filmowy Luke Skywalker z "Gwiezdnych Wojen". Dotychczas zebrano ponad 110 mln dolarów, z których finansowany jest nie tylko zakup sprzętu, ale też szkolenia operatorów.
Najpopularniejszym modelem jest DJI Mavic, który kosztuje nie więcej niż dwa tys. dolarów. Stanowi podstawowe narzędzie rozpoznania obrazowego nad linią frontu. To z nich najczęściej pochodzą nagrania publikowane przez ukraińską armię w mediach społecznościowych. Ze względu na spory udźwig wykorzystywane są też do przenoszenia na podwieszeniach nieco zmodyfikowanych pocisków kal. 40 mm z granatników automatycznych.
Wiele tego typu przeróbek zostało wprowadzonych przez cywilną grupę Aerorozwidka, która już w 2019 roku zajęła się dostosowywaniem komercyjnych dronów do zadań militarnych. Modernizacje obejmują przede wszystkim przedłużenie zasięgu i zainstalowanie odpowiedniej optyki, w tym systemów termowizyjnych. Wkrótce po wybuchu pełnoskalowej wojny, pojawiły się wyrzutniki drukowane w 3D. To one odpowiadają za zrzuty granatów z oszałamiającą wręcz precyzją.
Jednak i tych dedykowanych nie omijają modyfikacje. Zarówno fabryczne, jak i polowe. Dron PD-2, który uderzył w rafinerię w Nowoszachtyńsku w czerwcu ubiegłego roku, miał zmodyfikowane wyrzutniki, które są napędzane bateriami od e-papierosów. Są tańsze, łatwiej dostępne i równie skuteczne, jak te certyfikowane.
Narodowy program budowy bezzałogowców
Znakomitą większość bezzałogowców stanowią niewielkie quadrokoptery czy lekkie bezzałogowce militarne. Aby dotrzeć do Moskwy, Ukraińcy potrzebują czegoś większego i własnej produkcji. Głównie ze względu na ograniczenia związane z możliwością użycia zachodniego wyposażenia na terytorium Federacji Rosyjskiej.
W lecie 2022 roku Ministerstwo Gospodarki, Ministerstwo Obrony, Ministerstwo Transformacji Cyfrowej, Ministerstwo Przemysłów Strategicznych, Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego i Rada Obrony Ukrainy rozpoczęły narodowy program budowy bezzałogowców, którego owoce - jak można przypuszczać - od kilku dni regularnie uderzają na cele w Federacji Rosyjskiej.
Dzięki programowi producenci zyskali ogromne ulgi i zwolnienia z podatków. Ułatwiono także procedury eksportowe. Władze w Kijowie szacują, że jednostkowy koszt produkcji bezzałogowca spadł nawet o 20 proc. Ma to zachęcić rodzimych producentów do prowadzenia prac badawczo-rozwojowych i rozwijania własnych zdolności.
- Niezależność przemysłu zbrojeniowego jest jednym z czynników decydujących o zdolności obronnej kraju - podkreślał podczas podpisywania ustawy ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow. - Rozwój i wspieranie ukraińskiego rynku bezzałogowych statków powietrznych jest jednym z kluczowych kierunków rozwoju - dodał.
W ciągu pierwszego kwartału wpłynęło 75 zgłoszeń od lokalnych producentów. Ministerstwo zawarło 16 umów na dostawę różnego rodzaju bezzałogowców.
- To dopiero początek - mówił podczas konferencji Reznikow. - Mówimy o rozwoju rynku bezzałogowców o szerokim spektrum zastosowań: powietrze-ląd-woda. Chodzi o kierowanie ogniem artylerii, atakowanie wrogich obiektów, dostarczenie sprzętu wojskowego, czy ewakuację rannych - tłumaczył.
Pierwsze z bezzałogowców, zamówionych w grudniowej transzy, już trafiły na front i to one mogą odpowiadać za ostatnie uderzenia w Rosji.
Ukraińska zdalnie sterowana pięść
Według analiz w ostatnim uderzeniu na Moskwę wzięły udział dwa typy statków powietrznych, które opracowano lub rozwinięto w ramach rządowego programu - UJ-22 Airborne i Bóbr. Prototyp pierwszego z nich był gotowy już w 2021 roku, jednak dopiero wybuch wojny przyspieszył prace badawcze.
W ich wyniku powstał bezzałogowiec zdolny przenieść ładunek o masie 20 kg na odległość 800 km ze średnią prędkością 120 km/h. Do 100 km można nim sterować przy pomocy naziemnej aparatury, a powyżej niej leci w trybie automatycznym, wzdłuż wyznaczonej trasy.
O drugim zrobiło się głośno w grudniu 2022 roku, kiedy znany ukraiński bloger Ihor Łaczenkow ogłosił zbiórkę na zakup rodzimych dronów-kamikadze. Zebrał 20 mln hrywien, które przekazał na rządowy projekt. Wyprodukowano za nie pierwsze cztery Bobry.
Oficjalnie jeszcze nie poinformowano, jakie dane techniczno-taktyczne mają nowe ukraińskie bezzałogowce. Można je jednak oszacować na podstawie nagrań i informacji przekazanych przez Rosjan. W pobliżu wraków znaleźli głowice kumulacyjne i burzące rosyjskiej produkcji KZ-6, które wykorzystują obie strony konfliktu. Według analityków Ukraine Weapons Tracker Rosjanie instalują KZ-6 na swoich dronach kamikadze typu Lancet.
Głowica nie jest wielka. Waży 3 kg, z czego 1,8 kg przypada na ładunek. Jest wykorzystywany głównie do niszczenia umocnionych obiektów - schronów, czołgów. Jest w stanie przebić 215 mm pancerza lub 550 mm betonu. Szacowany zasięg Bobra wynosi od 700 do 1000 km. System sterowania jest podobny, jak w UJ-22. Również charakterystyka lotu jest podobna.
Rosjanie informowali, że bezzałogowce skradały się do Moskwy, lecąc w dolinach rzek i pomiędzy wzgórzami, co chwilę znikając z ekranów radarów.
Panika na Kremlu
Oficjalne media Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej - TV Zvezda i portal ZvezdaWeekly - opublikowały alarmujące materiały: "Dlaczego ukraińskie drony przedostają się na nasze tyły?". Oczywiście twierdzą, że obrona przeciwlotnicza stanęła na wysokości zadania, a wszystkie maszyny, które pojawiły w Moskwie, spadły na bloki mieszkalne, ponieważ ich lot został "zakłócony" przez rosyjskie systemy walki radioelektronicznej. Rosyjska propaganda sama sobie przeczy, bo minister Siergiej Szojgu uderzenia w bloki nazwał już "celowym działaniem terrorystycznym".
- Podeszły na wyjątkowo małej wysokości, ukrywały się w zagłębieniach terenu, trudniej je wykryć, więc dotarły na nasze terytorium - stwierdził z kolei w rozmowie z NEWS.ru generał major lotnictwa Siergiej Lipowoj. Bredził, że w ten sposób "NATO testuje nową broń w Ukrainie", ale "test nie za bardzo się udał, ponieważ obrona przeciwlotnicza zadziałała odpowiednio".
Wojskowi analitycy podkreślają, że bezzałogowce przeleciały z okolic Kijowa, klucząc nad terytorium Federacji Rosyjskiej. Innego zdania jest jednak analityk Katedry Analiz Politycznych i Procesów Społeczno-Psychologicznych Rosyjskiego Uniwersytetu Ekonomicznego, prof. Aleksander Perendzijew.
- Jestem pewien, że nie pochodziły one z Ukrainy, ale zostały zbudowane gdzieś w naszym kraju. Dołączono do nich materiały wybuchowe i wysłano w kierunku Moskwy. Wydaje się, że obszary, z których zostały wystrzelone, znajdują się na południe od regionu stołecznego, ponieważ ataki były na południu - stwierdził w państwowej telewizji. Winę zrzucił na "agentów amerykańskiego wywiadu".
Mimo wielokrotnego propagandowego podkreślania, że obrona przeciwlotnicza "spisała się bardzo dobrze", niemal wszystkie rosyjskie media opublikowały poradniki, jak ukryć się przed atakami bezzałogowców.
- W przypadku ataku drona nie zbliżaj się do zakładów i fabryk. Jeśli zauważysz w pobliżu drona, musisz położyć się na ziemi, zakryć głowę rękami, aby elementy drona nie spowodowały obrażeń podczas eksplozji. Jeśli jesteś w tym momencie w domu, pozostaje zaufać Bogu, bo jeśli dron wleci w okno, do sypialni, to jak zostaniesz tam ochroniony? - mówił w NEWS.ru płk pil. Jurij Sytnik, znany rosyjski komentator wojskowy.
"Zapłata za wszystko, co zrobili w Ukrainie"
Eksperci podkreślają, że to dopiero początek, a atak z 30 maja miał jedynie sprawdzić czujność rosyjskiej obrony przeciwlotniczej i znaleźć jej słabe punkty. Dodają, że dzięki własnej produkcji i niewyobrażalnej skali dostaw z Zachodu, Ukraińcy będą mogli dokonać odwetu.
- Po 15 miesiącach wojny zdali sobie sprawę, że nie będą mieli powtórki z 2014 roku - stwierdził doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak. - Rosnące napięcie w Rosji, to, co dzieje się w obwodach biełgorodzkim i kurskim, to karmiczna zapłata za wszystko, co okupanci zrobili w Ukrainie - dodał.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski