"Trzech muszkieterów" PiS. Za plecami Kaczyńskiego toczy się ambicjonalna gra liderów
Byli ministrowie - edukacji i obrony - ścierają się w klubie parlamentarnym PiS. Gdy Jarosław Kaczyński przestaje chwilowo panować nad sytuacją, w partii potęgują się napięcia. Za plecami prezesa zaczyna się walka o schedę. Rosną ambicje zwłaszcza jednego polityka. Nikt nie chce odpuścić.
Przemysław Czarnek garnie się do kierowania kampaniami wyborczymi PiS, Mateusz Morawiecki zadeklarował chęć walki o schedę po Jarosławie Kaczyńskim, a Mariusz Błaszczak musi gasić pożary i niwelować emocje w rozhuśtanym dziś klubie parlamentarnym PiS.
Ta mieszanka ambicji i czasem sprzecznych interesów może doprowadzić do kolejnych kryzysów i napięć w formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Pierwszy bunt na pokładzie
Środa, 18 stycznia. W jednej z największych sal w budynku parlamentu trwa posiedzenie klubu PiS. Atmosfera - pozornie - wydaje się być niezła, posłowie rozmawiają o wydarzeniach w Sejmie i działaniach nowego rządu.
Jeśli ktoś się uśmiecha, to robi dobrą minę do złej gry. W wielu politykach PiS bowiem - jak relacjonują partyjni działacze - buzuje.
Z agendy nie schodzi temat skazanych przez sąd i przebywających w więzieniu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. W kuluarach toczą się również rozmowy o tym, jak działać w kolejnych dniach i tygodniach w parlamencie i poza nim.
Pomysły? - Żadnych finezyjnych - słyszymy. Niektórzy są zrezygnowani. Inni wzywają do "mobilizacji" i "aktywności".
Demonstracja 11 stycznia? Dziś już niewielu o niej wspomina.
W partii nikt nie ukrywa wściekłości na nowy rząd. Ale też frustracji z powodu niemożności zablokowania działań ekipy premiera Donalda Tuska - między innymi w prokuraturze czy mediach publicznych.
Zaczynają się napięcia.
Na posiedzeniu klubu parlamentarnego jego przewodniczący - wybrany w miejsce Ryszarda Terleckiego Mariusz Błaszczak - podejmuje temat wniosku o odwołanie z funkcji wicemarszałka Sejmu Krzysztofa Bosaka.
Ku zdumieniu znacznej części posłów PiS oraz Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry, były szef MON zarządza bezwzględną dyscyplinę: posłowie mają głosować za odwołaniem lidera Konfederacji. Czyli zgodnie z intencją klubu Lewicy, który wniosek złożył.
Głos zabiera Przemysław Czarnek. Nie kryje sprzeciwu i tłumaczy: PiS nie może iść na wojnę z Konfederacją, wyborcy tej decyzji nie zrozumieją, a środowiska prawicowe wściekną się po tym, jak okaże się, że PiS głosuje ręka w rękę z Lewicą.
Czarnkowi przyklaskują posłowie PiS. Wielu siedzi w konsternacji. Niektórzy piszą do dziennikarzy: "jest awantura".
Do reportera WP zadzwoni jeden z uczestników posiedzenia i powie, że "awantury może nie było", ale dawno nie widziano takiej sytuacji, że posłowie jawnie sprzeciwiają się woli szefa klubu PiS.
- Co to zatem oznacza? - zapytaliśmy.
- Że coś się zmienia - stwierdził nasz rozmówca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowy kampanijny sternik? Byłemu ministrowi rosną ambicje
Klub PiS zebrał się tego samego dnia drugi raz - po południu. To wtedy - jak ujawniliśmy w WP - Mariusz Błaszczak pod presją posłów (a także życzliwych prawicy środowisk i "liderów opinii") musiał ugiąć się i przyjąć propozycję Przemysława Czarnka.
Jaką? - Nie głosujemy przeciw, wyjmujemy karty i nie bierzemy udziału w głosowaniu - pada propozycja (w partii uznano ją za "kompromisową").
- Czy to oznacza, że pierwsze skrzypce w klubie zaczyna grać minister Czarnek? - pytamy jednego z parlamentarzystów PiS.
Ten odpowiada: - Nie, ale chce być w pierwszym szeregu i ma posłuch w partii. Wybija się, jest dobry na mównicy i wypadł najlepiej z przedstawicieli PiS na posiedzeniu komisji [śledczej ds. wyborów kopertowych - przyp. red.].
Co ciekawe, to Przemysław Czarnek właśnie kilka tygodni temu był wskazywany jako potencjalny rywal Mariusza Błaszczaka w walce o przewodniczenie klubowi PiS. Rywalizacji jednak nie było, bo szefa klubu jednoosobowo wskazał Jarosław Kaczyński. Padło na Błaszczaka.
Niemniej to na Czarnka orientuje się znaczna część klubu PiS, uznając jego diagnozy za słuszne. Zwłaszcza że Błaszczak nie jest tak wysoko oceniany, jak wielu się spodziewało.
Według nieoficjalnych informacji ambicje byłego ministra edukacji są tak duże, że ten chciałby się sprawdzić jako szef kampanii wyborczej PiS przed wyborami samorządowymi. O takim scenariuszu pisała gazeta.pl, ale nasi rozmówcy twierdzą, że żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły.
Jeden z posłów PiS mówi nam: - Moim zdaniem to info wypuścili ludzie Morawieckiego, żeby spalić Przemka.
Inny rozmówca przypomina, że to sami ludzie byłego premiera doprowadzili do zawieszenia Czarnka w sztabie prezydenta Andrzeja Dudy w 2020 roku (za budzące protesty wypowiedzi na temat osób LGBT).
Jak będzie? Zdecyduje prezes. Ale scenariusz, że to właśnie Czarnek przejmie stery w kampanii, jest prawdopodobne.
Trop? Wskazuje nam go inny z naszych rozmówców.
- Przemek organizuje dużą konferencję sił prawicowych [jak informowała WP, wydarzenie planowane jest na 24 lutego]. To ma być nieformalna inauguracja kampanii i nasze największe wydarzenie w najbliższym czasie. Jeśli to się uda, to Przemek naturalnie stanie się jednym z głównodowodzących.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wedle naszych informacji fakt, iż to Czarnek - jak pisała już kilka tygodni temu WP - nadzoruje organizację kongresu "sił prawicowych", skłonił go do sprzeciwu wobec decyzji Mariusza Błaszczaka o głosowaniu przeciwko udziałowi Konfederacji w Prezydium Sejmu.
- Przemek wychodzi z założenia, że prawicę trzeba konsolidować, a nie szukać w niej wrogów. PiS chciało wykończyć Konfę przed wyborami i wiemy, jak to się skończyło - twierdzi jeden z działaczy.
Gdzie sięgają więc ambicje Czarnka? W partii niektórzy plotkują, że nawet fotela lidera PiS.
Wpadka, a może plan. Morawiecki zaskakuje
Jak w tym układzie odnajduje się były premier Mateusz Morawiecki? - Zachowuje, że tak powiem, neutralność - twierdzi jeden z posłów PiS.
Co to oznacza? - Stara się trzymać dobre relacje ze wszystkimi. Jego ludzie się uspokoili. Nie gadają na innych, nie budują "frakcyjek" w klubie i partii - twierdzi jeden z rozmówców.
Inny: - Morawiecki, wbrew różnym teoriom, nie zamierza też topić Sasina jako świadek komisji ds. wyborów kopertowych. Broni "Maria" Kamińskiego, z którym przecież nie żył dobrze.
Kolejny rozmówca zwraca uwagę: - Ale Mateusz miał jedną wpadkę, która niektórych zdziwiła.
Co ma na myśli? Chodzi o zaskakującą deklarację byłego sprzed kilku dni w Radiu Zet. Morawiecki w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim przyznał, że jest gotów wystartować w wyborach na prezesa PiS (oczywiście w przypadku, gdy zrezygnuje z nich Jarosław Kaczyński).
- Chciałbym, żeby prezes Jarosław Kaczyński jak najdłużej był szefem PiS, spajał nasz obóz, a potem chciałbym również wystartować w tym zaszczytnym wyścigu - zadeklarował.
Po tej wypowiedzi snuły się w środowisku PiS dwie wersje wydarzeń.
Pierwsza: Morawiecki, w sytuacji, gdy partia musi się konsolidować, zwłaszcza wokół lidera, i skupić się na uderzaniu w rząd Tuska, nagle wypala, że chce być szefem PiS. - Głupie, po prostu głupie - mówił jeden z działaczy. Plotki? "Kaczyński miał być zirytowany akcją Mateusza".
Druga wersja: słowa Morawieckiego nie zaskoczyły prezesa, a wręcz mogły być z nim uzgodnione. Żadnych nerwów w związku z tym nie ma, bo taki jest plan: Kaczyński w końcu z funkcji prezesa ustąpi, a zastąpi go właśnie Morawiecki.
- Żeby tak się stało, musi udowodnić, że jest zawodnikiem wagi ciężkiej, który Tuskowi nie odpuści. Na razie tego nie widać - zwraca uwagę jeden z rozmówców.
Zauważa, że Morawiecki się uspokoił i wycofał nieco z aktywności publicznej. Według polityków PiS ma przygotowywać się do organizacji "zespołu pracy państwowej" PiS, który ma "punktować" rząd Donalda Tuska i proponować nowe rozwiązania legislacyjne.
Emocje są dziś jednak gdzie indziej. I raczej nie sprzyjają byłej partii rządzącej.
Szybkie i radykalne działania nowej władzy nie podobają się wielu wyborcom PiS, ale są oczekiwane przez zwolenników koalicji 15 października.
Formacja Jarosława Kaczyńskiego nie ma dziś pomysłu, jak się temu przeciwstawić. A publikowane sondaże poparcia - wskazujące na spadek notowań PiS - nie wpływają pozytywnie na morale w partii.
Niektórzy mówią wręcz o panice. Działacze PiS - na różnych szczeblach - mają obawiać się o przyszłość partii i własne poczucie bezpieczeństwa.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl